O trudnych spowiedziach, zranieniach w konfesjonale, wstydzie przed wyznaniem grzechów księdzu, upokorzeniach i krzykach - czyli po co się spowiadać, skoro to takie trudne - z Józefem Augustynem SJ rozmawia Vołodymyr Mamczyn.
Vołodymyr Mamczyn: Co to jest spowiedź i dlaczego jest potrzebna?
Józef Augustyn SJ: Spowiedź jest "znakiem" - sakramentem danym nam przez Jezusa, w którym Bóg odpuszcza nam grzechy wyznawane przed kapłanem. Spowiednik nie jest prywatną osobą, ale otrzymuje misję od Kościoła. Same święcenia nie dają jeszcze prawa do spowiadania. Daje je biskup personalnie każdemu księdzu i może to prawo cofnąć, gdy kapłan przekracza swoje uprawnienia. Istotą sakramentu pojednania (i to jest właściwa nazwa) nie jest samo wypowiedzenie grzechów przed kapłanem, ale "rozgrzeszenie" - akt miłosierdzia Bożego jako odpowiedź na akt skruchy człowieka.
Samo wyznanie grzechów jest wyrazem żalu przed Bogiem; aktem uznania, że straciliśmy władzę nad własnym grzechem i jego skutkami. Prosimy więc Boga o przebaczenie, gdyż nie jesteśmy w stanie sami o własnych siłach opanować grzechu. Jedynie Bóg ma władzę nad grzechem i tylko On sam może grzechy odpuszczać. W spowiedzi świętej błagamy więc Pana, by wziął na siebie nasz grzech i jego konsekwencje. Grzech, którego człowiek nie odda Bogu, rodzi kolejny grzech. Mały grzech zachowany w sercu rodzi większy. Widzimy to doskonale na przykładzie grzechu Dawida szczegółowo opisanego w Biblii. Spowiedź jest konieczna, aby zatrzymać lawinę grzechu. Ma on wymiar społeczny, rodzinny. Gdy nie jest wyznany, rozlewa się na innych. To grzech jest źródłem krzywdy i cierpienia.
Wielu wiernych dzisiaj nie chodzi do spowiedzi. Motywuje to tym, że grzechy można wyznawać sobie wzajemnie lub przed Bogiem bez odnoszenia się do kapłana, który bywa większym grzesznikiem niż jego penitenci?
Ze stwierdzeniem, że księża nieraz więcej grzeszą niż ich penitenci, nie należy dyskutować. Bo to przecież bywa prawda. Świadczą o tym także skandale z udziałem księży, których Kościół bynajmniej się nie wypiera. Kapłan słucha spowiedzi jednak nie dlatego, że jest lepszy od swoich penitentów, ale dlatego, że otrzymał misję od swojego biskupa. To grzesznik spowiada grzesznika. Papież Franciszek mawia o sobie, że jest grzesznikiem.
Spowiedź przed kapłanem jest wielkim darem. To niezwykła łaska móc wypowiedzieć swoje grzechy w klimacie zaufania, dyskrecji, współczucia i miłosierdzia przed osobą, którą daje nam sam Jezus, i usłyszeć z jej ust słowa powiedziane w Jego imieniu: "I Ja odpuszczam tobie grzechy...". To nie księża odpuszczają nam nasze grzechy, choć księża dają rozgrzeszenie. Szczere wyznanie grzechów podobne jest do wyplucia trucizny przez kogoś, kto ją przełkną. Grzech to trucizna. Abraham J. Heschel, wielki myśliciel, mówi, że grzech bezbożności to nie opium, ale trucizna.
Przestrzegałbym, i to bardzo, przed wyznawaniem sobie nawzajem grzechów, szczególnie tych ciężkich, na przykład w relacji małżeńskiej, rodzinnej, przyjacielskiej, braterskiej, siostrzanej. Może to być bardzo raniące. Gdy mąż tak "szczerze" wyzna przed żoną, że ją zdradził, może rozbić małżeństwo. Wiedza o ciężkim grzechu osoby bliskiej to wielki ciężar i wielka odpowiedzialność. Nie każdy ją udźwignie. Nie mamy prawa lekkomyślnie wkładać na cudze barki takiego ciężaru. Matka nie powinna spowiadać się dzieciom z grzechów, które popełniła w relacji do swego męża, czy też odwrotnie. To sprawa małżonków, a nie dzieci.
