Przez sześć dni tygodnia usiłujemy zapanować nad światem, w siódmym dniu spróbujemy zapanować nad sobą. Dzisiaj w Polsce obchodzimy XXII Dzień Judaizmu w Kościele katolickim.
Jeśli dobrze się przysłuchać, w piątkowy wieczór w obszernej sali Centrum Społeczności Żydowskiej w Krakowie wybrzmiewało przynajmniej kilka języków. A to dlatego, że do wspólnej kolacji szabatowej zasiedli tam krakowianie razem z Amerykanami, Francuzi wraz z Malezyjczykami, a także przybywający z Niemiec obok gości z Afryki Południowej. Wśród mieszaniny głosów, radosnych powitań i pośpiesznie wymienianych nowin powtarzało się jedno wyrażenie: szabat szalom! - spokojnego szabatu!
Kiedy rozmowy ucichły i wszyscy powstali, śpiewnie wyrecytowano słowa modlitwy: "Szabat jest już blisko, wyjdźmy radośnie na jego spotkanie! On źródłem naszego wesela i błogosławieństwa!". Za chwilę rabin pobłogosławił wino i napoczęliśmy pachnące chałki. Zaraz potem puste talerze napełniły się jedzeniem, a sala napełniła się radosnymi głosami.
Z pewnością miło siedziało się z przyjaciółmi przy zastawionym stole i winie, kiedy w weekend nie miało się nic do roboty - żadnych piętrzących się obowiązków, zaległych zadań, spraw na wczoraj, które próbuje się nadrobić w wolny dzień. Ja tymczasem przebierałam nogami pod stołem. Czas mnie gonił, zbliżała się godzina kolejnego zaplanowanego na tamten wieczór spotkania, które nie mogło obyć się beze mnie. Z zazdrością patrzyłam na tych, którzy bez pośpiechu rozpoczynali kolejne wątki rozmowy z sąsiadami przy stole, jednocześnie dolewając sobie wina do kieliszka. Skąd oni wszyscy mieli czas, żeby tak co tydzień świętować? Czy to jakaś tajemna, żydowska metoda ustawiania kalendarza tak, żeby wraz z piątkowym zachodem słońca móc wszystko rzucić, odpuścić i spokojnie czekać na sobotni wieczór, który zakończy szabat?
Nieopodal mnie siedziała grupa starszych kobiet, które - jak mi wcześniej opowiadano - przeżyły holokaust. Wydawałoby się, że jeśli ktoś stracił kawał życia, kawał młodości na wojnie i doświadczył niczym nieuzasadnionej przemocy, to będzie wykorzystywał każdą chwilę, żeby ten stracony czas odzyskać, żeby jeszcze coś przeżyć, jeszcze czegoś doświadczyć, jeszcze z kimś się spotkać. Tymczasem one wydawały się najbardziej rozluźnionymi osobami na sali. Panie z pasją rozprawiały o krótkim wykładzie na temat kobiecych wątków w Torze, który jedna z nich za chwilę miała wygłosić dla zgromadzonych.
Tymczasem podano danie główne, a ja już wiedziałam, że nie mam szans zdążyć z moimi planami na ten dzień. Nie pozostawało nic innego jak się poddać, pozwolić opaść frustracji i spróbować cieszyć się resztą wieczoru. Otworzyłam przygotowany na ten wieczór śpiewnik i zajrzałam do tekstu dodatkowego błogosławieństwa na zakończenie posiłku.
"O Panie, w dniu tym zaprzestajemy pracy w dowód podzięki za odpoczynek, którym spodobało Ci się nas obdarzyć. Nie pozwól smutkom i cierpieniom okrywać cieniem ten dzień wytchnienia" - brzmiały słowa błogosławieństwa. Bogu spodobało się dać mi prezent, którego nie umiałam zobaczyć. Tym prezentem był odpoczynek, który nie miał być moim utrapieniem. W końcu jak czytamy w Ewangelii, szabat został pomyślany dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu.
Abraham Joshua Heschel, żydowski filozof i teolog urodzony w Warszawie, pisał, że w szabat, dzień Pański, musimy pożegnać się z pracą rąk i nauczyć się rozumieć, że świat został stworzony i przetrwa bez pomocy człowieka, bez jego gonitwy, bez jego stresu. Sprawy nie zależą od nas w takim stopniu, jak sobie wyobrażamy, i jeśli to zdanie dobrze zrozumieć, to powinniśmy odczuć ogromną ulgę. Przez sześć dni tygodnia usiłujemy zapanować nad światem, w siódmym dniu próbujemy zapanować nad sobą - pisał Heschel.
Zapanować nad naszym pragnieniem kontrolowania wszystkiego, zwłaszcza tego, co od nas nie zależy.
Starsze panie, na które nerwowo zerkałam podczas szabatowej kolacji, opanowały tę sztukę wdzięcznego oddawania czasu. Wydawały się najlepiej rozumieć, że - jak pisał żydowski filozof - nie ma dwóch takich samych godzin. Każda jest wyjątkowa i tylko raz dana w tej właśnie chwili, jedyna i nieskończenie drogocenna. Po co spieszyć się do kolejnego wyjątkowego wydarzenia, które nie może się bez nas odbyć, skoro właśnie teraz uczestniczymy w niebywałym momencie w czasie, chwili, której drugi raz już nie będzie?
To ta chwila, która jest teraz, jest najlepsza, bo to teraz Bóg daje nam czas, żeby świętować oraz otworzyć Pismo i zatroszczyć się o wieczność. "Przez sześć dni tygodnia zmagamy się ze światem, wyciskając zyski z ziemi; w szabat w sposób szczególny troszczymy się o ziarno wieczności zasiane w naszych duszach" - pisał dalej Heschel.
Judaizm, z którego jako chrześcijanie czerpiemy, uczy uświęcania czasu - czasu, który jest teraz. Pokazuje, że to nie dzień odpoczynku zależy od tego, jak pójdzie nam sześć dni naszej pracy, ale odwrotnie. Dzień święty, który uświęcił Bóg, a nie człowiek, jest kulminacją całego tygodnia, wyczekiwanym dniem, w którym nareszcie możemy odetchnąć i podziękować. Niech poznają synowie Twoi i niech uznają, że od Ciebie pochodzi spoczynek ich i że przez spoczynek swój święcą imię Twoje - czytamy w modlitwie szabatowej.
17 stycznia w Polsce obchodzimy XXII Dzień Judaizmu w Kościele katolickim. Warto go wykorzystać jako szansę spojrzenia na Żydów i na nowo uczenia się od nich sztuki uświęcania czasu. To także bardzo dobra okazja, żeby dać sobie szansę doświadczyć tego, o czym pisał Heschel, że obchodzenie szabatu to nie tylko przestrzeganie czy stosowanie się do boskich przykazań. Jest ono świętowaniem wciąż od nowa stworzenia świata i stworzenia dnia siódmego, majestatu świętości w czasie, dnia odpoczynku, dnia wolności.
Cytaty pochodzą z książki Abrahama Joshuy Heschela Szabat i jego znaczenie dla współczesnego człowieka.
Anna Wilczyńska - arabistka, autorka bloga islamistablog.pl. Zajmuje się edukacją na temat islamu i kultury arabskiej oraz działaniami integracyjnymi na rzecz cudzoziemców w Polsce
Skomentuj artykuł