Jak Bóg zdobywa serce człowieka?
Fragment Janowej Ewangelii odczytywany w III niedzielę Wielkiego Postu opowiada nam wzruszającą historię spotkania Jezusa z Samarytanką przy studni. Tekst ten jest niezwykle rozbudowany i "gęsty". Niech jednak jego bogactwo nas nie zniechęca - nie skupiajmy się tylko na tym, że trudno go pojąć, lecz bardziej na tym, ile jeszcze możemy z niego zaczerpnąć! Bo to natchnione Słowo, z którym przychodzi nam się zmierzyć, jest niewyczerpanym źródłem łaski!
"Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy źródle. Było to około szóstej godziny" (J 4,6). Godzina, w której Jezus wisiał na krzyżu. O tej godzinie "mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej" (Łk 23,44). Godzina szósta to samo południe. Słońce jest najwyżej i daje odczuć swoją moc. Na krzyżu zawisło Słońce, którego jasność przewyższa tę ważną dla nas gwiazdę. Krzyż przygasił jednak Jego blask. Zdawało się, że został on przezwyciężony przez ciemności grzechu. Podobnie jest przy studni - Jezus siedzi zmęczony. Umykają nam czasami takie szczegóły z życia Jezusa: że był zmęczony, że płakał, że odczuwał głód… To takie ludzkie, takie nieboskie! Ale jakże Jezusowe! Zmógł upał naszego Zbawiciela i chce Mu się pić. Prosi o to zmieszaną Samarytankę. Jego pragnienie staje się jednak punktem wyjścia do wzbudzenia (a może raczej: do odkrycia) pragnienia w sercu kobiety, która po prostu przyszła po wodę do studni. Jezus zadziwia ją sugestią, że On, zmęczony człowiek, mógłby dać jej wody żywej.
Zamiast popukać się w głowę i powiedzieć, że ostatnie, na co teraz ma ochotę w tej gorącej porze dnia, to rozmawiać o teologicznych sprawach, kobieta zaczyna drążyć temat: "Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego, Jakuba, który dał nam tę studnię, i on sam z niej pił, i jego synowie, i jego bydło?" (J 4,11-12). Cóż za pytanie! I cóż za otwartość na odpowiedź, która ma paść z ust Jezusa! "Czy Ty jesteś większy?" - słychać w tym pytaniu gotowość do przyjęcia twierdzącej odpowiedzi i wszystkich konsekwencji, które się z tym będą wiązały.
Jezus rozpoczyna więc wydobywać z samarytańskiej kobiety prawdę o jej życiu i o pragnieniach, które nosi w swoim sercu. "Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął" (J 4,13). Świat stworzony nie jest w stanie zaspokoić pragnienia nieskończoności. Karmimy się tym, co mamy wokół - i fizycznie, i duchowo - ale wciąż nam mało, bo głód zaspokajany jest tylko na jakiś czas. Jest jednak woda, która zarazem gasi pragnienie i z pijącego czyni źródło dla innych: "Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem tryskającym ku życiu wiecznemu" (J 4,14).
Woda, o której mówi Jezus, nazywana jest przez nas dzisiaj łaską. Pod tym słowem rozumiemy dar Bożej obecności, która jest pełna działania - nie ma w niej bierności. Kiedy Bóg jest w sercu człowieka, to wraz z Nim przychodzi do niego życie, znika wszelka stagnacja i śmierć, a pojawia się niepozwalające stać w miejscu pragnienie wieczności. Kto "napił się" Bożej łaski, staje się też znakiem Bożej obecności dla innych - staje się źródłem.
