Pewnego razu, jadąc nowojorskim metrem oddawałem się swojej ulubionej rozrywce - obserwowaniu ludzi. W metrze można dobrze się im przyjrzeć, bo siedzą w jednym miejscu i prawie zawsze unikają kontaktu wzrokowego.
Naprzeciwko mnie siedział sikh w drogim garniturze i turbanie. Obok niego muzułmanka, która również nosiła nakrycie głowy. W dalszej części wago nu zobaczyłem dwóch chasydów w długich czarnych płaszczach, w czarnych kapeluszach z płaskim rondem i z pejsami zwisającymi ze skroni.
Wyznawcy religii z całego świata, a wszystko to w jednym wagonie metra w Nowym Jorku. Potem zauważyłem, że mężczyzna siedzący z drugiej strony sikha czytał Biblię. Trudno było mi to stwierdzić z całą pewnością: książka wyglądała zwyczajnie, ale druk był drobny i rozmieszczony w dwóch kolumnach na stronie. Facet nie wyróżniał się spośród reszty, wyglądał jak zwyczajny podróżny czytający w metrze książkę.
Wyznawcy innych religii rzucali się w oczy, bo ich stroje były publicznym wyrazem ich wiary. Chrześcijanin z Biblią (o ile rzeczywiście nim był) wtapiał się w tło. Ja również.
Mój znajomy pisarz Chris Lowney nazywa to "chrześcijańskim problemem". Pytanie brzmi: co odróżnia chrześcijan od innych ludzi? Nasze życie wygląda właściwie tak samo, jak każdego innego człowieka. Niektórzy chrześcijanie żyją w klasztorach, a nieliczni szczęśliwcy mają dość swobody, by chodzić codziennie na Mszę i regularnie się modlić.
Pozostałych unosi rzeka maili, spotkań, prac domowych, spraw do załatwienia, dojazdów, obowiązków i sprawunków - jak wszystkich. Oglądamy te same programy w telewizji i chodzimy do kina na te same filmy. W religijnej pieśni powtarzamy słowa: "A wtedy wszyscy poznają, żeście moi, gdy miłość wzajemną mieć będziecie". Ale niechrześcijanie także starają się postępować etycznie i traktować innych dobrze. W czym więc na co dzień wyraża się ta różnica?
Inne religie, jak wykazała moja obserwacja pasa żerów metra, mają odpowiedź na to pytanie. Pobożni żydzi przestrzegają halachy, żydowskiego prawa, zawierającego przepisy dotyczące jedzenia, ubrania i innych aspektów życia codziennego. Wierzący muzułmanie modlą się pięć razy dziennie. Hinduiści dzielą się na kasty, z których każda ma odrębne sposoby ubierania się i postępowania. My, chrześcijanie, mamy niewiele zewnętrznych oznak tożsamości religijnej.
Jest tak dlatego, że Jezus nie był właściwie zainteresowany zewnętrznymi wyrazami pobożności. Znacznie bardziej interesował Go stan naszych serc.
Postępujemy po chrześcijańsku, gdy nasze serca są napełnione miłością do Boga i bliźnich. Żyjemy, jak przystało na uczniów Chrystusa, gdy pozostajemy w harmonii z działaniem Boga w świecie. To zaś w znacznie większym stopniu za leży od naszego wewnętrznego nastawienia niż od atrybutów zewnętrznych.
Wiem, że jestem chrześcijaninem, gdy jestem dostrojony do Bożej obecności "na czubku mojego pióra, mojego kilofa, mojego pędzla, mojej igły - a także na dnie mojego serca i umysłu", jak napisał Pierre Teilhard de Chardin.
Odpowiedzią na chrześcijański problem jest odnajdywanie Boga we wszystkich rzeczach, dostrzeganie Go w tym, co myślimy, czynimy i czujemy - w naszym życiu z rodziną, przyjaciółmi, kolegami, przypadkowymi znajomymi, w pracy i w odpoczynku.
Pomaga nam w tym rachunek sumienia. Dlatego nazywam go modlitwą, która zmienia wszystko.
* * *
Tekst pochodzi z książki Jima Manneya - "Prosta modlitwa, która zmienia życie".
Skomentuj artykuł