Chodzi o walkę "przeciw nam samym i przeciw podstępom kusiciela, który robi wszystko, by odwrócić człowieka od modlitwy, od zjednoczenia z Bogiem"
"O tym, czy najwyższy czyn serca [modlitwa] jest udany czy nie, wiedzieć można tylko w momencie, gdy się go spełnia i gdy się przy tym zapomina, co i jak się w ogóle spełnia"(Karl Rahner SJ).
Mam w końcu trochę wolnego czasu. Myślę sobie, że może bym się chociaż chwilę pomodlił. Ale natychmiast uświadamiam sobie, że jestem zmęczony, nic mi się nie chce. Więc wchodzę do internetu, bo przecież jakoś trzeba zabić czas, chociaż nic mi się już nie chce. Skaczę od jednego linku do drugiego. Zaglądam do ulubionych stron, ale też pozwalam się poprowadzić na żywioł. Jeden filmik, drugi filmik. Kolejny news. O dziwo, odczuwane wcześniej zmęczenie jakby nagle się ulotniło i sił mi przybyło. I tak schodzi mi dwie godziny. Potem już naprawdę jestem zmęczony i padam z nóg. W końcu idę do łóżka. Jeśli zdążę się przeżegnać, to będzie już wiele.
Dlaczego tak się dzieje? Na powierzchni wydaje się, że chodzi o zwykły proces psychologiczny. Możemy odczuwać rzeczywiste zmęczenie i umiejętnie nie dopuszczać go do siebie. Wtedy zagłusza się je kolejną porcją wrażeń i płytkiej wiedzy, nasycając nigdy nienasyconą ciekawość. Modlitwa, przeciwnie, nie kojarzy się spontanicznie z dreszczykiem emocji, z zaspokajaniem ciekawości, które oferuje nam, na przykład, film czy internet. Bo modlitwa przynależy do innego porządku. Jest sprawą i czynem serca, a nie tylko myśli, uczuć i słów. I niewątpliwie wymaga pewnego rodzaju wysiłku.
Pod podszewką tego, co widać, kryje się wewnętrzna walka, którą zbyt szybko przegrywamy, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Ale rzadko odbywa się to gwałtownie, z hukiem i wewnętrznym rozdarciem. Człowiek wierzący często wprawdzie wie, że powinien się modlić (może ta wiedza sprowadzona jedynie do obowiązku nie wystarczy?), a nawet szczerze chce to robić, a jednak gdy przychodzi co do czego, modlitwa oddawana jest walkowerem. Wypychana poza ramy naszego cennego czasu. Przegrywa z innymi ważnymi i nieistotnymi sprawami w życiu.
Z drugiej strony nie zauważamy jak wiele czasu i energii tracimy na to, aby załagodzić nasze poczucie chaosu, pustki, niedosytu i przemęczenia. Na różne sposoby uciekamy, aby tylko nie wejść w milczenie, w chwilę samotności, aby nie spojrzeć na swoje życie z dystansu, aby nie przerazić się tym, co w nas "siedzi". Tę energię wysysają z nas używki, próżne przesiadywanie przed telewizorem czy komputerem, wymówki, złe przyzwyczajenia, lenistwo duchowe.
Chwila dłuższej modlitwy, prostej rozmowy z Bogiem, rozważenia Słowa Bożego czy po prostu posiedzenia w ciszy bez specjalnego produkowania wrażeń, pozwala nam spojrzeć na to, co robimy z dystansu. Czy aby nie za dużo we mnie zagonienia? Czy to lub tamto rzeczywiście muszę robić? Czy to jest konieczne? A może to moja ambicja, pożądanie lub chęć wykazania się przed sobą i innymi każe mi być ciągle w ruchu? Nie znajdziemy odpowiedzi na te pytania w ciągłej aktywności, nawet tej koniecznej.
Często rzeczywiście obowiązki życiowe mogą nas przytłaczać. Żyjemy w takim świecie, w którym jesteśmy w wiele spraw wciągnięci bez naszego wpływu. Po prostu musimy zrobić to lub tamto. Ale jedno jest pewne: Nie możemy pozwolić, aby tylko to, co zewnętrzne miało na nas decydujący wpływ, abyśmy przestali już być panami własnego życia i jedynie reagowali na to, co przynosi codzienność.