Właśnie dlatego konieczna jest nam spowiedź, byśmy siebie nawzajem nie obciążali tym, co nam ciąży na sumieniu. O wielu naszych grzechach winien wiedzieć tylko Bóg i spowiednik. Gdy chcemy przed kimś wyznać jakiś nasz grzech, konieczna jest modlitwa o światło Ducha Świętego oraz gruntowne rozeznanie duchowe. Dobrze jest wtedy poradzić się doświadczonego kierownika duchowego, czy aby są ku temu racje.
Racją dla unikania spowiedzi bywa osobisty wstyd przed spowiednikiem. Co robić w takiej sytuacji?
Trzeba cenić sobie swój wstyd z powodu popełnionego grzechu. Wstyd to reakcja człowieka o zdrowym sumieniu. Wstydzimy się naszych grzechów, ponieważ nasze sumienie dobrze pracuje, jest wrażliwe, czułe. Powodem do wielkiego zmartwienia byłby brak wstydu. Ludzie cyniczni to ludzie bezwstydni. Wstyd jest reakcją naszej upokorzonej chorej dumy, pychy. Bo istotą grzechu jest nasze unoszenie się pychą.
Co w tej sytuacji robić? Ofiarować Jezusowi naszą upokorzoną dumę. Klęknąć z pokorą przez Jezusem Ukrzyżowanym. On wziął na siebie nasze grzechy, a wraz z nimi i naszą upokorzoną dumę. Doświadczając wstydu, prośmy Jezusa, aby obdarzył nas wewnętrzną godnością. Owa godność rodzi się ze świadomości wiary: choć jestem grzesznikiem, człowiekiem słabym, to jednak jestem kochany przez Ojca niebieskiego. Święci często mówili o sobie, że są nędzą moralną, wielkimi grzesznikami... Kiedyś jeden z rekolektantów wyznał: "Długo męczyłem się swoimi grzechami. Przestałem, gdy odkryłem, że jestem dzieckiem Króla...". Wszyscy jesteśmy dziećmi Króla. A nasze grzechy nie odbierają nam tej godności. To my sami chcemy się jej wyprzeć.
Jak się zachować, gdy penitent poczuje się zraniony w konfesjonale, ponieważ ksiądz go upokorzy, nakrzyczy na niego?
To bardzo bolesna sytuacja i trudno spokojnie mówić o tym. Upokorzenie penitenta w konfesjonale, podnoszenie na niego głosu, zadawanie niestosownych pytań jest krzywdą. Penitent ma prawo pójść z tą sytuacją do przełożonego danego kapłana, szczególnie wówczas, gdy jego zachowanie się powtarza. Roztropność podpowiada jednak, by wcześniej poradzić się jakiegoś doświadczonego księdza. Sytuacja jest o tyle trudna, że oskarżany spowiednik nie będzie się mógł bronić, ponieważ obowiązuje go tak zwana tajemnica spowiedzi. Nie może on pod karą ekskomuniki zarezerwowanej Stolicy Apostolskiej wyjawić grzechów osoby, którą spowiadał. Stąd konieczna jest najwyższa rozwaga, by nie powiedzieć na spowiednika czegoś, co byłoby nieprawdziwe i niesprawiedliwe.
W czasie spowiedzi penitent winien otrzymać duchowe wsparcie, pociechę, umocnienie, także wtedy, gdy nie jest jeszcze dysponowany do przyjęcia rozgrzeszenia. Gdyby rzeczywiście ksiądz upokarzał ludzi w konfesjonale, o sprawie winien wiedzieć biskup, który powinien cofnąć jurysdykcję danemu kapłanowi. Nikt nie ma prawa upokarzać drugiego. Żadna funkcja nie daje do tego prawa.
