A kim ja jestem, że mogę oceniać bliźniego? Skąd to przekonanie, że mój sąd jest zasadny i słuszny? Kto mi dał prawo? Ledwo sam siebie mogę upilnować, a co dopiero innych.
"(...) Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie".
Opowiedział im też przypowieść: "Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Lecz każdy, dopiero w pełni wykształcony, będzie jak jego nauczyciel.
Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku? Jak możesz mówić swemu bratu: «Bracie, pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku», podczas gdy sam belki w swoim oku nie widzisz? Obłudniku, usuń najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka brata swego.
Nie ma drzewa dobrego, które by wydawało zły owoc, ani też drzewa złego, które by dobry owoc wydawało. Po własnym owocu bowiem poznaje się każde drzewo; nie zrywa się fig z ciernia, ani z krzaka jeżyny nie zbiera się winogron (...)". (Łk 6, 37-44)
* * *
A co by się stało, gdybym uwolnił się od narzuconej mi w sieci rzekomej konieczności lajkowania i hejtowania? Obowiązku nieustannego dokonywania ocen, podsumowań, ewaluacji? Czy moje środki zostały dobrze spożytkowane, czy czas maksymalnie wykorzystany, czy kupiłem najtaniej, czy zyskałem najwięcej? Nieustanne napięcie.
Chrystus proponuje, abyśmy odpuścili i urwali się z tej karuzeli. Możemy dawać miarą natłoczoną, utrzęsioną i opływającą, nie pytając, czy aby zostanie to wykorzystane zgodnie z zasadami maksymalizacji osiągnięć. Bo my, dając, nie musimy osiągać żadnych zysków.
Jak postrzegamy drugiego człowieka?
Kohelet proponuje, abyśmy rzucali chleb na wody płynące i nie troszczyli się, kto i kiedy będzie się nim posilał. Spędzając z dziećmi popołudnie, nie musimy zamartwiać się, czy aby rodzina będzie z tego miała określone zyski. Idąc z żoną na randkę małżeńską, nie musimy przeprowadzać ewaluacyjnej ankiety badającej osiąganie zakładanych rezultatów wzrostu libido wyrażonych w procentach.
Odwiedzając samotną sąsiadkę, nie musimy sprawdzać, ilu naszych sąsiadów lajkuje nasze zachowanie. Chrystus chce, abyśmy byli wolni od tego typu konieczności. Możemy rzucać chleb na wody płynące.
A kim ja jestem, że mogę oceniać bliźniego? Skąd to przekonanie, że mój sąd jest zasadny i słuszny? Kto mi dał prawo? Ledwo sam siebie mogę upilnować, a co dopiero innych. Przecież to, co robimy - nieustanne osądzanie się nawzajem, ocenianie, hejtowanie - to przecież czyste szaleństwo, za którym kryją się łzy i frustracje.
Co zatem stoi na przeszkodzie, by się od tego uwolnić? Ano nieumiejętność! My inaczej nie potrafimy. Wpadliśmy w takie koleiny i nie sposób się z nich wydostać. Pewien zacny wrocławski kapłan napisał niezwykle swego czasu popularną książkę Miłości trzeba się uczyć.
Cechy charakteru determinują życie. Można je zmienić?
Prawda to oczywista, ale właśnie to, co oczywiste, często gdzieś nam umyka. Także życia bez ocen, osądów i rozliczeń trzeba się uczyć. Proponuję ufundowanie choć kilku zakładów odwykowych, gdzie w drodze terapii można by było przejść przez program nauki życia bez ocen i osądów. Taki osądowy odwyk. Kolejki byłyby zapewnione! A właśnie taki charakter powinna mieć każda nasza wspólnota, parafia, uczelnia katolicka.
Powinniśmy walić się po łapach w każdej sytuacji, gdy tylko ktoś, wiedziony oczywiście dobrą intencją, zabiera się do wyłuskiwania drzazgi z oka swego pobratymca. Stój, ani kroku dalej, nie wolno! Nie, nie, nie. A dlaczego? Bo tak widzi to Chrystus. To rzeczywiście daje dużo wolności i sprowadza nas na ziemię, daje nam grunt pod nogami, dobry grunt.
Tekst pochodzi z książki "Zatrzymaj się, albo giń"
Skomentuj artykuł