Święta Rita miała zawsze to samo lekarstwo na życiowe tragedie

Święta Rita miała zawsze to samo lekarstwo na życiowe tragedie
(fot. depositphotos.com)

Jej dzieciństwo i dorosłość opisują liczne i pełne cudów legendy. Mnie jednak w jej życiu najbardziej interesuje cud najważniejszy: relacja z Bogiem, która przemieniła zarówno samą Ritę, jak i osoby, które się z nią zetknęły.

Druga połowa XIV wieku we Włoszech obfitowała w niełatwe wydarzenia. W Kościele panowało ogromne zamieszanie związane najpierw z niewolą awiniońską papieży, a potem z podziałami i sporami wśród przywódców Kościoła.

Stosunkami społecznymi z kolei rządziło prawo wendety, czyli zemsty za rozlew krwi. W razie zabójstwa rodzina zamordowanego dążyła do wyrównania rachunków na zasadzie "Oko za oko, ząb za ząb", w wyniku czego społeczność dzieliła się na "swoich" i "innych", a między tymi grupami wyrastał mur wrogości.

W takich właśnie okolicznościach w 1381 roku w małej wiosce Roccaporena w Umbrii przyszła na świat Margherita, czyli "perła". Była ogromną radością dla rodziców, Antoniego i Amaty Lottich, od wielu lat modlili się bowiem o dar rodzicielstwa. Zarówno wtedy, jak i dzisiaj znana jest lepiej pod zdrobnieniem tego imienia: Rita.

Jej dzieciństwo i dorosłość opisują liczne i pełne cudów legendy. Mnie jednak w jej życiu najbardziej interesuje cud najważniejszy: relacja z Bogiem, która przemieniła zarówno samą Ritę, jak i osoby, które się z nią zetknęły. Do takiej relacji zapewne prowadziła ją jej codzienność, wypełniona tak obowiązkami, jak i modlitwą. Dorastająca Rita pomagała matce w codziennych zadaniach i poświęcała czas na naukę, która odbywała się w domu i obejmowała czytanie i pisanie.

Co jakiś czas dziewczyna udawała się do pobliskiej Cascii, gdzie - zwłaszcza w dni targowe - chłonęła atmosferę miasteczka, ale również odwiedzała miejscowe kościoły. Ich patronowie: św. Augustyn, św. Jan Chrzciciel i Mikołaj z Tolentino, stali się z czasem jej duchowymi przyjaciółmi. Rita odwiedzała również pobliski klasztor sióstr augustianek, w którym mieszkała jedna z jej krewnych. Powoli poznawała życie zakonnic, czując coraz mocniej, że jest to droga, na którą wzywa ją Pan. Zwierzyła się ze swoich odkryć siostrom, a potem za ich radą postanowiła podzielić się swoimi zamiarami z rodzicami.

Zapewne nie byli zdziwieni wyborem młodej Rity, jednak - jak to często bywało w tamtych czasach - mieli inne plany związane z jej przyszłością. Wierzyli, że najlepszą drogą dla córki jest odpowiednio zaaranżowane małżeństwo. Przyszła święta wprawdzie przyjęła tę wiadomość z rozczarowaniem i bólem, ale zgodziła się na propozycję rodziców.

W 1395 roku69, czyli w wieku czternastu lat, została żoną Pawła Manciniego. Paweł był porywczy i zdarzały mu się napady gniewu, nie był jednak tak okrutny czy niewierny, jak chce tego legenda (jej źródłem jest złe tłumaczenie napisu znajdującego się na trumnie świętej70). Prawdą jest jednak, że Rita zdobyła jego serce łagodnością i pokojem, które czerpała z modlitwy. Dość szybko rodzina powiększyła się o dwóch synów noszących według tradycji imiona Jan Jakub i Paweł Maria.

