Ks. Grzywocz: Człowiek jest bytem nieodpornym na zgiełk. Bez ciszy gubi siebie

Ks. Grzywocz: Człowiek jest bytem nieodpornym na zgiełk. Bez ciszy gubi siebie
Fot. Mishal Ibrahim / Unsplash

W dzisiejszym hałaśliwym świecie coraz częściej pojawia się tęsknota za ciszą. Jeśli uważnie śledzimy trendy charakteryzujące współczesną kulturę, zauważymy radosne zwiastuny tej tęsknoty, oznaki tego, że ludzie jej pragną, chcą do niej powrócić. Człowiek coraz mocniej czuje niebezpieczeństwo, jakie niesie ze sobą hałas. Wyczuwa pułapkę, jaką zastawia na niego nadmierny zgiełk. Dąży zatem do skupienia i milczenia - czytamy w książce "Bliskość Boga" ks. Krzysztofa Grzywocza. 

Publikujemy jej fragment.

Gdybyśmy pojechali do Zakopanego i poszli na przykład w stronę Zawratu, to około dziewięćdziesiąt pięć procent tej przestrzeni, która byłaby nam wówczas dana, byłoby ciszą. Tylko pięć procent stanowiłyby dźwięki: ptaka, który przeleciałby nam nad głową, czy delikatnego szumu liści. Nie trzeba jednak jechać w Tatry, żeby sprawdzić, czy tak jest. Wystarczy wyjść w nocy do lasu, by przekonać się, że panuje tam „bezdźwięczność”. Tak, takie są proporcje rzeczywistości, w ten sposób jest skonstruowany świat. Wszystko, co istnieje, jest drugą stroną ciszy – jej owocem, produktem i darem. Nie ma nic bardziej realnego niż cisza. Tam, gdzie jej nie ma, górę biorą fikcja i iluzja.

DEON.PL POLECA

Nadmiar dźwięków nas niszczy, bo jesteśmy na nie nieodporni 

Nadmiar dźwięków nas niszczy, bo jesteśmy na nie nieodporni – o wiele bardziej, niż nam się wydaje. Nawet współczesna psychologia to potwierdza. Człowiek jest bytem niewytrzymałym na zgiełk, ponieważ stanowi część natury, a ona ze swej – nomen omen – natury jest wyciszona. Sama z siebie nie zna hałasu, nie generuje go, nie ma w niej zbyt wiele brzmień. Jest natomiast otulona cichością. Człowiek jest elementem milczącej natury, dlatego hałas sprzeciwia się jego tożsamości.

Byłem kiedyś w lesie z moimi bratankami. W pewnym momencie zobaczyliśmy na polanie sarnę. Naraz jeden z chłopców niefortunnie coś krzyknął i zwierzę spłoszyło się. Najwyraźniej poczuło się przestraszone. Hałas wywołał w nim lęk, dlatego uciekło. Podobnie jest z człowiekiem. Czy jest on tego świadomy, czy nie, hałas go niepokoi, wywołuje w nim głęboką, nieokreśloną obawę. W człowieku stworzonym z ciszy, przez ciszę i dla ciszy, gwar powoduje wewnętrzny popłoch. Gdy słyszy jakiś hałas, w głębi siebie zaczyna biec jak przestraszone zwierzę. Często ludzie, opisując siebie jakąś metaforą, posługują się obrazem spłoszonego zwierzęcia. Mówią: „Jestem jak strwożona zwierzyna, jak przelękniony jeleń. Ciągle biegnę, biegnę i biegnę – nie mogę się zatrzymać”. Przerażona sarna ucieka aż do wyczerpania. Jeśli przestraszy się sarnę zimą, to koniec końców może ona umrzeć, bo gdy spocona przystanie, grozi jej, że wychłodzi się i zamarznie.

Powrót do ciszy jest jedynym ratunkiem

Hałasem zatem można przestraszyć również człowieka. Wówczas  – jak wspomniałem  – gdzieś w głębi (świadomie albo nie) ciągle „biegnie”, ponieważ ma w sobie niepokój. Co wtedy robi? Najczęściej próbuje wyprzeć ze świadomości, że jest spłoszony, że ucieka. Może to jednak zamaskować, jedynie tłumiąc lęk jeszcze większym hałasem. Zasłania trwogę zgiełkiem, próbując zagłuszyć prawdę o tym, że w ogóle gdzieś albo przed czymś ucieka. Im bardziej ten stan w sobie kamufluje, hałasując, tym bardziej się boi.

(…) Co zatem może pomóc człowiekowi dostrzec jego egzystencję pełną lęku, przerażenia, niepokoju, płytkości, braku tożsamości? Tylko cisza. Powrót do niej jest jedynym ratunkiem. (…)  Cisza jest królewską, boską ścieżką do tego, żeby uświadomić sobie, że nasze wnętrze jest chaotyczne. Dlatego w życiu duchowym tak bardzo cenimy milczenie. Także na poziomie współczesnej antropologii nie ma wątpliwości, że potrzebujemy go, by lepiej zrozumieć siebie. Powyższą tezę potwierdzają również filozofowie bytu, ale dla nas cenne jest przede wszystkim całe przesłanie teologii i duchowości ciszy. Dlaczego? Ponieważ „na początku było Słowo” (J 1,1), ale zanim zostało Ono wypowiedziane, była wielka cisza. Bóg jest niezwykle wyciszony. Ludziom hałaśliwym wydaje się dziwne, że modlą się, a Bóg milczy. Tak, bo On jest Ciszą. Wypowiedział tylko jedno Słowo (por. J 1,1) – nie słowa. Odwieczny Bóg wypowiada jedyne Słowo – Logos, swojego Syna. Reszta jest ciszą. Dlatego spotkanie z Bogiem to spotkanie z milczeniem, w którym rodzi się Słowo.

