Kiedy szczerze wierzymy, że Bóg jest z nami, zaczynają się dziać w nas i wokół nas rzeczy niezwykłe
"Kiedy Bóg jest z człowiekiem, dobrze się wiedzie nie tylko jemu samemu, ale również tym, z którymi żyje na co dzień. Jego błogosławieństwo promieniuje na otoczenie, na sytuacje, w których on się znajduje. Nie oznacza to, że wszystko będzie szło gładko, że będzie sielankowo. Nie" – pisze ks. Tomasz Szałanda w książce "Duch Święty. Dotyk Boga w codzienności", której fragment publikujemy.
W historii Józefa, syna patriarchy Jakuba (Rdz 37.39–50), zawarta została bardzo ciekawa myśl związana z działaniem Ducha Bożego. Najpierw jednak zwróćmy uwagę na pewien szczegół. Otóż w tragicznych sytuacjach życia spowodowanych ludzką zawiścią „Pan był z Józefem”, co wyraźnie oddziaływało na otoczenie. Gdy Józef został sprzedany przez braci kupcom madianickim idącym karawaną do Egiptu, „Pan był z Józefem i dlatego wiodło mu się dobrze i był w domu swego pana, Egipcjanina. Ten jego pan spostrzegł, że Bóg jest z Józefem i sprawia, że mu się dobrze wiedzie, cokolwiek czyni. Darzył więc on Józefa życzliwością, tak iż stał się jego osobistym sługą. Uczynił go zarządcą swego domu, oddawszy mu we władanie cały swój majątek. A odkąd go ustanowił zarządcą swego domu i swojego majątku, Pan błogosławił domowi tego Egipcjanina przez wzgląd na Józefa. I tak spoczęło błogosławieństwo Pana na wszystkim, co [Potifar] posiadał w domu i w polu. A powierzywszy cały majątek Józefowi, nie troszczył się już przy nim o nic, tylko o [to, aby miał takie] pokarmy, jakie zwykł jadać” (Rdz 39,2–6).
Podobnie gdy został przez żonę swego pana fałszywie oskarżony o próbę uwiedzenia i osadzony w więzieniu: „Gdy Józef przebywał w tym więzieniu, Pan był z nim, okazując mu miłosierdzie, tak że zjednał on sobie naczelnika więzienia. Toteż ów naczelnik więzienia dał Józefowi władzę nad wszystkimi znajdującymi się tam więźniami: wszystko, cokolwiek mieli oni spełnić, spełniali tak, jak on zarządził. Naczelnik więzienia nie wglądał już zupełnie w to, co było pod władzą Józefa, ponieważ Pan był z nim i sprawiał, że się mu udawało wszystko, co czynił” (Rdz 39,20–23).
Kiedy Bóg jest z człowiekiem, dobrze się wiedzie nie tylko jemu samemu, ale również tym, z którymi żyje na co dzień. Jego błogosławieństwo promieniuje na otoczenie, na sytuacje, w których on się znajduje. Nie oznacza to, że wszystko będzie szło gładko, że będzie sielankowo. Nie. Będą miały miejsce trudne sytuacje, zdrady najbliższych, namowy do grzechu, fałszywe oskarżenia w naprawdę poważnych sprawach, zawiść, zazdrość, publicznie okazywana wrogość, pozbawienie dobrego imienia, a nawet wykluczenie z grona rodziny, znajomych, współpracowników.
Gdy Pan jest z nami, jak był z Józefem, niejeden raz kompletnie zawali nam się świat, z którego On wprowadzi nas w zupełnie nową rzeczywistość. W filmie „Rytuał”, opowiadającym historię zmagania się z niewiarą Michaela Kovaka, jednego z przyszłych egzorcystów Ameryki Północnej, jest taka scena, w której jego matka na obrazku z aniołem stróżem pisze mu dedykację: „Nigdy nie jesteś sam”. I dzięki tym słowom, przypomnianym mu w czasie, gdy bezradnie próbował przeprowadzić pierwszy egzorcyzm, zło zostało pokonane.