Osoba zraniona w konfesjonale winna podjąć pracę wewnętrzną, by uzdrowić tę sytuację. Nie byłoby rzeczą dobrą, gdybyśmy unikali spowiedzi tylko dlatego, że poczuliśmy się kiedyś zranieni przez księdza. Ze zrozumieniem jednak traktuję osoby, które latami nie chodzą do spowiedzi, ponieważ poczuły się głęboko zranione. My, kapłani, musimy się liczyć z wrażliwością ludzi, których spowiadamy. Do spowiedzi ma prawo przyjść każdy człowiek, także nadwrażliwy czy wręcz chory psychicznie, a my mamy obowiązek potraktować go z najwyższym szacunkiem, delikatnością, współczuciem, dobrocią i miłosierdziem. To jego prawo, a nasz obowiązek.
Książom, którzy łatwo ulegają emocjom niecierpliwości, gniewu, należałoby doradzać, by w konfesjonale byli wyjątkowo uważni; a kiedy są zmęczeni i czują, że trudno im opanować irytację, by raczej do niego nie wchodzili. Lepiej będzie, gdy penitent zaczeka ze spowiedzią, niż gdyby miał odejść od konfesjonału z odczuciem, że został zraniony.
Bywają sytuacje, gdy penitent domaga się od spowiednika rozgrzeszenia, choć nie ma on ku temu dyspozycji? Żyje na przykład w związku niesakramentalnym.
W sakramencie spowiednik ma być wręcz niewidoczny, przejrzysty, by mogło zabłysnąć nieskończone miłosierdzie Boga. Kapłan, który w konfesjonale unosi się emocjami, poprawia, poucza, okazuje swoje zagniewanie, wzbudza niepokój penitenta i w taki sposób zasłania Boże miłosierdzie. Ojciec wszelkiego miłosierdzia ma wzrastać, a spowiednik ma się umniejszać. Kiedy penitent domaga się od spowiednika czegoś, czego on nie może spełnić, na przykład udzielić rozgrzeszenia, gdy nie ma ku temu dyspozycji, ten może powiedzieć wprost: "Ja sam nic nie mogę, ja tu jestem nikim, tu rządzi Chrystus i Jego Kościół". I to jest prawda. Jak spowiednik może dać rozgrzeszenie, gdy penitent nie wyrzeka się grzechu? Ale trzeba to powiedzieć penitentowi po ojcowsku, życzliwie, ciepło, ze zrozumieniem. Przyznam się, że czasami w swojej bezradności mówię takim penitentom wprost: "Proszę pana, ja tu tylko sprzątam. Nie jestem dyrektorem. Gdybym robił inaczej, oszukiwałbym pana".
A czy pójście penitenta ze swoim zranieniem w konfesjonale do przełożonego spowiednika nie będzie łamaniem tajemnicy spowiedzi?
"Tajemnica spowiedzi" obowiązuje wyłącznie księdza i odnosi się do grzechów penitenta, z których się spowiada. Penitenta nie obowiązuje żadna tajemnica. Obowiązuje go naturalna dyskrecja oraz postawa sprawiedliwości, jak w każdej innej sytuacji. Zobowiązywanie penitenta do tajemnicy spowiedzi przez księdza jest wyraźnym nadużyciem. Ludzie, którzy czują się źle potraktowani w konfesjonale, szczegółowo opowiadają o tym innym. W imię czego mielibyśmy im tego zabronić? To ich prawo.
Nieraz kapłani w pełnieniu posługi spowiedzi powołują się na władzę kapłańską otrzymaną od Chrystusa?
Nie jest to jednak władza sędziego z sali sądowej, ale "władza" Jezusa Ukrzyżowanego, który z miłości oddał za nas życie. Jesteśmy sługami miłosierdzia, a nie jego panami. A gdy jesteśmy zmęczeni posługą sakramentu pojednania, winniśmy mówić zgodnie z tym, co poleca Jezus: Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać (Łk 17, 10). Tak zwane "zatrzymanie grzechów", o którym mówi Jezus (por. J 20, 23), to bezradne stwierdzenie kapłana, że osoba spowiadająca się nie ma woli nawrócenia i nie może otrzymać w danej chwili kapłańskiego rozgrzeszenia. Ale już jutro może się wszystko odmienić, gdyż każdego dnia mamy szansę nawrócenia.
Problemem wielu penitentów jest brak odpowiedniego przygotowania do spowiedzi: mała wiedza katechetyczna, brak poznania istoty grzechów, brak skruchy, brak świadomości warunków spowiedzi. Jak spowiadać takich penitentów?