Ludziom hałaśliwym wydaje się dziwne, że modlą się, a Bóg milczy

Taki jest Bóg, ale ludzie hałaśliwi tego nie rozumieją, dlatego mają kłopot z modlitwą, bo ich zdaniem Bóg mówi za mało. Tymczasem Stwórca nie jest gadatliwy, On pomaga nam najpierw ciszą, dotyka nas nią, a dopiero później słowem. Jak gdyby mówił do każdego z nas: „Przede wszystkim wycisz swoje serce. Uspokój biegnące w tobie zwierzę. Zatrzymaj się”. (…)

Często, gdy dotyka nas dar ciszy, pierwszą rzeczą, której musimy doświadczyć, jest usłyszenie swojego lęku, niepokoju i dostrzeżenie spłoszonego zwierzęcia w nas, które biegnie ponad siły i jest bliskie wyczerpania, ale nie potrafi się zatrzymać: ani przy posiłku, ani na modlitwie, ani na wykładzie, ani w spotkaniu. Jest wciąż nieobecne, ciągle gdzieś indziej, nieustannie w biegu. Cisza w pierwszej kolejności uświadamia nam, jaki jest w nas chaos. Bolesne doświadczenie – zobaczyć, ile jest w nas lęku, niepokoju, bałaganu, dziwnych pragnień i oczekiwań. Ta świadomość jest jednak początkiem drogi do uzdrowienia – upokorzenie nigdy nie poniża, ale uzdrawia. Dlatego zachęcam, by w takim krytycznym momencie zobaczyć, co jest w nas. Wytrzymajmy ten pierwszy etap ciszy.

Wiele osób, także duchownych, ucieka już w tej początkowej fazie. Wchodzą w ciszę i wtedy wychodzi na jaw ich wewnętrzny bałagan, hałas, ból. Wówczas zwykle dezerterują, mówiąc sobie: „Nie wytrzymam tego bólu! To doświadczenie jest nieprzyjemne, milczenie jest nieprzyjemne… Ono boli”. Nie cisza jednak nas rani. Cierpimy z powodu tego, co mamy w sobie, z powodu prawdy o nas samych. Kiedyś jeden z wybitnych kierowników duchowych powiedział, że gdy pada deszcz, z ziemi wychodzą robaki. Podobnie bywa z ciszą – w momentach milczenia wychodzą z nas na wierzch nieuporządkowanie i lęk. To, o czym na co dzień nie chcemy słyszeć, co nagromadziło się w nas miesiącami, a nawet latami. Trzeba wytrzymać tę fazę.

Posmakować drugiego wymiaru milczenia

Jak długo ona trwa? Trudno jednoznacznie określić – czasami długo, czasami krótko. Wszystko zależy od tego, jaka jest historia owego braku ciszy w naszym wnętrzu. Bez względu jednak na to, jak długo ten etap się ciągnie, zachęcam, by wytrzymać jego początkowe stadium, ów pierwszy dar ciszy. Jeśli zniesiemy tę chwilę konfrontacji z własnym hałasem, to gdy ona się skończy, kiedy już zwierzę biegnące w nas wreszcie zatrzyma się spocone i uspokoi się, wtedy możemy posmakować drugiego wymiaru milczenia, który właściwie jest zasadniczy. Jest nim doświadczenie życia prawdziwego, pięknego i pełnego pokoju. Po prostu harmonia mundi. Niepojęta jest cisza, którą można w takich chwilach odczuć. To rodzaj jedności, która jest w głębi, z której już nie ma się ochoty wrócić do płytkiego hałasu. Kto doświadczył takiej ciszy, owej harmonii, ten nie chce słyszeć zbytecznych dźwięków, bo one go bolą. Taki człowiek dostrzega nieludzki wymiar hałasu, krzyku i zagonienia. Nie ma najmniejszej ochoty powrócić do stanu, w którym wcześniej trwał. Życie prawdziwe jest wyciszone i w tym wyciszeniu piękne i bezpieczne.

---

Tekst jest fragmentem książki "Bliskość Boga. Cisza. Modlitwa. Słuchanie" ks. Krzysztofa Grzywocza, wydanej przez Wydawnictwo WAM. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Krzysztof Grzywocz

W jaki sposób doświadczyć obecności Boga?
Czy wszyscy mogą wejść na drogę kontemplacji?
Jakie są konsekwencje braku ciszy w codziennym życiu?
Czy Boże milczenie jest karą?
Jak nauczyć się słuchać Boga,...

Skomentuj artykuł

Ks. Grzywocz: Człowiek jest bytem nieodpornym na zgiełk. Bez ciszy gubi siebie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.