Ponieważ wiara rodzi się ze słuchania Bożego Słowa (por. Rz 10, 17), które ową wiarę pobudza i ożywia.
Już Mojżesz mówił do Izraelitów: "Nie jest ono bowiem dla was rzeczą błahą, gdyż jest waszym życiem!" (Pwt 32, 47). Martwych i nieobudzonych ludzi jest w Kościele całkiem sporo. Jeśli chcemy mieć w sobie życie Boże, trzeba się karmić Bożym Słowem.
Niedawno pewien znajomy ksiądz opowiadał mi, że chciał we wspólnocie świeckich wprowadzić zwyczaj modlitwy nad Słowem Bożym. Wieczorem przyszedł jednak jeden z wiernych, żeby mu to wyperswadować: "Księże proboszczu, proszę nam tego nie wprowadzać, my nie jesteśmy świadkami Jehowy!".
Z niechęcią do rozważania Bożego Słowa zmagali się już także pierwsi chrześcijanie. Jan Złotousty tłumaczy gdzieś swoim owieczkom: "Niektórzy z was mówią: «Ja przecież nie jestem mnichem!»... Ale właśnie w tym się mylicie, myśląc, że Pismo Święte jest tylko dla mnichów, podczas gdy ono jeszcze bardziej potrzebne jest wam, wierzącym, którzy żyją w świecie. Istnieje jednak jeszcze coś poważniejszego i gorszego niż nieczytanie Pisma: to przypuszczenie, że jego lektura jest właściwie zbędna i bezużyteczna".
Skomentuj artykuł