Trzeba docenić każdego penitenta, który przychodzi i klękając przed spowiednikiem, wyznaje swoje grzechy, tak jak umie. Już sam zamiar wyspowiadania się jest aktem skruchy, choć nieraz bardzo niedoskonałym. Nie wolno odrzucać, oskarżać penitentów, którzy są nieprzygotowani. Gdy jakiś ksiądz narzeka, że ludzie nie są przygotowani do spowiedzi, trzeba go zapytać, co on sam zrobił, aby ich przygotować? Ile wygłosiłeś katechez o spowiedzi? Ile napisałeś artykułów? Święty Jan Paweł II powiedział, że spowiedź wymaga stałej katechizacji. Nasi wierni spowiadają się powierzchownie, ponieważ nie proponujemy im odpowiedniego przygotowania. Aby przygotować parafian do dobrej spowiedzi, konieczna jest wieloletnia praca duszpasterska.
Dlaczego w naszych kościołach nie ma przed konfesjonałami prostych małych broszurek - rachunków sumienia: dla dzieci, młodzieży, dorosłych, małżonków, rodziców itp.? Do propozycji rachunku sumienia można dołączyć kilka modlitw przed i po spowiedzi. My, kapłani, winniśmy cieszyć się, że ludzie przychodzą do spowiedzi, i pytać, jak możemy im pomóc lepiej się spowiadać. I najważniejsze: każdy spowiednik winien sam dobrze i szczerze spowiadać się, ponieważ tylko dobry penitent może być dobrym spowiednikiem.
Wobec penitentów, którzy nie umieją się spowiadać, Kościół jest miłosierny. Świadczy o tym zasada teologii moralnej "błędu niemożliwego do pokonania". Jeżeli penitent trwa w błędzie, którego nie jest w stanie pokonać w danym momencie, należy dać mu rozgrzeszenie, ale jednocześnie poprzez katechezę pomagać mu go pokonać.
Czy spowiednik ma prawo wypytywać się o grzechy, na przykład odnośnie do szóstego przykazania?
Warunkiem spowiedzi jest wyznanie wszystkich grzechów ciężkich z określeniem jakości i ilości. Z drugiej strony kapłan ma przyjmować z zaufaniem wszystko to, co mówi mu penitent, powstrzymując się od wszelkich podejrzeń. Snucie jakichkolwiek przypuszczeń, podejrzeń przez spowiednika wobec penitentów bywa zwykle "przenoszeniem" własnych problemów na osoby, które spowiada. Każde pytanie księdza w konfesjonale winno być dobrze uzasadnione i służyć de facto określeniu integralności spowiedzi. Jeżeli penitent nie wyznaje jakichś grzechów, na przykład w zakresie szóstego przykazania (o którym mowa w pytaniu), spowiednik nie powinien zadawać pytań. Księża, którzy mają świadomość, że są zbytnio wyczuleni w zakresie szóstego przykazania, winni być wyjątkowo uważni, aby nie powiedzieć jednego zbędnego zdania, nie zadać jednego zbędnego pytania.
W Wielkim Poście ludzie spowiadają się ze względu na tradycję. Mówią wtedy: szczególnych grzechów nie mam, nikogo nie okradłem, z nikim się nie kłócę. Jak postępować w takich sytuacjach?
Dlaczego spowiedź ze względu na tradycję ma być zła z założenia? Ulegliśmy arogancji współczesnej cywilizacji zachodniej, która wszystko, co "tradycyjne", postrzega jako negatywne. To, co nowoczesne jest natomiast postrzegane niemal z nazwy jako pozytywne, choć nie jest sprawdzone i bardzo ryzykowne.
