Sobór Watykański II naucza, że Kościół taką samą czcią otacza Eucharystię jak Pismo Święte. To znaczy, że nie da się zastąpić jednego drugim.
"Stoję na najwyższej półce twojej domowej biblioteki, wciśnięta między stare, pożółkłe, od wielu lat nietknięte tomy encyklopedii Orgelbranda, do których jestem podobna z formatu i objętości. I tak stojąc od wielu lat niedostrzeżona, nieomal niewidzialna, spokojnie medytuję nad moim niewesołym losem. Tematem moich najczęstszych medytacji jest pytanie: po co kupiłeś mnie, człowieku, po co zapłaciłeś za mnie trzysta złotych, po co dźwigałeś mnie w teczce przez miasto i po co mnie przyniosłeś do domu? Po co? Czy po to, aby przerzucić kilka moich stronic, przeczytać pobieżnie na chybił trafił kilka wybranych wersetów, spojrzeć na mnie z bogobojnym drżeniem i odstawić nabożnie na najgórniejszą półkę w księgozbiorze?
[…] I pewnego dnia umarłeś. Szybko zjawili się spadkobiercy i likwidując mieszkanie, kiwali smutnie głowami nad twoim doczesnym majątkiem. Jeden znalazł mnie wśród książek zrzuconych bezładnie na podłogę. Schylił się, podniósł mnie i obejrzał, otrzepał mnie z grubej warstwy pyłu i rzekł drżącym od tkliwego wzruszenia głosem do stojącego obok młodzieńca: «Widzisz? Twój stryj nieboszczyk, Panie świeć nad jego duszą, był pobożnym człowiekiem. Miał Biblię. Weź sobie z niego przykład»".
Rzadko można dziś spotkać kogoś, kto deklaruje, że jest wierzącym chrześcijaninem i nie posiada Biblii. Niestety, nasze egzemplarze Pisma Świętego najczęściej nie noszą śladów wielokrotnego wertowania kartek i nierzadko tchną księgarnianą nowością. Gdyby im wszystkim dać choć na chwilę głos, jak uczynił to Roman Brandstaetter w przytaczanym powyżej opowiadaniu, usłyszelibyśmy pewnie wielki chóralny lament. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tak wielu księży zamiast sięgnąć po Pismo Święte i medytować nad jego tekstem, przygotowując niedzielną homilię, czuje się bezpieczniej, wertując różne pomoce homiletyczne albo nawet adaptując "kaznodziejskie gotowce"? Dlaczego często nasze spotkanie z Biblią ogranicza się jedynie do wysłuchanych czytań w czasie Mszy świętych?
Pewnie różne można by dawać odpowiedzi na te pytania. Jestem jednak przekonany, że w większości sytuacji nie chodzi o zwykłe lenistwo, a o paraliżujące "bogobojne drżenie". Biblia nas fascynuje, ale jednocześnie brak nam wiary, że słowo Boga jest na wyciągnięcie ręki, że z całą wolnością dzieci Bożych możemy po nie sięgnąć i że do nas przemówi. Bo modlitwa, której towarzyszy lektura Pisma Świętego, to najlepszy sposób, by nie tylko do Boga mówić, ale także Go słuchać.
Pierwszy Psalm, otwierający obszerną księgę modlitw, opowiada o człowieku szczęśliwym, który na końcu czasów okazuje się jednocześnie sprawiedliwym. Na czym polega tajemnica jego szczęścia? To prawda, on nie idzie za radą występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie siada w kręgu szyderców (Ps 1, 1). Skąd jednak ma siłę, by nie ulec pokusie? Skąd mądrość, by rozeznać, którędy podążać, by wiedzieć, jakie podjąć decyzje? Odpowiedź jest prosta, dzieje się tak, bo ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą (Ps 1, 2).
