Jesteśmy ziomkami

Jesteśmy ziomkami
(fot. Barbara Masłowska/DEON.pl)
Marta Jacukiewicz

Powiedział wspaniałe kazanie o wartości człowieka pracy, o godności ludzkiej pracy, i o godziwej wypłacie. Kiedy zaśpiewali "Boże coś Polskę" - grzmiało. Grzmiało na cały Żoliborz, na Bielany. Po zakończonej Mszy św., krzyż został wkopany na teren Huty - mówi Jerzy Szustko, fotograf bł. ks. Jerzego Popiełuszki.

Kiedy usłyszał Pan o Ks. Jerzym Popiełuszko?

DEON.PL POLECA

Kiedy przyszedł na parafię do Św. Stanisława Kostki - nie znalem go. W tym czasie proboszczem był Ks. prałat Teofil Bogucki. Ks. Jerzy przyszedł na parafię w 1980 roku, w maju. Był rezydentem. Ks. Popiełuszko często podupadał na zdrowiu. Miał ciekawe kazania, ale mało ich głosił. Dużo osób mówiło, że ten nowy ksiądz wniesie coś nowego do parafii. I długo nie trzeba było czekać. Ks. prałat Bogucki mówił: "Co ja będę miał za pociechę z niego? Do kazań się nie rwał, śpiewu unikał". Mówił też, że "coś" takiego było w księdzu Jerzym. "Tak go polubiłem" - wspominał Ks. Bogucki. I tak zaczęła się współpraca pomiędzy proboszczem a ks. Jerzym.

Wspomniał Pan, że kazania Ks. Popiełuszki były ciekawe. Dlaczego?

Mówił inaczej jak wszyscy. W jego kazaniach był patriotyzm. Bardzo głęboki patriotyzm. Kiedy człowiek uczestniczy we Mszy św., i naprawdę jest skoncentrowany, a kiedy patrzy na kapłana to widzi czy on ma kontakt z Bogiem podczas Mszy św., czy nie. Taka jest prawda. Ks. Jerzy nigdy się nie spieszył. Podczas Mszy św., był skupiony, rozmodlony. Dla niego ofiara podczas Mszy św., była wielką sprawą.

Rozpoczęły się strajki… Jak Pan pamięta Mszę św., którą odprawił Ks. Jerzy w Hucie Warszawa?

Na początku były takie założenia, że inny ksiądz miał odprawić Mszę św., ale przyjechał Ks. Jerzy. Ołtarz był przygotowany na przyczepie.  Stał duży, piękny, sosnowy krzyż. Udekorowana kwiatami była cała platforma, brama. Przyszło mnóstwo ludzi z osiedla Bielany, Żoliborza. Ks. Jerzy był pierwszym kapłanem, który przekraczał bramy Huty. Do tej pory bramę Huty przekraczał albo pierwszy sekretarz, albo jacyś dygnitarze. Kiedy Ks. Jerzy przechodził przez bramę - ludzie zaczęli klaskać. On obejrzał się za siebie, bo nie wiedział komu klaszczą, a oklaski były dla niego.

Pamięta Pan o czym było kazanie?

Powiedział wspaniałe kazanie o wartości człowieka pracy, o godności ludzkiej pracy, i o godziwej wypłacie. Kiedy zaśpiewali "Boże coś Polskę" - grzmiało. Grzmiało na cały Żoliborz, na Bielany. Po zakończonej Mszy św., krzyż został wkopany na teren Huty.

W jakich okolicznościach poznał Pan Ks. Jerzego?

Karol Sadurski był przewodniczącym "Solidarności" w Hucie Warszawa, mówił mi: "Jurek, jesteś parafianinem Św. Stanisława Kostki, jesteś hutnikiem, nawiąż kontakt z Ks. Jerzym". Chodziło o kontakt duszpasterski na linii parafia Św. Stanisława Kostki a Huta Warszawa. Poszedłem na parafię. U Ks. Jerzego byli studenci z Akademii Medycznej. Przedstawiłem się, powiedziałem, że jestem hutnikiem, że jestem białostoczaninem. Ks. Jerzy powiedział: "No to jesteśmy ziomkami". I tak rozpoczęła się nasza współpraca. Podczas rozmów, które przeprowadziłem z Ks. Jerzym, powiedział: "Oby ta praca duszpasterska pomiędzy mną a Hutą była owocna". I praca ta przynosiła owoce. Coraz więcej osób uczestniczyło we Mszy św., niektórzy w ogóle po raz pierwszy przyjmowali chrzest…

Rozpoczęła się współpraca. Pan nie tylko miał możliwość fotografować Ks. Jerzego, ale zaprzyjaźniliście się. Jaki był ten młody ksiądz?

Kiedy rozpoczęły się Msze św., za Ojczyznę, w porozumieniu z ks. proboszczem - trzeba było zorganizować służby porządkowe. UB-cja robiła trudności, przeszkadzała we Mszach. Robili nagonki, pisali listy… Ks. Jerzy kiedyś podczas kazania powiedział: "Jak panowie mają czelność tak wygadywać na kogoś, to proszę podać swoje imię i nazwisko". Wszystko pisali anonimowo… Ks. Jerzy bardzo umiejętnie zorganizował służby porządkowe. Każdy miał swoją grupę. Też miałem swoją grupę, ale na polecenie Ks. Jerzego - wykonywałem zdjęcia. Robiłem bardzo dużo zdjęć, uczestniczyłem prawie we wszystkich Mszach św., za Ojczyznę, wyjeżdżałem też na różne spotkania. Pół roku wcześniej, już po wrzuceniu cegły do mieszkania księdza, rozmawialiśmy, znał sytuację prawie każdej rodziny. W trakcie jednej z rozmów powiedział: "Wiesz Jurek, przejdźmy na "ty"." I tak było, ale podczas spotkań, w których uczestniczyli także inni, zwracałem się "Proszę Księdza". I nikt nie odważył się powiedzieć "Jurek".  Przyjaźń ta trwała do ostatnich chwil życia Ks. Jerzego.

