To Jezus kieruje moim pędzlem [WYWIAD]

To Jezus kieruje moim pędzlem [WYWIAD]
Danka Kotula / Paulina Krajewska

- Nawet jeśli temat ikony jest radosny, praca do napisania zawsze jest trudem. To miłość do Pisma Świętego doprowadziła mnie do ikon - mówi Paulina Krajewska, ikonograf. W wywiadzie udzielonym Dance Kotuli opowiada o procesie pisania ikony, który zaczyna się w jej sercu oraz o znakach, jakie daje jej Bóg.

Cisza niewielkiego krakowskiego mieszkania. W rogu pracowni kobieca postać pochyla się nad obrazem. Maluje. Pisze. Modli się. Widać, że uważne pociągnięcia pędzlem wiele ją kosztują. Jednak to piękno, które już zaczyna błyszczeć przed jej oczami, nie powstało teraz. Paulina nosiła je w sobie wiele dni. Ono było z nią rano podczas mszy. Było, gdy wracała rowerem przez Stare Miasto i gdy pracowała w domu. Jest z nią teraz, gdy pijemy herbatę. Ikona powstaje, nawet gdy ona nie dotyka pędzla. Wszystkie kolory, światła i cienie istnieją, jeszcze zanim zobaczą je oczy:

To Jezus kieruje moim pędzlem [WYWIAD] - zdjęcie w treści artykułu

DEON.PL POLECA

"I oddalili się stamtąd"

[Danka Kotula]: Wierzymy, że człowiek jest mieszkaniem Boga, a jeśli tak, to Jego obraz najpierw zaczyna pisać się w sercu. Pytanie od czego?

[Paulina Krajewska]: Od czegoś, co mnie przynagla. Jakiś obraz, który jest zasiany w sercu, chce powstać. Tak naprawdę to nawet nie wiem, kiedy tę pracę zaczynam. Pomysł może pojawić się zarówno podczas modlitwy, spaceru, rozmowy z drugą osobą, podczas czytania Pisma Świętego. Kilka ikon powstało na zamówienie: ktoś chciał ikonę dla siebie. Nie zaczynałam wówczas od szukania tematu, ale od objęcia człowieka modlitwą i tak powoli dochodzę do obrazu. Ale nie tylko ikony rodzą się z przynaglenia serca. Tworzę też obrazy, które są na okładkach książek. Jest konkretny temat i ja biorę temat tej książki na modlitwę.

Jak na warsztat?

Tak. Na modlitwie muszę się z nim zmierzyć. Dlatego każde dzieło jest inne. Kiedyś miałam napisać dwie ikony Świętej Rodziny - jedna dla małżeństwa, a druga dla zgromadzenia zakonnego. I każda z nich była zupełnie inna. Nie z zamierzenia. Wszystko związane było z modlitwą i wynikało z istoty charyzmatu. Na ikonie dla zakonu Chrystus objawia się w kojącym błękicie, jako Światło, które ma być przekazywane innym. Postać Maryi, Józefa i Jezus w ich otwartych dłoniach. Obejmowany, a jednocześnie jakby już w geście przekazania Bożego Syna innym. Bo to jest istota zakonu, sens życia konsekrowanego. Ten sam Chrystus na ikonie dla małżeństwa przedstawiony został w ognistej poświacie jako Miłość, która scala w momentach kryzysu. Niby podobnie, a jednak tak odmiennie. Tak po prostu musiało być.

To Jezus kieruje moim pędzlem [WYWIAD] - zdjęcie w treści artykułu nr 1

"Święta Rodzina"

Ikona to obraz świętości. Do ich pisania doszłaś dość nietypową drogą, bo ze świata reklamy telewizyjnej.

Zajmowałam się nie tylko reklamą telewizyjną. Były i bilbordy, projektowanie stron internetowych, tworzenie filmów i całych kampanii reklamowych, ale to nigdy nie był mój świat. Nadal maluję też pejzaże, robię okładki do książek. Dostałam nagrodę za ilustracje do książki dla dzieci. Zdarzyło mi się też wykładać na uczelni wyższej. Jeden z moich obrazów wisi w ołtarzu głównym kościoła parafialnego w Borzęcinie. I oczywiście ikony. Jestem osobą, która nie chodziła do żadnej szkoły pisania ikon. Czytałam jedynie o tym, jak powstają.

I dowiedziałaś się, że zaczyna się od pracy rzemieślniczej. Od drewna.

Drewna, głównie lipowego, które zamawiam w Bieszczadach. Już w Krakowie nanoszę na nie grunt - zaprawę klejowo-kredową. To jest proces, który trwa kilka dni. Farby robię sama.