Ten sam wiersz można by jednak przełożyć w następujący sposób: "ma upodobanie w Prawie Pana, nad swoim Prawem rozmyśla dniem i nocą". Na takie tłumaczenie pozwala nie tylko oryginalny tekst hebrajski, w którym ta sama forma może oznaczać, że Prawo (Pismo) jest zarówno Jego (Boga), jak i tego, który nad nim rozmyśla. Nie brak bowiem w samej Biblii obietnic, według których Prawo Boga przestanie być czymś zewnętrznym, ale stanie się częścią wierzących.
Najdobitniej mówi o tym prorok Jeremiasz: "Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercach. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi ludem. I nie będą się musieli wzajemnie pouczać, mówiąc jeden do drugiego: Poznajcie Pana! Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Mnie" (31, 33-34). Kiedy to się stanie? Właściwie można powiedzieć, że już się zaczęło dziać. Spełnienie tej obietnicy zostało bowiem zapowiedziane na czas nowego przymierza (por. Jr 31, 31), które, jak wierzymy, Bóg zawarł z nami w Jezusie Chrystusie. Teraz więc wiele zależy od nas. Od tego, czy upodobamy sobie w Jego słowie, czy będziemy nad nim tak medytować, że przeniknie nasze serce i stanie się jednocześnie częścią nas samych, naszym słowem.
Warto przytoczyć w tym miejscu nauczanie ostatniego Soboru, który po przypomnieniu, że Kościół taką samą czcią otacza Eucharystię jak Pismo Święte (a to znaczy, że nie da się zastąpić jednego drugim), po wezwaniu biblistów i pasterzy, by zapewnili wiernym "szeroki dostęp do Pisma Świętego" (por. konstytucja Dei Verbum 22-23), stwierdza, że konieczne jest, "by wszyscy duchowni, zwłaszcza kapłani Chrystusowi, i inni, którzy, jak diakoni i katechiści, zajmują się prawowicie posługą słowa, dzięki wytrwałej lekturze i starannemu studium przylgnęli do Pisma Świętego, aby żaden z nich nie stał się «próżnym głosicielem słowa Bożego na zewnątrz, nie będąc wewnątrz jego słuchaczem», podczas gdy winien z wiernymi sobie powierzonymi dzielić się ogromnymi bogactwami słowa Bożego, szczególnie w liturgii świętej" (DV 25).
Ale to nie wystarcza. "Również Sobór święty usilnie i szczególnie upomina wszystkich wiernych, a zwłaszcza członków zakonów, by przez częste czytanie Pisma Świętego nabywali «wzniosłego poznania Jezusa Chrystusa»" (DV 25, por. Flp 3, 8). Wszyscy zatem, niezależnie od tego czy ciąży na nas obowiązek posługi słowa, jesteśmy wezwani do częstej lektury Pisma Świętego. A może lepiej powiedzieć - do jego częstej medytacji. Jak częstej? Tak, by się zatarła różnica pomiędzy Jego i naszym słowem, by Jego słowo wpisało się na stałe w nasze serca.
Trudne zadanie? Tak, niełatwe, bo zabiegani jesteśmy… bo czasy takie niesprzyjające… Ale możliwe. Przewidując niejako nasze trudności i obiekcje wobec częstej modlitewnej lektury Pisma Świętego, ono samo mówi o sobie: "Polecenie to bowiem, które ja ci dzisiaj daję, nie przekracza twych możliwości i nie jest poza twoim zasięgiem. Nie jest w niebiosach, by można było powiedzieć: Któż dla nas wstąpi do nieba i przyniesie je nam, a będziemy słuchać i wypełnimy je. I nie jest za morzem, aby można było powiedzieć: Któż dla nas uda się za morze i przyniesie je nam, a będziemy słuchać i wypełnimy je. Słowo to bowiem jest bardzo blisko ciebie: w twych ustach i w twoim sercu, byś je mógł wypełnić" (Pwt 30, 11-14).
Obyśmy nie byli tylko pobożnymi ludźmi, którzy Biblię mają, niestety, jedynie na półce, nie w sercu!
Skomentuj artykuł