Ksiądz Jerzy potrafił zjednać sobie ludzi, czego potwierdzeniem  jest m. in. uczestnictwo we Mszach św. także artystów…

Homilie, które Ks. Jerzy przygotowywał były bardzo mądre. Kiedy czytam jego homilie, to widzę, że były przemyślane, były "na czasie" - np. kiedy było wspomnienie Powstania Styczniowego - to mówił o powstaniu. Potrafił umiejętnie to wszystko komponować, a przy tym zjednał sobie artystów scen warszawskich, którzy pomagali mu bardzo dużo. Czytali, śpiewali, byli bardzo zaangażowani. Msze św., za Ojczyznę były nie tylko patriotyczne, ale także związane z pewną kulturą.

Ks. Popiełuszko opowiadał o planach duszpasterskich?

Jedną istotną rzeczą, której Ks. Jerzy nie zrealizował, a bardzo chciał - wiedział, że w naszych rodzinach źle się układa, że nie zawsze jest tak jak powinno być. Mówił: "Wiesz co, Jurek, musimy zrobić takie spotkania piknikowe dla rodzin. Żeby bardziej się zapoznać". Niestety, nie zdążył…

Wiemy też, że Ks. Jerzy miał wiele książek. Na pewno wiele z nich dostał, ale i wiele ofiarowywał?

Tym, którzy przychodzili do księdza - odwdzięczał się zawsze książkami, a miał ich bardzo dużo. "Z podziękowaniem modlitwą - Ks. Jerzy Popiełuszko". Ja takich książek mam dwie.

Pamięta Pan ostatnie imieniny w 1984 roku?

Pamiętam, było mnóstwo kwiatów. Ksiądz nie lubił drogich prezentów. Lubił prezenty wykonane ręcznie - np. skarpety, rękawiczki, szalik. Nasze imieniny wypadały w tym samym dniu. Miałem wtedy dyżur. Podszedł, złapał mnie wpół i powiedział: "Jurek, przecież dziś są również Twoje imieniny". Złożył mi serdeczne życzenia i dostałem piękną książkę - Przewodnik po Ziemi Świętej. To jest piękna pamiątka. I to były ostatnie imieniny - 1984 roku.

Kiedy ostatni raz rozmawiał Pan z Ks. Jerzym?

Na dwa dni przed wyjazdem do Bydgoszczy Ks.  Jerzy powiedział: "Jurek, ja zalegam z pieniędzmi Tobie. Muszę Ci te pieniądze wpłacić". Powiedziałem, że nie spieszy się, poczekam. Uregulował. Z piątku na sobotę miałem dyżur. Ks. Jerzy powiedział: "Jurek, ja może przyjadę później trochę, ale gdzieś około północy powinienem wrócić, z Waldkiem Chrostowskim". Przyszedłem na dyżur, wyszedłem z moim psem na spacer, poszedłem na górę i zdrzemnąłem się. Godzina pierwsza, druga, a księdza nie ma. Zasnąłem na dobre. Z rana, przed 6.00 wychodziłem znowu na spacer. Na schodach spotkałem ks. Marcina, pytał: "Ksiądz wrócił?". Odpowiedziałem: "Nie, księdza nie było". Powiedział: "Oj, niedobrze". W mediach informację o porwaniu księdza podali ok. 17.00. Nie przypuszczałem, że mogą się posunąć do takiego bestialstwa. Do głowy mi nie przychodziło, że mogą w ten sposób postąpić.

Modlitwa nie ustawała… Modliliście się do późna w nocy, z nadzieją, że Ks. Popiełuszko wróci?

Miałem zdjęcie Ks. Jerzego. Tytuł: Ufajmy. Zdjęcie było czarno - białe. Ks. Jerzy zostaje porwany, nie wiemy co się z księdzem dzieje, kościół jest otwarty cały czas, ludzie przychodzą, modlą się… jestem w ostatniej ławce, jest noc. Modlę się… Patrzę na to zdjęcie, widzę normalnie Ks. Jerzego. Po jakimś czasie, znowu patrzę na to samo zdjęcie - nie widzę już twarzy, tylko czaszkę Ks. Jerzego… Przyjmuję to jako znak, że Ks. Jerzy już nie żyje. To wydarzyło się 22 albo 23 października, w środę.

Przyjaźnił się Pan z Ks. Jerzym. Jak Pan sądzi - był przygotowany na śmierć?

Ks. Jerzy był przygotowany na śmierć. Wiele razy to zaznaczał: "Jestem przygotowany na wszystko". Księdza Jerzego bardzo dobrze poznałem. Znaliśmy się cztery lata. Byłem odpowiedzialny za grupę z Huty Warszawa, która pełniła dyżury. Zdarzało się i tak, że ktoś nie mógł przyjść na swój dyżur, bo np. zachorowało dziecko. Mieszkałem wtedy przy Pl. Wilsona - kiedy była taka sytuacja, że ktoś nie mógł być na dyżurze - szedłem ja. Byłem na plebanii częściej niż inni.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jesteśmy ziomkami
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.