Wszystko, co w naszym życiu ważne, wiąże się z wysiłkiem i walką. Na przykład, zdecydowanie trudniej zdobyć się na szczerą i głęboką rozmowę w małżeństwie niż spędzać czas tylko na dyskutowaniu bieżących spraw. Na poziomie świadomości niby przyznajemy, że warto by porozmawiać czasem o sobie, a nie tylko o dniu codziennym, ale jakoś w kółko dochodzimy do tego samego: nie mamy czasu albo sił. Może jutro, może w weekend lub na urlopie. Przekładamy i przekładamy tę radosną chwilę na później. Tłumaczymy się, że przecież z czegoś trzeba żyć, trzeba pracować, że to nie takie proste. Wszystko to święta prawda. Są chwile, kiedy naprawdę jest ciężko, ale czy tak bywa zawsze?
Katechizm Kościoła Katolickiego najwięcej o walce duchowej mówi nie gdzie indziej tylko w odniesieniu do modlitwy. Poświęca temu tematowi odrębny artykuł. Chodzi o walkę "przeciw nam samym i przeciw podstępom kusiciela, który robi wszystko, by odwrócić człowieka od modlitwy, od zjednoczenia z Bogiem" (2725). Modlitwa to nie spełnianie jedynie jakiegoś obowiązku, bo z tego jeszcze niewiele wynika. W modlitwie dochodzi do zjednoczenia z Bogiem, do bliskości, nawet jeśli nasze uczucia i myśli tego nie rejestrują. To zjednoczenie jest dla nas dobroczynne. Buntuje się przeciw niemu nasz "stary człowiek", nasze "ego", które jest dziwnym tworem. To karykatura Boga, która zasiada na iluzorycznym tronie naszego serca. To pozostałość kłamliwej pokusy, że "będziemy jako Bóg". Rzeczywistość tego nie potwierdza, ale kłamstwo drzemie w sercu i ciągle na nas oddziałuje. Każe nam mocować się ze skałą.
"Niebezpieczeństwo" zbliżenia do Boga na modlitwie przeczuwa też nasz nieprzyjaciel, szatan. I dlatego dwoi się i troi, wymyśla najróżniejsze fortele, racjonalne, pobożne, buntownicze, aby nas zwieść. Wszystkie chwyty są tu dozwolone. Nawet Słowo Boże może się przysłużyć temu, by odciągnąć nas od modlitwy. Jeśli nie wejrzymy w tę tajemniczą rzeczywistość walki, będziemy ciągle przegrywać, mimo najszczerszych chęci, postanowień i obietnic.
Stawką w tej walce jest niedopuszczenie do tego, aby człowiek wierzący w ogóle zaczął się regularnie modlić, a jeśli już do tego dojdzie, aby doprowadzić go do szybkiego porzucenia modlitwy, głównie na skutek zniechęcenia i braku efektów. Liczba pokus, trudności i oporów jest tutaj wręcz nieograniczona. Wpływają na nas myśli, wypaczone wyobrażenia o Bogu, lęki, fałszywe przekonania o tym, co powinno być naszym celem w życiu, subtelne pokusy pod płaszczykiem dobra czy pobożności.
Zapraszam do uczestnictwa w dniach skupienia poświęconych trudnościom i pokusom związanym z modlitwą. Przyjrzymy się im z bliska, zapytamy, jak je rozpoznawać i przezwyciężać. Będzie czas na modlitwę, wspólną Eucharystię i konferencje.
Termin: 28 września (piątek od 16.00) do 30 września (niedziela do 13.00)
Miejsce: Dom Rekolekcyjny Księży Jezuitów na "Górce" w Zakopanem
Prowadzący: o. Dariusz Piórkowski SJ
Formularz zgłoszeniowy i szczegółowe informacje znajdziecie TUTAJ
Dariusz Piórkowski SJ - rekolekcjonista i duszpasterz. Pracuje obecnie w Domu Rekolekcyjnym O. Jezuitów w Zakopanem. Jest autorem m.in. Książeczki o miłosierdziu.
Skomentuj artykuł