Bardzo mocno utkwiły mi w pamięci te słowa i ta historia. Nigdy nie jestem sam! Gdy wracałem z rekolekcji w Białobrzegach, kolega odwożący mnie na pociąg ze Skierniewic do domu, wbił trasę w komórkę i, w pełni ufając maszynie, ruszyliśmy w drogę. Nie jestem kierowcą, nie mam prawa jazdy, ale nie bardzo pasował mi znak informujący, że za chwilę będziemy w Skarżysku-Kamiennej. Nic się jednak nie odzywam – nie znam się. Po godzinie jazdy słyszę: „Wiesz, chyba pomyliłem trasę. O której masz, o ile masz, późniejsze połączenie?”. Czuję, jak puchnę, jak zaczynam się gotować w środku, bo pociągiem miałem dojechać do Działdowa, skąd miał mnie odebrać mój brat i podrzucić do domu. I od razu kłębowisko mało chrześcijańskich myśli: „Dlaczego nie sprawdził. Przecież nie zdążę. Miałem być w domu po 22.00, a tak najszybciej będę może po północy” itd. Współpasażerki od razu sprawdziły wszelkie możliwości innych połączeń. Ja puchnę dalej. Napięcie rośnie. I słyszę spokojny głos: „Mamy blisko do Warszawy i 10 minut w zapasie, ale jak nie zdążymy na twój pociąg, to cię odwiozę do domu. Bóg już to wszystko wiedział od dawna, że tak będzie, więc damy radę”.
Było jeszcze trochę nerwów – moich oczywiście – związanych ze znalezieniem właściwego peronu, ale pociąg nadjechał, wsiadłem i na czas byłem w domu. Udało się. Całą drogę przypominały mi się słowa: „Bóg już to wszystko wiedział od dawna, że tak będzie, więc damy radę”. Jestem pewien, że gdy zazdrośni o miłość ojca bracia sprzedali Józefa madianickim kupcom i kiedy oskarżono go o próbę uwiedzenia żony swego pana, on wierzył, że nigdy nie jest sam, że Bóg o tych sytuacjach wiedział od dawna i wszystko będzie dobrze. Przecież przez całą jego historię nie pojawia się żadna skarga na niesprawiedliwość i krzywdy, jakich doznawał. Kiedy szczerze wierzymy, że Bóg jest z nami, że On o wszystkim wie, że do Niego należy ostatnie słowo, zaczynają się dziać w nas i wokół nas rzeczy niezwykłe.
Podczas wizyty w Teheranie paulin o. Michał Legan w Niedzielę Miłosierdzia Bożego chciał pomodlić się w tamtejszej katolickiej katedrze, znajdującej się w ogrodach włoskiej ambasady; niestety teren był zamknięty. Kiedy tam stał i modlił się do Bożego Miłosierdzia o spotkanie z chrześcijanami, podszedł do niego pewien chłopak z pytaniem, czy może w czymś pomóc. Gdy usłyszał, że chodzi o spotkanie z księdzem katolickim, stało się coś niewyobrażalnego.
„Bierze mnie w drogę – mówi o. Michał – wsadza mnie do taksówki, jedziemy 20 minut w nieznanym kierunku, wyprowadza w boczną uliczkę i znika w tłumie… Wyobraźcie sobie: w 12-milionowym mieście przechodzi koło mnie człowiek, który zna jednego z czterech w całym Iranie kapłana odprawiającego dla 20 osób i wiezie mnie do niego. Przechodzę przez bramę, a tam niezwykły wprost dominikanin wita mnie i mówi, że za dwie minuty zaczyna mszę i że czekali, żebym koncelebrował… dla wspólnoty, która nigdy nie widziała innego księdza niż od 30 lat ten sam duszpasterz.
Przyjazd kapłana z Polski, od Jana Pawła II i od Faustyny, w Niedzielę Miłosierdzia i jeszcze misjonarza Miłosierdzia – to był powód do niekończących się wzruszeń… Podczas herbaty po mszy długo opowiadali o wszystkich prześladowaniach, jakich doświadczają […]. Pozwolili tylko na kilka zdjęć, bez twarzy wiernych. Naprawdę się boją. Za ochrzczenie człowieka – kara śmierci. Za Ojcze nasz po persku – 40 batów…”.
Fragment pochodzi z książki ks. Tomasza Szałandy "Duch Święty. Dotyk Boga w codzienności" (Wyd. WAM)
***
Ks. dr hab. Tomasz Szałanda – kapłan archidiecezji warmińskiej, specjalizuje się w zakresie mariologii, homiletyki i rzeczywistości charyzmatycznej, wykładał homiletykę w WSD w Elblągu i Pieniężnie. Autor książek i artykułów na temat demonologii, mariologii i homiletyki. Od 2000 r. proboszcz parafii w Stawigudzie.
Skomentuj artykuł