Ich skład jest jak żywcem wyjęty z książki kucharskiej: żółtko jajka, ocet…

I wszystko robione w zaciszu mojej pracowni (śmiech). Ale ta "techniczna" część to jest tylko jedna warstwa pracy. Oprócz niej jest cały proces duchowy. Bo początek pracy to też początek modlitwy. Stan mojej duszy jest powiązany z tym, co się wyłania spod pędzla. Dobrze pamiętam, gdy powstawała "Modlitwa w Ogrójcu", ikona, która jest na okładce książki "Modlitwa w ciszy". Życiowo byłam wtedy w momencie trudnym, stałam przed przeszkodami zbyt trudnymi do przejścia. Ikona Matki Bożej bolesnej również wiązała się z trudem życiowym, ze zmaganiem. Z bólem.

To Jezus kieruje moim pędzlem [WYWIAD] - zdjęcie w treści artykułu nr 2

"Modlitwa w Ogrójcu"

Mam wrażenie, że to, czym zajmujesz się teraz, narodziło się z wielu Twoich życiowych i artystycznych zakrętów. To był dojrzały wybór dojrzałej kobiety?

Nie do końca. Ikony były moją "pierwszą miłością", jeszcze z czasów, gdy byłam dziewczynką. Miłością pierwszą i porzuconą. Robiłam pierwsze kopie ikon wschodnich, którymi byłam zafascynowana. Od pierwszego wejrzenia pokochałam tradycyjną wschodnią. A potem? Potem zaczęłam edukację artystyczną. To niekoniecznie mi pomogło. No i historia życia zrobiła swoje - odeszłam od wiary.

Odeszłaś od wiary, odeszłaś od "pierwszej miłości". Odeszłaś od ikon.

Odeszłam. Ale o miłości nie da się zapomnieć tak łatwo. Po latach odezwało się to pragnienie. Zaczęłam szukać Boga, wróciłam do wiary, ale to jeszcze nie znaczyło, że wróciłam do ikon. To było jak wołanie w sercu, ta pierwsza miłość przypomniała o sobie. Najpierw powróciłam do robienia kopii, a potem z czasem zostawiłam kopiowanie i zaczęłam pisać te, które rodziły się w moim sercu.

Malujesz i modlisz się jednocześnie?

Jest deska, na której powstaje ikona i obok niej zawsze leży Pismo Święte. Słowo Boże jest zawsze obecne, a ikony, które powstają, często są wynikiem jego kontemplacji. To przemodlony fragment Ewangelii, z którego wyłania się obraz. To nie tylko doświadczenia życiowe, ale dużo, dużo więcej. Kiedy zaczynasz pisać ikonę, nie wiesz, jaka będzie po zakończeniu, bo kolejna modlitwa to jakby kolejna warstwa obrazu. Gdy pisałam ikonę dla ciebie, modliłam się i myślałam o tobie. Myślałam o twoim sercu, gestach, bo one są bardzo "Maryjne", wiesz? I starałam się napisać to, co przez ikonę Bóg chce powiedzieć do ciebie. I choć to ja maluję, to tylko Pan Bóg wie, jak chce się objawić danej osobie. Ja tworzę obraz, ale każdy dostrzega w nim swój własny przekaz od Boga. Nie chcę, żeby to był jedynie mój koncept, ale błogosławieństwo.

Czy przy pracy zawsze jest trud?

Nawet jeśli temat ikony jest radosny, praca nad obrazem zawsze jest trudem. I nie chodzi tu o rzemiosło. To trud mierzenia się ze sobą samą. Gdy malowałam Matkę Bożą, miałam wiele wątpliwości, bo myślałam: jak ja mogę namalować najpiękniejszą kobietę, która kiedykolwiek istniała. Często modlę się słowami: Panie Jezu, ja sama z siebie nie jestem w stanie tego zrobić. Jeśli Ty nie pokierujesz teraz moim pędzlem, to ja tego sama z siebie nie zrobię.

Ty piszesz ikonę, a ikona pisze Ciebie. Czujesz formowanie przez modlitwę i przez taki rodzaj pracy?

Każda modlitwa, rozważanie słowa - to mnie zmienia. A że przy tym powstają ikony, to jest jakby dodatkowy owoc. Zanim wróciłam do pisania ikon, przez kilka lat medytowałam Pismo Święte. Nie było tak, że nagle stwierdziłam, że chcę pisać ikony, więc sięgnęłam po Biblię, aby znaleźć temat. To miłość do Pisma Świętego doprowadziła mnie do ikon. Fascynacja osobą Chrystusa, tym, że Jego słowo jest żywe, zaowocowało tym, że zaczęły powstawać ikony. Modlitwa wydała owoc, nie tylko duchowy.

