Czy każdego gatunku można słuchać i czy istnieje muzyka sama w sobie dobra lub sama w sobie zła? Czy muzyka sama przez się może prowadzić do Boga lub przeciwnie - wieść prosto w ręce szatana?
W związku z tragiczną śmiercią wokalisty Linkin Park, Chestera Benningtona, w sieci pojawiły się komentarze, które sugerowały, że za jego samobójstwo odpowiadała ciężka rockowa muzyka którą tworzył i której słuchał.
Jak odnieść się do takich twierdzeń? Czy katolik powinien słuchać ciężkiej, metalowej i rockowej muzyki?
W ciągu najbliższych dni opublikujemy teksty osób, które mają w tej kwestii różne zdania, ale przede wszystkim będziemy starali się odpowiedzieć na pytanie, czy muzyka może w ogóle stanowić zagrożenie.
Z psychologicznego, ale także duchowego punktu widzenia.
O tym, że muzyka ma wpływ na człowieka, wiedział już Platon, który opisał w "Państwie" poszczególne skale muzyczne i ich oddziaływanie na duszę ludzką. I tak jedne uważał za pobudzające do męstwa bądź wyrażające opanowanie, inne uznawał za zniewieściałe czy frywolne.
Jakkolwiek istnieje grupa ludzi, którzy słuchają muzyki ze względu na walory formalne danego dzieła czy ze względu na finezję zastosowanych środków muzycznych etc., to jednak dominujący wydaje się jej aspekt emocjonalny - jej zdolność do modyfikacji nastroju lub przeciwnie - do intensyfikacji naszego stanu emocjonalnego.
Kiedy chcę się wyciszyć i wprowadzić w klimat skupienia, nie puszczę sobie Zu, Dream Theater ani jakiegoś ostrego rapu, bo taka muzyka pobudza mnie raczej do intensywnego działania i wprowadza wręcz w "bojowy" nastrój (dla uzyskania takiegoż efektu zdarza mi się słuchać takiej muzyki), ale posłucham raczej chorału gregoriańskiego, śpiewów cerkiewnych lub jakiejś kantaty Bacha.
Jeśli jestem w ponurym nastroju, prędzej sięgnę po Nica Cave’a niż po "Forrest Gump Suite" Silvestriego, która nosi w sobie posmak pewnej błogości.
Kiedy czuję się wypoczęty i mam ochotę na chwilę przyjemności intelektualno-estetycznej, wsłucham się z rozkoszą w "Księżycowego Pierrota" Schoenberga czy w "Siedem bram Jerozolimy" Pendereckiego. Ale kiedy jestem zmęczony i wypompowany, prędzej puszczę sobie "The Works" Queenu.
Różnice pomiędzy powyższymi przykładami widać gołym okiem. Nie trzeba być wielkim znawcą historii muzyki, żeby rozpoznać w powyższej mieszance gatunki muzyczne od klasycznej awangardy, przez metal i pop, po muzykę stricte sakralną. Co jednak łączy te przykłady? Oczywiście jakość, kunszt i mistrzostwo osiągnięte w danej muzycznej niszy, w której się znajdują.
Nasuwa się jednak pytanie, czy każdego gatunku można słuchać i czy istnieje muzyka sama w sobie dobra lub sama w sobie zła? Czy muzyka sama przez się może prowadzić do Boga lub przeciwnie - wieść prosto w ręce szatana?
Myślę, że warto spojrzeć na to zagadnienie z perspektywy, jakiej uczy nas św. Ignacy Loyola. W "Ćwiczeniach duchowych" pisze on, że "człowiek po to został stworzony, aby Boga, Pana swego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją". Tradycyjnie interpretujemy te słowa jako zachętę, by oddawać Bogu chwałę nie tylko bezpośrednio w modlitwie, ale również angażując się we własne życie i robiąc jak najlepiej to, co do nas należy. Zatem muzyk najlepiej uwielbi swego Stwórcę, który obdarował go talentem, jeśli będzie tworzył jak najlepszą muzykę. I zaryzykuję twierdzenie, że ujmując rzecz wyłącznie od strony muzycznej, w każdym gatunku muzycznym da się stworzyć coś, co w takiej ignacjańskiej optyce będzie służyło większej chwale Pana Boga. Eksperymenty kampowej artystki Adu udowadniają (oczywiście nie każdy się z tym zgodzi), że - jeśli się uprzeć - to nawet z disco polo można odnieść jakiś pożytek.
Inną sprawą jest pozamuzyczny przekaz, czyli jakaś forma programu w muzyce instrumentalnej bądź tekst pieśni lub piosenek w muzyce wokalno-instrumentalnej. Gdy mamy do czynienia z oczywistą prowokacją, bluźnierstwem czy próbą profanacji, sprawa jest dość jasna - po prostu szkoda czasu. I nie chodzi tu nawet o zagrożenie duchowe, prowadzące prostą drogą do opętania czy zniewolenia, a raczej o psucie własnego serca przez zaśmiecanie sobie pamięci treściami, które nie pomagają mi w przemianie myślenia na bardziej Boże.
Poza takimi skrajnymi przypadkami warto raczej - idąc raz jeszcze za radą św. Ignacego - szukać we wszystkim Pana Boga niż diabła.
Dominik Dubiel SJ - młody jezuita, z wykształcenia muzyk. Komponuje i mieszka w Krakowie.
Chcemy pokazać rzeczywistość chrześcijaństwa, która wymyka się wszelkim schematom.
Można spotkać się z opinią, że Kościół ma być w myśl jednych bądź drugich. Pokażemy, że w gorących tematach nie musimy dzielić się na dwa obozy, ale wciąż możemy istnieć w jednej wspólnocie.
W każdym z zagadnień zaprezentujemy dwa różne punkty widzenia, które mieszczą się w Kościele oraz głos, który wyjaśnia zaistniałe napięcia, wskazuje drogę po środku, rozładowuje emocje. Chcemy dać do zrozumienia, że w Kościele Katolickim można mieć różne wrażliwości, zupełnie inne podejście do różnych tematów. Porozmawiajmy o nich spokojnie, wymieńmy się swoimi doświadczeniami.
Zapraszamy was do rozmowy, napiszcie, jakie tematy są dla was szczególnie ważne.
Skomentuj artykuł