Na słowach można się poślizgnąć

Na słowach można się poślizgnąć
(fot. shutterstock.com)

Można gadać wiele. Można żyć najszczytniejszymi ideami. Ale wszystko to na nic, jeśli zabraknie czynu. Czynu nie da się sfingować tak jak słowa. Można go tylko wykonać lub nie. Czyn można sprawdzić, dlatego bardziej wyraża to, kim jesteśmy niż słowa.

"Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy" (Mt 21, 28).

"Jezus pragnie naszej milości, żebrze o nią...Zdaje się niejako na łaskę naszą. Nie chce nic wziąć, o ile Mu tego nie oddamy sami, a najmniejsza rzecz cenna jest w Jego boskich oczach" (św. Teresa z Lisieux).

Pewnego razu podczas wędrówki na obozie studenckim podszedł do mnie młody mężczyzna i przez dobrych kilkadziesiąt minut "najeżdżał" na księży. Miał też dużo wątpliwości związanych z wiarą i obecnością Boga w Kościele. Wysłuchałem go cierpliwie, choć przygryzałem się w język. Na końcu zapytałem go kontrolnie, czy ma zamiar do nas dołączyć. Odpowiedział, że jeszcze nie wie i musi się zastanowić. Uff, odetchnąłem. I w mojej głowie zrobiłem na nim krzyżyk. Nie wiedziałem wówczas, jak bardzo się pomyliłem. Później okazało się, że ten student stał się jednym z najbardziej zaangażowanych w duszpasterstwie, świetny organizator. Regularnie pojawiał się na mszach. Motywował innych do pracy. Był słowny. Jeśli coś obiecał, to zrobił. Potrafił też odmówić i kontestować, jeśli mu się coś nie podobało. Zrozumiałem, że na tamtym obozie miał głęboką potrzebę, by wyrzucić z siebie to, co go bolało.

DEON.PL POLECA

Spotkałem też innych studentów, którzy często mówili to, co duszpasterz "chciałby" usłyszeć. Ale na nich rzadko można było polegać. Entuzjastycznie zgadzali się na wiele rzeczy, a potem zwykle znajdowały się różne wymówki. Dzięki temu doświadczeniu wiem, że Jezus nie opowiada w dzisiejszej ewangelii zmyślonych historii, lecz opisuje rzeczywistego człowieka. Tę lekcję zapamiętałem na całe życie. Po pierwsze, zobaczyłem, że często sam w sobie jestem rozdwojony. Potrafię powiedzieć "tak" i "nie" równocześnie, i jakoś się tym nie przejmuję. Po drugie, człowiek szczery, nawet jeśli drażni mnie  to, co i jak mówi, bywa bliższy prawdy niż ten, z którego wydobywają się piękne słowa, a jego serce nie ma z tym nic wspólnego. Nie wiem do dzisiaj, dlaczego nie przerwałem owemu studentowi, powstrzymując swoje pierwsze reakcje na, w mojej ocenie, wiele sloganów i medialnych uproszczeń, które usłyszałem z jego ust. Po trzecie, zrozumiałem, że ludziom należy ufać, a z drugiej strony pamiętać, że nie wszystko co mówią, wypływa z tego, kim rzeczywiście są.

W dzisiejszej przypowieści Jezus opowiada o dwóch synach, którzy z powodu ich niewłaściwej relacji do ojca, posuwają się do nieszczerości. Dla pierwszego syna ojciec jest tym, którego należy się bać. Dlatego trzeba go grzecznie i poprawnie, a jakże, ale jednak oszukać. Syn odpowiada więc służalczo jak królowi: "Idę, panie" (Dosłownie: "Oto ja, Panie"). Ojciec mógł być pod wrażeniem. Ale gotowość syna była działaniem na pokaz. W oczach drugiego ojciec jest ucieleśnieniem "przymusów" i ciągłych żądań. Dlatego trzeba mu się wprost przeciwstawić. Ojciec nie dyscyplinuje syna, pozwala mu na odmowę.

Pierwszy syn buntuje się wewnętrznie, lecz zewnętrznie udaje posłusznego. Drugi ma odwagę postawić się zewnętrznie, choć, jak się potem okazuje, jego reakcja też nie do końca odzwierciedla jego wnętrze, skoro "opamiętał się" - przebił się przez skorupę buntu i udał się do winnicy. Ani jeden ani drugi nie zna do końca siebie. Obaj nie znają też swojego ojca. Trzeciego, idealnego syna nie ma. Jezus mówi jednak, że z tych dwóch niedoskonałych postaw lepsza jest ta, która wyraża się w zewnętrznym buncie niż w serwilizmie, skrywającym obłudę.

Zanim odpowiemy czynem, najpierw odpowiadamy słowem. Słowo można zafałszować, spetryfikować, zwłaszcza jeśli przyjmiemy za dogmat, że najważniejsza jest "właściwa" odpowiedź, by mama była zadowolona, by ksiądz był zadowolony, by przełożony w pracy był zadowolony, by szef partii był zadowolony, by biskup był zadowolony, by czytelnicy byli zadowoleni.