Codzienność toczyła się zwyczajnym rytmem, ale spokój zakłócało wiszące jak cień zagrożenie miejscowymi sporami i porachunkami. Rodzina Mancinich uwikłana była w konflikt z innym miejscowym rodem. Rita codziennie modliła się o pokój i o to, by jej bliscy nie ucierpieli w wyniku narastającej wrogości. Niestety w 1413 roku Paweł, który pracował jako strażnik wieży w pobliskiej miejscowości Collegiacone, został zamordowany.

Na Ritę spadł podwójny ciężar: straty męża, ale również obawy o losy nastoletnich już wtedy synów, którzy na wieść o zamordowaniu ojca zaczęli szukać sposobności do zemsty. Pchały ich do tego smutek i złość, ale również poczucie obowiązku. Dzięki modlitwie i wsłuchaniu się w Jezusa Rita przebaczyła sprawcom tragedii i próbowała zaprosić również synów do źródła, z którego czerpała siłę. Oni w jej słowach widzieli nie zachętę do życia duchem chrześcijaństwa, tylko babskie gadanie i słabość, Rita jednak nie ustawała w modlitwie i prosiła Boga, by synowie odstąpili od planów zemsty.

Niestety niespełna rok po śmierci Pawła chłopcy również zmarli - padli ofiarą epidemii, która nawiedziła okolicę. Rita w wieku trzy-

dziestu dwóch lat została wdową i matką opłakującą śmierć dwojga dzieci... Te wydarzenia mogły doprowadzić ją do zwątpienia, zgorzknienia albo poczucia bezsensu. Rita jednak miała jedno i zawsze to samo lekarstwo na życiowe tragedie: modlitwę. To tam w przedziwny sposób znajdowała ukojenie i prawdziwy pokój, który sprawiał, że była znana ze swojej

łagodności.

Młoda wdowa spędzała teraz na modlitwie jeszcze więcej czasu. Wioska, w której mieszkała, była otoczona skałami. Przyszła święta szczególnie lubiła jeden z okolicznych szczytów, zwany Scoglio. To właśnie tam szukała samotności i ukojenia. Mieszkańcy Roccaporeny widywali ją także w miejscowym zajeździe, gdzie opiekowała się potrzebującymi i podróżnymi. Ten styl życia pomagał jej w pewnym stopniu wypełnić pustkę - nie aktywnością mającą zagłuszyć myśli, ale pokojem płynącym z połączenia modlitwy i czynnej miłości bliźniego.

Rita pragnęła jednak czegoś więcej. Powróciły do niej myśli o klasztorze sióstr augustianek i z biegiem czasu umacniała się w przekonaniu, że to jest właśnie jej miejsce. Niestety siostry, choć pełne życzliwości i współczucia dla młodej wdowy, nie zgodziły się przyjąć jej do klasztoru. Doceniały jej zaangażowanie, szczerość i samozaparcie (Rita trzykrotnie prosiła, by pozwoliły jej dołączyć do ich grona), były jednak nieugięte.

Mimo śmierci synów mających dokonać zemsty, mimo przebaczenia, jakie głosiła Rita, istniało niebezpieczeństwo dalszego zaostrzania konfliktu, który doprowadził wcześniej do śmierci Pawła, a presja oczekiwanej przez społeczność zemsty mogła stanowić zagrożenie również dla zakonnic.

Rita po raz kolejny szukała pocieszenia w modlitwie. Wtedy również doświadczyła zdecydowanego wsparcia patronów, o których wcześniej wspominałam - w czasie modlitwy poczuła obecność św. Augustyna, św. Jana Chrzciciela i Mikołaja z Tolentino. Zachęcona takim wsparciem i być może pełna w równym stopniu desperacji i ufności, postanowiła wziąć sprawy we własne ręce. Udała się do rodziny Pawła (było to cztery lata po jego śmierci). I chociaż po raz kolejny przyszła tam z podobnym przesłaniem, wzywając do refleksji i spojrzenia na dzieje rodziny, w których droga zemsty i wrogości przynosiła ból i cierpienie, tym razem jej słowa nie zostały odrzucone.