Ten owoc dojrzewa nieraz wyjątkowo długo.

Tu nie ma reguł. Zdarzało się, że ikona powstawała rok. Zabierałam się do pracy i nie mogłam jej skończyć. Musiała "poleżeć" niemalowana pół roku, bo czułam, że czegoś brakuje, że jej przekaz nie jest jeszcze prawdziwy i szczery. Zdarzało się też, że wydawało mi się, że ikona jest skończona, po czym pół roku później wracałam do niej i zmieniałam coś. Tak było w przypadku "Burzy". Tu chciałam ukazać, że sen Jezusa był silniejszy od wszystkich niepokoi. Ale to mi nie wystarczało. Nie wiedziałam, czego mi brakuje, czego brakuje w tym przekazie. Aż pewnego dnia wracałam do domu na rowerze podczas burzy. Nagle z ciemności wyłonił się fragment błękitnego nieba. Światło.

To Jezus kieruje moim pędzlem [WYWIAD] - zdjęcie w treści artykułu nr 3

"Burza"

I to pozornie nieważne zdarzenie sprawiło, że musiałam zmienić ikonę. Uświadomiłam sobie, że nie jest najważniejsze to, że Jezus śpi, podczas gdy w koło wszystko szaleje. Zrozumiałam, że burzę zsyła Bóg Ojciec. W tej relacji Jezus może spać, bo choć wody są wzburzone, to Ojciec czuwa nad Synem. Z pracą bywa i tak, że przy ikonach dla niektórych osób trzeba czekać, długo modlić się, pytać. A innym razem ktoś prosi o ikonę i po chwili już wiesz. Po prostu wiesz, jaki odcień tego Bożego bogactwa ma dostać na ikonie. Bez względu na to, dla kogo ma być obraz, chcę, żeby pomagał budować indywidualną relację Boga i człowieka. Bo ikona jest zapisem bardzo osobistego kodu Miłości.

Dla osoby nieobeznanej z tematem ikony wschodnie wydają się bardziej oszczędne w emocjach. W Twoich jest ich dużo. Smutek, cierpienie, strach, ale i miłość. Czy to obraz Ciebie?

Nie chciałabym, żeby to był obraz mnie. Chciałabym, żeby te ikony opowiadały o Bogu, o Chrystusie. Z drugiej strony, z czasem coraz mocniej odkrywam, że wszystko opowiada o Panu Bogu. Wszystko. Każdy człowiek jest opowieścią o Nim.

"Piotr wyszedł z łodzi", "Zwiastowanie" i wiele innych. W każdej z tych prac z głębi ciemności wyłania się struga niezwykłego światła.

Bo Jezus jest Światłem i wszelkie światło pochodzi od Niego. Ale światła szuka się pośród mroku, ciemności życia, niewiedzy. Nawet dobór kolorów przy pisaniu ikony dzieje się nieco poza mną i ma początek w modlitwie. Ale tak jak to światło, tak i na większości moich ikon ukryty jest Duch Święty. Bo On jest Miłością, motorem wszelkiego działania. Modlitwę zaczynam od zwrócenia się do Niego. Od Niego zaczyna się każdy mój dzień.

Ale za każdy obraz, który mówi o Bogu, w pewnym sensie trzeba zapłacić.

Zapłacić rezygnacją z siebie, ze spotkania, z rozmowy z kimś, byciem w samotności, a to nie jest dla mnie łatwe. Czasem trzeba po prostu przyjąć cierpienie. I zgodzić się na własną niemoc. Czasem noszę ikonę w sercu, chcę zacząć pisać i nie mogę, bo nic nie wychodzi tak, jak powinno. I na to właśnie trzeba się zgodzić. Bo na wszystko jest właściwy czas. To jak z rośliną: zasiewasz ziarno i długo, długo nic nie wschodzi. Ale to nie znaczy, że pod powierzchnią tego, co widzialne, nic się nie dzieje. Kto wie, może ten obraz musi najpierw dojrzeć we mnie.

Więcej informacji o wystawie Pauliny Krajewskiej uzyskasz, klikając w baner:

To Jezus kieruje moim pędzlem [WYWIAD] - zdjęcie w treści artykułu nr 4

Danka Kotula - dziennikarka radiowa, autorka tekstów m.in. dla magazynów kobiecych i portali (nie tylko) katolickich.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

To Jezus kieruje moim pędzlem [WYWIAD]
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.