Nie dziwi więc prośba Samarytanki, która nie potrafi już powstrzymać swojego pragnienia, być może przez lata ukrywanego w sercu, a teraz tak nagle wydobytego na powierzchnię i dopuszczonego do głosu: "Panie, daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać" (J 4,15). Jezus nie pozostaje obojętny na tę prośbę, ale nie zamierza jej tak po prostu spełnić, lecz to dla Niego kolejna okazja do tego, by zagłębić się w sercu Samarytanki jeszcze bardziej: "«Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj!». A kobieta odrzekła Mu na to: «Nie mam męża». Rzekł do niej Jezus: «Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża»" (J 4,16-17). Pozwolił jej na to, by w wolności wybrała stanięcie przed Nim w prawdzie. Nie zawstydza ją bolesną dla niej prawdą, lecz pozwala, by pierwszy łyk łaski dotarł tam, gdzie najbardziej potrzeba miłości.
Widzimy, jak Jezus krok po kroku zdobywa serce kobiety. Najpierw budzi drzemiące w niej pragnienie zbawienia. Potem wydobywa z niej prawdę o jej życiu. I kiedy wydaje się, że już więcej nie trzeba, Samarytanka porusza kwestie religijne: "Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga" (J 4,20). Owszem, chciałaby zbawienia i wie, że jej życie jest pełne nieporządku, ale teraz pyta Jezusa o sposób, w jaki miałaby to "załatwić" z Bogiem. Jak bardzo przypomina to pytania zadawane przez wiele wierzących osób! Jaką modlitwę odmówić, żeby Bóg wysłuchał mojej prośby? Jak długo powinienem się modlić? Która pora dnia będzie do tego najlepsza? No i które sanktuarium wybrać?
Samarytanka już na początku rozmowy z Jezusem zdziwiła się, że On jako Żyd nie miał żadnych oporów, żeby do niej "zagadać". Jak wielkie więc musiało być jej zdumienie, kiedy usłyszała te słowa: "Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. (…) Nadchodzi jednak godzina, nawet już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie (…)" (J 4,21.23). To jasny przekaz, że wraz z przyjściem Zbawiciela na świat w ludzkim ciele miejscem religijnego kultu stało się wnętrze człowieka - to w nim może spotkać Boga, zewnętrzne miejsca mają być odtąd tylko pomocą.
Rozmowa przy studni zmierza do kulminacji. Samarytanka mówi o swoim oczekiwaniu na Zbawiciela, Jezus natomiast obwieszcza jej Dobrą Nowinę, że "to" się już właśnie dzieje: "«Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko». Powiedział do niej Jezus: «Jestem nim Ja, który z tobą mówię»" (J 4,25-26). Samarytanka nie rzuciła się Jezusowi na szyję uradowana z tej wspaniałej nowiny. Dotknięta Bożą łaską nie zachowała jej tylko dla siebie, ale poszła do miasta i stała się dla innych źródłem, zadając im pytanie mające poruszyć serca i rozbudzić drzemiące pragnienie zbawienia: "Czyż On nie jest Mesjaszem?" (J 4,29). Jaki był tego efekt? "Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety świadczącej" (J 4,39). Jej spotkanie z Jezusem nie pozostało na powierzchni. Napiła się wody żywej Jego słowa. Jezus natomiast, dzięki jej otwartości, dokopał się do głębin jej serca aż wytrysnęło w nim źródło dla innych - spełniło się to, o czym mówił: "Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem tryskającym ku życiu wiecznemu" (J 4,14).
Jeśli Wielki Post ma być sensowny, to bądźmy jak Samarytanka - nie wstydźmy się przed Jezusem swoich pragnień, nie uciekajmy od historii swojego życia, nie stawiajmy granic, lecz otwórzmy swoje serca na to, co do nas mówi w swoim Słowie. Wtedy nasze życie zacznie przemawiać do innych, zapragną spotkania z Nauczycielem: "Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, usłyszeliśmy bowiem na własne uszy i wiemy, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata" (J 4,42). A przecież o to w chrześcijaństwie chodzi, czyż nie? Żeby nie mieć Go tylko dla siebie, ale nieść Go światu.
Skomentuj artykuł