"Nie będę udawał, że mam jakąś złotą receptę, która może nas uratować. Ale odczytuję, że jest ona zawarta w pragnieniu proroków i tym, co już wydarzało się nie raz w historii Kościoła" - pisze jezuita.
To będzie bardzo długi tekst. Mam nadzieję, że Czytelnik jakoś się w nim nie pogubi. Gratuluję też Każdemu, kto wykaże się heroizmem i doczyta do końca.
Dwa ostatnie dni... dwa materiały, z którymi trzeba się zmierzyć. Pierwszy to "Obudzić proroków" - spotkanie z bpem Piotrem Jareckim i Tomkiem Krzyżakiem oraz szczery materiał o. Adama Szustaka - "Mam już dość". Oba komunikują w zasadzie to samo: Jesteśmy rozczarowani Kościołem.
W obliczu rozczarowania Kościołem, które dotyka nie tylko letnich w wierze, ale i wielu kapłanów czy mocno zaangażowanych katolików (ileż już razy towarzyszyłem ludziom w takiej właśnie sytuacji... ile razy sam tego doświadczałem...), jakoś mocno przemawia do mnie to pragnienie, czy też wołanie, o proroków.
Zacznę od pewnej piosenki. Urzekła mnie piosenka panów Łona i Webber - "Co tak wyje".
W skrócie. Jedziemy pociągiem, a nasz problem polega na tym, że jest bardzo głośno - coś wyje. I powstają różne pomysły jak sobie z tym wyciem poradzić. Ktoś mówi, że może uszczelnić okna, inny, że nie będzie nic słychać, gdy zaczniemy wszyscy razem pohukiwać.
Co tak wyje? Ano ostatni wagon, trzeciej klasy, już ledwo zipie. Odpadła połowa kół, wszystko trzyma na słowo honoru.
A my jedziemy klasą pierwszą. Dlatego wygrała trzecia propozycja rozwiązania problemu wycia… przecież mamy długą tradycję przeczekiwania wyć. Skoro jedziemy klasą pierwszą, to zajmijmy się problemami pierwszej klasy. "Tutaj jest zdrowa dieta, sport, Paolo Coelho, tarot, harmonijny rozwój, praca nad szczęściem i pogodna starość".
Piękna uniwersalna alegoria. Myślę, że bardzo pasuje do naszej polskiej kościelnej sytuacji.
Kościół już nam ledwo zipie. "Odpadła" powoła wiernych, resztkę chęci odebrała pandemia, pedofilia, głupie teksty ludzi odpowiedzialnych w Kościele… Rozczarowanie wdziera się do serca.
A jakie my mamy pomysły na działanie? Ktoś mówi, że lepiej dobrze wszystko uszczelnić, żeby problemy nie wyciekały. Lepiej o tym nic nie mówić. Udawać, że nic się nie stało.
Inny mówi, że jak zaczniemy pohukiwać, to nie będzie słychać wycia. Więc krzyczymy, że nas atakują, że czasy złe, że młodzi, że starzy, że to przez księży, przez Radio Maryja, przez masonów... każdy wybiera sobie wroga, z którym czuje się mocno związany.
Najgorsze jest jednak to, która koncepcja wygrywa. "Przecież my mamy długą tradycję przeczekiwania wyć." Zajmijmy się więc problemami pierwszej klasy, one dają nam pozór tego, że zajmujemy się czymś ważnym. My tu będziemy dyskutować, czy polityk może coś powiedzieć podczas mszy, czy nie. Czy od ambony, czy może mu postawić mikrofon. Będziemy dyskutować, czy w piątek można iść na grilla po tej, czy po tamtej stronie Wisły. Albo czy na drzwiach pisze się CMB czy KMB...
I oczywiście to są ważne tematy do dyskusji, tylko że to są problemy ludzi jadących w wagonie pierwszej klasy. I można na nie tracić dużo czasu i mieć satysfakcję z wykonanej pracy, tylko że one nie dotykają istoty problemu, tego który sprawia, że Kościół się rozpada na naszych oczach.
Zostawiam na boku temat, czy faktycznie jest bardzo źle... czy tylko źle... O. Adam swoje rozczarowanie przynosi pod krzyż Chrystusa. Mi przychodzi do głowy scena wezwania do chodzenia po wodzie.
Co mówi Ewangelia? W skrócie. Jesteśmy w środku burzy na jeziorze. Wydaje się, że za chwilę zatoniemy. W tym wszystkim ratunek i cała nadzieja nie płynie z tego, że jacyś "Apostołowie" jakoś się zorganizują, przeformułują, i dadzą sobie radę.
Do tego, zauważamy, że idzie do nas Zjawa. Przeszywa nas kolejny strach. W pewnym momencie słyszymy wezwanie: "Chcę, żebyś do mnie przyszedł po wodzie".
