Kiedy słyszę w czasie spowiedzi, że ktoś odkrywa Maryję, nagle spływa na mnie rodzaj nadprzyrodzonego pokoju i pewność: "Nie stanie mu się żadna krzywda" - napisał na Facebooku dominikanin.
Przeczytaj cały wpis:
Wszystko, co w moim życiu najcenniejsze zawdzięczam Maryi. Tam gdzie pojawia się Ona, przychodzi wolność i radość, nie ma w tym ani grama przymusu. Nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć, ale tak mam od wielu lat. Od chwili urodzenia Ona zawsze była przy mnie, choć dopiero później przyszło zrozumienie.
Kiedy słyszę w czasie spowiedzi, że ktoś odkrywa Maryję, nagle spływa na mnie rodzaj nadprzyrodzonego pokoju i pewność: "Nie stanie mu się żadna krzywda".
***
Wychowano mnie na twardej szkole Ojców Pustyni, gdzie wielokrotnie słyszałem, aby nie ufać sobie. Kiedyś tego nie rozumiałem, dziś z podziwem i pewną zazdrością czytam zdanie napisane o świętym Antonim Wielkim: "Przeżył 105 lat i do końca nie zaufał sobie". Wolność świętego pustelnika imponuje.
Na sobie zawodziłem się setki razy. Na Maryi jeszcze nigdy.
* * *
W zakonie uczono mnie dystansu do duchowego romantyzmu i marzycielstwa, wystrzegania się wszelkiej formy przesady, podkreślano cnotę umiaru i trzeźwości w każdej dziedzinie życia. Kiedy szukałem cudowności, duchowych wrażeń i nowych przeżyć, w odpowiedzi słyszałem, iż większa łaską jest widzenie własnych grzechów, niż aniołów.
Następnie przyszło zrozumienie istoty Ewangelii, tu droga wcale nie prowadzi w górę lecz w dół. Nie ku zwiększaniu tajemnych, nadprzyrodzonych umiejętności lecz przede wszystkim ku pokorze.
My jesteśmy mrokiem, tylko Bóg jest światłem. Kto nie odkrył tej prawdy, nie zrozumie nic, a nic.
Jestem ostrożny w stosunku do objawień, wizji, cudowności, nadmiernych uniesień w przeżywaniu wiary. „Najlepiej prosić o wiarę, która nie potrzebuje cudów” – tłumaczył spowiednik. I choć mam szacunek dla osób przeżywających swoją religijność w sposób bardziej ekspresyjny, to dla mnie byłaby to droga nie tylko męcząca, ale i szalenie ryzykowna. Nie ufam w tym sobie i ufać nie zamierzam.
To co nadprzyrodzone cechuje się wewnętrznym pokojem. Dlatego najbliżsi mi są święci, którzy nie mówią zbyt dużo, kochają samotność, ciszę i nie są zbyt hałaśliwi.
Maryja, którą poznałem jest mistrzynią kontemplacji. Kiedy na Nią patrzę, przychodzi uspokojenie, a umysł się wycisza. Jej niewielką ikonę "podróżną" ze służewskiego sanktuarium biorę ze sobą w każdą podróż. Kiedy ilość zmartwień, czy ludzkiego cierpienia zaczyna przygniatać, uciekam się do Niej. Zawsze przychodzi ulga.
Jest przeźroczysta Duchem Świętym.
***
O Maryi nie mówi się łatwo, gdyż Ona jest tak pokorna, że aż przeźroczysta. Kiedy się pojawia, to z jednej strony jest ogromna siła i moc, a z drugiej niewiarygodna dyskrecja. Przyciąga dusze z delikatnością właściwą miłości.
Maryja ma w sobie lekkość, radość, przynosi z sobą Ducha Świętego i jest też wolna jak Duch Święty.
***
Co nam Bóg pokazuje przez Maryję? Przede wszystkim Jej pokorę: „Zobaczcie na Maryję, zobaczcie jak potrafię wywyższyć człowieka pokornego”.
Dlatego właśnie nie mówi się o Niej łatwo, nie wpadając w patos czy niepotrzebną ckliwość. Pokora jest zawsze ukryta.
Kiedy jednak Maryja człowieka dotknie, to zmienia się wszystko.
****
My katolicy w nieudolny sposób próbujemy wyrazić to co jest niewyrażalne. Stąd tak wiele mamy ikon Maryi. Bóg chce się posługiwać Maryją i przez Nią pokazywać jak blisko jest człowieka. Jeśli cierpisz, Bóg przez Maryję mówi: „Nie jesteś sam, jestem przy tobie”. Jeśli się cieszysz,
Bóg dodaje przez Maryję: „Twoja radość, jest moją radością”. Dlatego mamy wizerunki Matki Bożej Bolesnej, Matki Bożej Uśmiechniętej, Czarnej Madonny, Matki Bożej Pocieszycielki Chorych, Matki Bożej Różańcowej. To wciąż ta sama Maryja, przez którą Bóg objawia różne swoje cechy.
Nie ma takiego momentu w twoim życiu, na którym by mi nie zależało.
***
Cuda są ważne, bo zaświadczają o mocy Ewangelii, ale jest też coś znacznie ważniejszego niż samo fizyczne uzdrowienie - przemiana umysłu. Mówi o tym święty Paweł do wspólnoty w Rzymie. Bo jeśli głupio myślisz, zaczynasz głupio żyć.
***
„To nie jest tak, że mi się stan polepszył, ale mi się w głowie polepszyło. Aby użyć metafory, pewne pokoje się zamykają, ale nowe się otwierają” – opowiada w swoim świadectwie Marcin. To co mówi jest mi bardzo bliskie, dlatego też dzielę się tym linkiem. Poświęćcie proszę 6 minut na wysłuchanie jego świadectwa.
Tak właśnie działa Maryja. I to nie tylko na Służewie.
„I wtedy się poryczałem, poryczałem się ze szczęścia, bo uznałem to za znak od Matki Boskiej, że będzie dobrze...”
Skomentuj artykuł