W miniony weekend odbyły się Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie. Jednymi z zaproszonych gości byli ojciec i siostra ks. Jana Kaczkowskiego. W rozmowie z Katarzyną Olubińską dla DDTVN opowiadali o ostatnim czasie jego życia.
Kraków był dla ks. Kaczkowskiego ważnym miejscem - tu studiował, to miasto go fascynowało, pielgrzymował w nim po starych kościołach. Dlatego ważne jest, że właśnie tu rozmawiano o jego testamencie, o przesłaniu, które pozostawił:
- Jan był bardzo autentyczny w tym, co mówił. Mówił o rzeczach oczywistych, takich jak to, że trzeba być blisko ludzi, dbać o relacje i intensywnie żyć. Najważniejsze, żeby być też blisko Boga - opowiada Magdalena Sekuła, siostra księdza Jana.
W tych dniach listopadowej zadumy tęsknota za naszymi bliskimi zmarłymi jest szczególnie odczuwalna. Ksiądz Kaczkowski swoim podejściem do własnego cierpienia, ale też do cierpienia ludzi w hospicjum, oswajał nas z rzeczami najtrudniejszymi. Wciąż pozostaje bardzo ważny dla wielu ludzi, nie tylko dla najbliższych.
- Kiedy był pytany o to, komu umiera się łatwiej, odpowiadał, że tym, którzy kochali i byli kochani - podkreśla pani Magdalena.
- To podejście niewątpliwie było dla niego charakterystyczne. Potrafił słuchać ludzi i mówić rzeczy im potrzebne, w prostych słowach - dodaje Józef Kaczkowski. Ksiądz Jan mawiał, że nie pamięta, by ktoś przed śmiercią żałował, że nie pojechał na Karaiby. Bardzo często jednak ludzie żałowali, że nie ułożyli swoich relacji z bliskimi.
Ksiądz Jan Kaczkowski zawsze był świadomy swoich ograniczeń, choroby, ale też życia i tego, co dzieje się wokół niego. Miał niesamowitą zdolność widzenia rzeczywistości głębiej i dalej, można powiedzieć prawdziwiej:
- Pewne rzeczy widział z dużym wyprzedzeniem. Jako ośmiolatek napisał w notatce, że jego pasja do kolei nie przesłoni mu powołania. Mimo że tak bardzo był zakochany w pociągach - mówi siostra ks. Jana.
(fot. dziendobry.tvn.pl)
Jan uczył nas też oswajać śmierć, podchodził do niej bez strachu. Dzisiaj jego najbliżsi oswajają tęsknotę po nim:
- Dla mnie śmierć jest rzeczą tak oczywistą i prostą, że prawie nie widzę różnicy pomiędzy przejściem,a życiem. Umieranie Jana i świadomość, że jest to nieuchronne, oswajała nas z tym. To jest dalszy ciąg jego egzystencji, że się o nim mówi i on się pojawia we wspomnieniach. Czas się zatrzymuje, a może raczej "płynnie idzie dalej" - mówi ojciec kapłana.
- Miałam nadzieję, że jeszcze się uda powalczyć, że można przedłużyć jego życie. Jest tęsknota za chwilami, które nie dane nam będzie spędzić - dodaje siostra i tłumaczy: - Każdy przeżywa żałobę na swój sposób. Jeden potrzebuje ciszy, komuś innemu pomaga rozmowa. Ja po pół roku obudziłam się i postanowiłam zebrać w sobie, żeby mówić teraz o tym, co ważne, co pozostawił po sobie.
Dzisiaj ważne jest, aby nie skupiać się na śmierci ks. Jana Kaczkowskiego, ale na tym wszystkim, co mówił, do czego nas zachęcał za życia. To realizacja jego duchowego testamentu. Jego życie, cierpienie i odejście nie mogą pozostać bezowocne. To mocna lekcja nadziei.
<<Zobacz cały materiał Katrzyny Olubińskiej dla Dzień Dobry TVN >>
Skomentuj artykuł