Nasza religia jest "tradycyjna" i to w podwójnym sensie: Tradycyjna przez duże "T" oraz przez małe "t". To dzięki tradycji rodzinnej praktykujemy naszą wiarę. Winniśmy dziękować Panu za to, że rodzice przekazali nam wiarę. Taką, jaką mieli. Naszym zadaniem jest tę wiarę uczynić osobistym doświadczeniem. Nawet to, że ktoś nie "czuje" grzechu, a mimo to przychodzi do spowiedzi, ma swoją wartość. Jeżeli przestanie przychodzić, już dla niego nie będziemy mogli nic zrobić. Zamiast rugać takich ludzi, trzeba ich pochwalić, dodać otuchy, przyjąć serdecznie, zapytać o osobistą modlitwę, zachęcić do niej. Gdy ktoś, kto spowiada się tradycyjnie, zacznie się modlić, dostrzeże swoją małą wiarę. Gdy mamy małą wiarę, mamy małe grzechy, gdy nie mamy wiary, nie mamy grzechu. A gdy jesteśmy ludźmi wielkiej wiary, jesteśmy wielkimi grzesznikami. Osobiste doświadczenie grzechu mierzy się aktem wiary, a nie odczuciem emocjonalnym. Na zakończenie rekolekcji ignacjańskich w pełnym milczeniu rekolektanci spowiadają się wnikliwie i z wielką skruchą. Medytowane słowo Boże ukazuje nam nasze grzechy i budzi żal za nie.
Jakie Ojciec doradzałby nakładać pokuty czy też - odnosząc się do naszej tradycji greckokatolickiej - "zadośćuczynienia"?
Zadośćuczynienie za grzechy obowiązuje w każdej tradycji chrześcijańskiej. Jeżeli grzechem wyrządziliśmy komuś szkodę, obowiązuje nas naprawienie jej, właśnie zadośćuczynienie, ale w ramach ludzkich możliwość. Są szkody i krzywdy, których nigdy się nie naprawi. Natomiast "pokuta" czy też "zadośćuczynienie" Panu Bogu to pewien symbol, znak naszej dobrej woli i przyjęcia Bożego przebaczenia. Owa pokuta - zadośćuczynienie musi brać pod uwagę osobę, której kapłan ją zadaje. Ludziom starszym, dzieciom, osobom niepogłębionej jeszcze wiary należałoby - w moim odczuciu - zadawać pokuty jasne, proste i stosunkowo łatwe: Ojcze nasz, Zdrowaś Mario, Pod Twoją obronę. Nie należy utrudniać ludziom życia. Czemu miałoby służyć na przykład szukanie mało znanych litanii, by je odmówić za pokutę? Przy spowiedzi - w moim odczuciu - należy nieustannie zachęcać do codziennej modlitwy. W niej przecież wyraża się sama istota wiary.
Osobom bardziej zaangażowanej wiary zalecam jako pokutę chwilę osobistej modlitwa przed Najświętszym Sakramentem. Gdy daję pokutę trudniejszą, zawsze pytam, czy ona będzie możliwa do spełnienia i czy ją penitent przyjmuje chętnie. Osobom, które mają głębsze pragnienia duchowe, a nie modlą się codziennie, proponuję jako pokutę: "Przez tydzień staraj się modlić rano i wieczór, choćby bardzo krótko". Ale zawsze dodaję: "Jeżeli zapomnisz raz drugi, nie szkodzi, kontynuuj dalej".
Za decyzje podejmowane przez spowiednika w konfesjonale, także w zakresie wyznaczenia pokuty, odpowiada on sam i od tej odpowiedzialności nie może się zwolnić. Sztuka spowiadania wymaga nieustannego rozeznania osobistego i duszpasterskiego, poznawania siebie samego, krytycznego spojrzenia na swoje zachowanie i reakcje, szczerości w codziennym rachunku sumienia i w spowiedzi. Siadając w konfesjonale, trzeba też nieustannie prosić Ducha Świętego o światło, łaskę dobrego słowa, o to, by być dobrym narzędziem Bożego miłosierdzia.
W naszych osobistych spowiedziach oraz w posłudze spowiadania za bardzo nieraz koncentrujemy się na ludzkiej słabości i grzechach, a za mało na dobroci i miłosierdziu Boga, które objawiło się poprzez Tajemnicę Wcielenia i Odkupienia. Święty Ignacy Loyola podpowiada, by w przygotowaniu do spowiedzi kontemplować Jezusa Ukrzyżowanego, dziękując Mu za Jego nieskończoną miłość, i pytać siebie, co uczyniłem, co czynię i co chciałbym dla Niego uczynić.
Wywiad dla internetowego portalu ukraińskiego Duchovna Velych Lvova, 2015. www.velychlviv.com
Vołodymyr Mamczyn jest alumnem kościoła grekokatolickiego, studentem teologii Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie.
Skomentuj artykuł