W jednym z katolickich czasopism przeczytałem skądinąd ciekawy komentarz do tej Ewangelii. Autor snuje inspirującą refleksję nad słowem "opamiętać się" i nawróceniem. Konkluzja jest jednak taka, że arcykapłani i i starsi ludu, którzy reprezentują "potulnego" syna, dzisiaj przetrwali w ogólnym bycie - Europie, a ściślej pośród "onych", "bo brak im korzeni, które odrzucili". Czy czytelnicy owej gazety nie będą zadowoleni, że to nie o nich chodzi w tej Ewangelii, lecz o anonimowych "onych"? I w ten sposób zapewne w dobrej wierze autor popełnia ten sam błąd, który popełnili arcykapłani: problem nie leży w nas, lecz w celnikach i grzesznikach... Przecież my zawsze jesteśmy wierni Bogu.

Konformizm na tym świecie popłaca. I wcale nie omija Kościoła. Lepiej wydawać się cnotliwym, zwłaszcza w porównaniu z innymi, niż takim być. Grunt to powiedzieć takie słowa, które "powinno się" powiedzieć. Liczy się forma. Reszta jest nieistotna. Wszystko wygląda cacy, jeśli taki czy inny przełożony dobrze się poczuje. I wielu osobom znacznym i mniej znacznym, także w Kościele, bardzo to schlebia. Łatwiej wtedy przymknąć oko, pozwolić na to, czego innym by się nie pozwoliło. W tym sensie wiele naszych instytucji przenika faryzeizm. Jezus nie daje się schwytać w pułapkę podlizywania się i nieszczerości. Ale płaci za to wysoką cenę.

Z większymi przykrościami muszą się natomiast liczyć ci, którzy coś robią, ale też nie wahają się powiedzieć szczerze, co rzeczywiście myślą. Nie zawsze spotykają się ze zrozumieniem, bo w ich słowach dostrzega się głównie przejaw wrogości i niechęci. Czasem za "buntem" ukrywa się nieporadnie słuszna krytyka czy po prostu zwykła niezgoda, ponieważ człowiek potrzebuje czasu na dojrzewanie. Cóż takiego się stało, że drugi syn opamiętał się, chociaż na początku się zbuntował? Co zrozumiał? Co go ruszyło? Na te pytania Jezus nie odpowiada. Chce, abyśmy sami poszukali odpowiedzi we własnych buntach i "opamiętaniach".

Opowiastka Jezusa o dwóch synach to dalszy ciąg dyskusji z arcykapłanami, którzy mienią się autorytetami religijnymi. Chcą wybadać, na jakiej podstawie Jezus wyrzucił przekupniów ze świątyni. Na ich rozterkę i niepokój Jezus odpowiada najpierw pytaniem. Pragnie, aby arcykapłani wydali opinię: Skąd się wziął chrzest Jana, z nieba czy od ludzi.

Cała scena przypomina współczesny teleturniej. Jezus stawia pytanie, a adwersarze za Jego plecami "naradzają się" i "ustalają" właściwą odpowiedź, która zagwarantuje im wygraną i zamaskuje ich przewrotność. Cel jest jeden: nie można powiedzieć tego, co się rzeczywiście myśli, bo wtedy trzeba by przyznać się do błędu. I tak sobie wykoncypowali:"Jeśli powiemy, że z nieba, to nam zarzuci niewiarę. A jeśli powiemy, że od ludzi, to narazimy się tłumom, które sądzą inaczej. Wybrali więc odpowiedź: "Nie wiemy". I złapali się we własne sidła. Pokazali, że wcale nie są żadnymi autorytetami. Dla nich najważniejsza nie jest prawda, ale opinia innych, poparcie, posłuch. "Nie wiemy" jest w tym przypadku pożytecznym kłamstwem. Podobnie uznając, że drugi syn wykonał wolę ojca, arcykapłani nieświadomie ocenili własne postępowanie. Wiedzieli, co jest słuszne, a postępowali według tego, co niesłuszne.

Można gadać wiele. Można żyć najszczytniejszymi ideami. Można się nawet zażarcie o nie spierać, wypisywać je na sztandarach i transparentach. A wszystko to na nic, jeśli zabraknie czynu. Czynu nie da się sfingować tak jak słowa. Można go tylko wykonać lub nie. Czyn można sprawdzić. Intencji człowieka nie widać, bo można ją bardzo starannie "przebrać" i w ten sposób sprawić wrażenie, że jest inna niż w rzeczywistości. Dlatego czyn bardziej wyraża to, kim jesteśmy niż słowa.

Dariusz Piórkowski SJ - rekolekcjonista i duszpasterz. Pracuje obecnie w Domu Rekolekcyjnym O. Jezuitów w ZakopanemJest autorem m.in. Książeczki o miłosierdziu.

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Dariusz Piórkowski SJ

Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się Bogiem
Św. Ireneusz z Lyonu

Życie chrześcijanina to więcej niż gorączkowe unikanie grzechu (niemożliwe), czy nienaganna perfekcja (zabójcza). Perspektywa uczniów Jezusa to "osiągnięcie pełnego podobieństwa do...

Skomentuj artykuł

Na słowach można się poślizgnąć
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.