Kościoła nie uratujemy przez zorganizowanie się, przeformułowanie. Kościoła nie zmienią też "jacyś" ludzie (ostatnio coraz bardziej alergicznie reaguję na pytania "co polscy biskupi zrobią z...". Szkoda, że niejednokrotnie dają się oni wkręcić ten chocholi taniec). To nie urzędy uratują Kościół. O tym się jedynie bardzo fajnie dyskutuje w publicystyce. Tej około-kościelnej jak i antykościelnej.
Czy istnieje dla nas jakakolwiek nadzieja?
12/13 wiek. Powierzchowna wiara nie kształtuje ani nie przemienia życia, duchowieństwo jest mało gorliwe, miłość stygnie, a wewnętrzne zniszczenie Kościoła pociąga za sobą także rozkład jedności wraz z narodzinami ruchów heretyckich.
I co robi wtedy Bóg? Woła młodego chłopaka i mówi mu: "Franciszku idź i odbuduj mój kościół" ("Pójdź do mnie po wodzie"). I zaczyna się jedna z najważniejszych duchowych reform w historii kościoła. Czy poszedł po wodzie?
Kiedy w 14 wieku papież balował w Awinionie. Bóg wezwał chyba najpotężniejszą babkę w historii kościoła, zaraz po Matce Bożej, i mówi jej: "Kaśka, «pójdź do mnie po wodzie». Zrób coś z tym". I Katarzyna ze Sieny pisała do papieża listy.
Jakie były tego efekty? Skruszony Papież wrócił do grobów Piotra i Pawła. Co mnie w tym najbardziej porusza, to że Katarzyna nie umiała wtedy pisać. To do czego Bóg ją powołał, przechodziło ludzkie pojęcie - Ona nie szła po wodzie... ruszyła truchtem.
Nie będę udawał, że mam jakąś złotą receptę, która może nas uratować. Ale odczytuję, że jest ona zawarta w pragnieniu proroków i tym, co już wydarzało się nie raz w historii Kościoła.
Postawić wszystko na Jezusa. Mimo że On się wydaje teraz Zjawą. Kimś obcym, legendą. Zerknąć w swoje serce i poszukać w nim tego wszystkiego, co kiedykolwiek o Nim się słyszało. Dać się zafascynować Jezusowi! Czyli powrócić do duchowości. Do mistyki codzienności.
Usłyszeć, że On woła: "Pójdź do mnie po wodzie". Gdy wszystko się wali, Kościół rozwalają pedofile, niekompetencja, płytkość. Może się wydawać, że wiara jest niemożliwa. Że ten Jezus już na zawsze pozostanie tylko zjawą. Niech nas wtedy nie trwoży strach! Musimy uwierzyć temu wewnętrznemu głosowi. Posłuchać własnego serca.
Co to znaczy pójść po wodzie? Pozwolę sobie zmienić ton na bardziej bezpośredni. Wiem, że może trochę trąci kaznodziejstwem. Proszę mi to wybaczyć.
A kiedy ostatnio myślałeś, żeby się pojednać? Nawet pomimo tego, że masz poczucie skrzywdzenia, może nawet słusznie. Pomimo tego, że tyle lat minęło. Mimo tego, że ta druga strona głosowała na tego, a nie innego kandydata. Posłuchaj własnego serca, tam Go usłyszysz.
A kiedy ostatnio się modliłeś? Czy nie jest tak, że pragniesz w końcu pomodlić się tak, tak nawiązać kontakt z Bogiem, żeby to zmieniło twoje życie. Żeby w końcu zaczęło dawać nadzieję. Nie, żeby zasypywać Go petycjami, ale w końcu się do Niego przytulić. Posłuchaj swojego serca, tam Go usłyszysz.
A kiedy ostatnio kochałeś? Ale tak, żeby drugiego nie używać dla własnego zaspokojenia. I spokojnie. Wiem, że możesz wątpić czy miłość jest jeszcze możliwa. Tylko, że Ona dalej istnieje. Posłucha swojego serca, tam Ją usłyszysz.
Jezus wzywa Cię, żebyś poszedł po wodzie. Może to się wydaje absurdalne, ale jak zrobisz pierwszy krok, to zobaczysz, jaka to frajda chodzić po falach...
>> Rozmowa bpa Piotra Jareckiego i Tomka Krzyżaka (KLIK!)
>> Vlog o. Adama Szustaka (KLIK!)
Publikujemy post Pawła Kowalskiego SJ, który ukazał się na Facebooku:
*️⃣ To będzie bardzo długi tekst. Mam nadzieję, że Czytelnik jakoś się w nim nie pogubi. Gratuluję też Każdemu, kto...
Opublikowany przez Pawła Kowalskiego SJ Czwartek, 17 września 2020
Skomentuj artykuł