Rita miała trzech świętych, których od dziecka darzyła szczególnym zaufaniem. Byli to: św. Jan Chrzciciel, św. Augustyn i św. Mikołaj z Tolentino.
Pierwszy był patronem kościoła w Cascii, w którym często się modliła. Drugi - założycielem zgromadzenia, do którego żeńskiej gałęzi pragnęła wstąpić jako panna. Trzecia postać, w naszym kraju mniej znana, w czasach Rity była na terenie dzisiejszych Włoch bardzo popularna. Mikołaj z Tolentino został wyniesiony na ołtarze dopiero w 1446 roku przez papieża Eugeniusza IV. Trwało to dość długo z powodu schizmy w Kościele. Nieoficjalnie był jednak czczony jako święty od dnia swojej śmierci w 1305 roku. Do grobu Mikołaja przybywali liczni pielgrzymi. Ricie był bliski nie bez powodu... Późno wymodlone dziecko, tak jak ona. Augustianin, wybitny kaznodzieja. Budzący podziw asceta. Kroniki klasztoru w Tolentino, gdzie spędził trzydzieści lat, wspominają, że po jego modlitwie nastąpił cud uzdrowienia kilku chorych.
W trudnych chwilach Rita zawsze prosiła o pomoc swoich świętych opiekunów.
Nie zachowały się przekazy o żadnej świętej kobiecie - przyjaciółce. Prawdopodobnie dlatego, że kobiet na ołtarzach było (i jest) zdecydowanie mniej niż mężczyzn. Można jednak śmiało założyć, że wiele modlitw Rita kierowała do Maryi.
Któż lepiej zrozumie cierpienie matki niż Ta, której na Golgocie w bestialski sposób odebrano jedynego Syna? Wiadomo natomiast, że wdowa Rita znowu zaczęła odwiedzać augustianki w Cascii. Coś ją tam - jeszcze mocniej niż w młodości - ciągnęło, a teraz nie miała już powodu, by się opierać. Każda wizyta w klasztorze przywracała jej tłumione przekonanie, że powinna iść drogą powołania zakonnego. Wspólnota sióstr była niczym drugi (teraz jedyny prawdziwy) dom. W pobliżu znajdowało się kilka innych żeńskich klasztorów, lecz ona nie szukała za murami ucieczki od świata. Nie było jej wszystko jedno, co wybierze. Czuła, że albo założy habit augustianki w Cascii, albo żadnego.
Przedstawiła swoją prośbę przełożonej klasztoru św. Marii Magdaleny w Cascii. Znały się od lat, lubiły. Tym większe było jej rozczarowanie, gdy przeorysza nie wyraziła na to zgody. Kiedyś rodzice, teraz ona? Czy nie ma już nikogo, kto zrozumiałby, jak bardzo chce służyć Bogu? Czy naprawdę nie ma powołania, choć czuje, że Bóg tego chce? Odmowa nie była zbyt stanowcza - a może słabo uargumentowana, więc po pewnym czasie Rita spróbowała ponownie. I znowu nic!
Tym razem była zbyt zdeterminowana, by poddać się bez walki. Rita Mancini okazała się silna i nieugięta. Pytała, przekonywała, próbowała wszystkich sposobów. Prosiła księdza o wstawiennictwo i poparcie. Nie mogła się pogodzić z wolą matki przełożonej. Ta, wzruszona postawą wdowy, w końcu się zlitowała. Wyjaśniła, o co chodzi. Kościelne procedury zabraniały przyjmować osoby uwikłane w przestępstwo lub vendettę. Niewinna kobieta znowu ucierpiała z powodu grzechów innych. Tych, którzy pogańską tradycję zemsty cenili bardziej niż prawo Boże.
I Rita powiedziała: "Dość!". Ludziom, nie Bogu.
Matka przeorysza postawiła warunek, po ludzku niemożliwy do zrealizowania. Obie rodziny uwikłane w walki gwelfów i gibelinów, a przy tym w rodową vendettę, muszą wyrzec się zemsty i podpisać ugodę. Jak bardzo Rita żałowała, że w tej chwili nie ma przy niej rodziców! Znała zasady mediacji, lecz nie miała ich wieloletniego doświadczenia. Poza tym w tym przypadku nie była bezstronna. Skoro jednak nie ma wyjścia... Trzeba spróbować, to tylko następna przeszkoda do pokonania. Zaczęła działać. Przez kilka lat chodziła od domu do domu, wykazując się wielką cierpliwością. Musiała wysłuchać wielu przykrych słów z obu stron. Zaczynała już tracić nadzieję, gdy nastąpił przełom i udało się osiągnąć porozumienie. Głowy rodzin podpisały oficjalny dokument o ugodzie, wyrzekając się zemsty za doznane wzajemnie krzywdy. Dumna i szczęśliwa poszła podziękować Bogu. A potem pobiegła z wiadomością do przeoryszy.
Augustianki też miały powód do radości. Z zachowanego z tego okresu spisu zakonnic wiemy, że jedna z sióstr nosiła nazwisko Mancini, a inna takie, jak zabójca Paola. Akt pojednania był dla nich ważnym wydarzeniem, gdyż w wyniku vendetty one też traciły bliskich. Wspólnota liczyła około dziesięciu sióstr, wszystkie doskonale się znały.
Ricie pozostało dopełnić formalności. Musiała wpłacić wymaganą przepisami kwotę, tak zwane wiano, oraz przynieść zgodę na wstąpienie przez nią do zgromadzenia podpisaną przez najbliższych żyjących krewnych. Rodzina nie stawiała przeszkód. Rita wchodziła w nowy etap życia. Długo tego pragnęła.
Kładąc się spać ostatniego wieczoru w domu, zaczęła jednak czuć niepokój. Trochę podobny do tego, który dręczył ją w nocy przed ślubem. Może powołanie to tylko jej wymysł? Czy postępuje słusznie? Przełożona powinna znać wolę Bożą, a wcale jej nie zachęcała! A co, jeśli się myli?
Jak spojrzy w oczy siostrom, które uległy presji jej próśb? Zaczęła ją ogarniać niemal panika. Na szczęście była tak zmęczona, że zasnęła.
Według jednej z piękniejszych legend o św. Ricie, jej uparta i skuteczna walka o habit augustianki została "przypieczętowana" cudownym wydarzeniem. W czasie snu przyszli do niej święci przyjaciele: Jan Chrzciciel, Augustyn i Mikołaj z Tolentino. Przenieśli ją z domu do klasztoru św. Marii Magdaleny, ułożyli wygodnie na prowizorycznym posłaniu - i zniknęli. Siostry, jak co dzień, wstały bardzo wcześnie. Po modlitwie jedna z nich poszła otworzyć bramę, gdy ujrzała śpiącą Ritę. Stanęła oniemiała, przecierając oczy ze zdumienia. Skąd się tu wzięła Rita Mancini? Brama była dobrze zamknięta, sama to wieczorem sprawdziła. Mur klasztorny jest wysoki, zresztą po co go forsować w nocy, skoro rano można wejść przez otwartą bramę? Na krzyk towarzyszki zbiegły się współ-siostry. Rita była równie zdziwiona. Pamiętała tylko sen, z trzema świętymi w rolach głównych.
Jeśli rzeczywiście tak było (opowieść dziwnie przypomina historię św. Piotra uwolnionego z więzienia przez Anioła), to cud rozwiał wszelkie obawy Rity. A siostrom dał świętą pewność, że Bóg błogosławi nowej augustiance.
Skomentuj artykuł