Poruszyła jakąś czułą strunę w sercach Mancinich i sama zdziwiła się ich propozycją: poprosili ją, by została pośrednikiem między skłóconymi rodzinami. Przywódcy rodów spotkali się i w obecności Rity zdecydowali się zakończyć dążenie do odwetu i od tej pory żyć w przyjaźni. Łagodna wytrwałość rozmodlonej kobiety przyniosła owoce, których nikt się nie spodziewał.

Pokój między rodzinami oznaczał, że Rita mogła w końcu dołączyć do zakonnic w klasztorze augustianek. Zaczęło się dla niej nowe życie. Jedna z legend mówi, że dla wypróbowania jej posłuszeństwa przełożona zleciła jej podlewanie martwego pnia winorośli. Rita sumiennie wypełniała to polecenie i ku zdumieniu wszystkich winorośl zakwitła i wydała owoce. Tyle mówi legenda. Dla mnie bardzo podobnie wyglądało życie Rity.

W wielu momentach doświadczyła śmierci: umierała jej nadzieja, umierały marzenia o spokojnym życiu pod jednym dachem z mężem i dziećmi, umierały pragnienia wstąpienia do zakonu. Ona jednak nieustannie czerpała ze źródła pocieszenia i to, co pozornie martwe, również w jej życiu rozkwitło i wydało owoc. Rita spędziła w klasztorze czterdzieści lat. Jednym z najbardziej znanych epizodów z tego okresu jest jej modlitwa do cierpiącego Chrystusa i pragnienie przyniesienia Mu ulgi przez dzielenie z Nim tego, co przeżywa. To właśnie wtedy na czole Rity pojawiła się rana, według jej widzenia pochodząca od ciernia z korony cierniowej. Rana ta pozostała otwarta do śmierci świętej.

W zakonie Rita żyła modlitwą i pracą. Odeszła 22 maja 1457 roku i już bezpośrednio po jej śmierci wydarzył się pierwszy cud - częściowo sparaliżowany stolarz Cicco Barbaro został uzdrowiony, gdy wpatrywał się w jej ciało. Wykonał potem piękną, bogato zdobioną trumnę na ciało Rity. Pogrzeb jednak przekładano, ponieważ ciało nie uległo rozkładowi i jest takdo dziś.

Święta Rita jest znana jako patronka spraw beznadziejnych. Pokazuje, że wytrwałość i zaufanie potrafią przynosić cuda,
choć nie dzieje się tak dlatego, że zmiękczają serce Boga, bo On, który jest miłością, może nam dawać tylko miłość. Być może wytrwałość i zaufanie są potrzebne przede wszystkim nam, by otworzyć się na Jego działanie. Jeśli więc w Twoim życiu coś odeszło, umarło, uschło z pragnienia, może razem ze św. Ritą spróbujesz jeszcze raz? Ten jeden kolejny raz?

Bo Pan Bóg lubi sprawiać niespodzianki. Ten, który obiecuje, że "trysną zdroje wód na pustyni" (Iz 35,6), może sprawić, że rozkwitnie w tobie życie w pełni. Może wystarczy - z łagodnością i cierpliwością - dać sobie czas, a Jemu wolną rękę?

69 Niektóre źródła podają także 1394.

70 s. 77.

Tekst pochodzi z książki "O matko święta! Chrześcijańska Mama od A do Z".

Aktywna zawodowo mama dwójki dzieci, na co dzień dentystka i magister psychologii. Od lat zakochana w swoim mężu, od zawsze i chyba z wzajemnością - w życiu i górach. Autorka bloga Chrześcijańska Mama i autorka książek "Pogoda ducha. Pełna uczuć jesteś boska!" i "Ile lat ma Twoja dusza?"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Maja Komasińska-Moller

Święte kobiety wcale nie były doskonałe!

Ufały Bogu. Kochały. Rozwijały swoje mocne strony. Pozwalały, by bez względu na życiowe trudności wzrastało w nich dobro. Nie zawsze dawały radę. Czasem płakały. Popełniały błędy. Gubiły sens. Nie...

Skomentuj artykuł

Święta Rita miała zawsze to samo lekarstwo na życiowe tragedie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.