Najlepszego w dniu uchodźcy…
Bezradność, lęk ,gniew, i nienawiść. Oto częsty repertuar ludzkich reakcji na rzeczywistość emigracji, szczególnie tej określanej mianem nielegalnej. Bezradnie stajemy wobec dynamiki konfliktów, z lękiem obserwujemy jak rewolucyjna fala ogarnia kolejne państwa. Czujemy gniew, bo ktoś burzy nasz europejski spokój, zmienia dobrze znane otoczenie, stawia wyzwania, zmusza do działania. Ostatecznie gniew przeradza się w nienawiść do obcych, do tych niechcianych, co to na łódkach, bezprawnie do naszych „czystych” plaż dopływają.
Taki rozwój uczuć i postaw podpowiada nam nasza ludzka, zraniona natura, a może właściwiej było by powiedzieć, że ten kto nam ją zranił. Natura ta daje o sobie znać również podczas wielkich konferencji i debat poświęconych sprawie uchodźców. Piękne idee solidarności i pomocy kończą się chłodnymi stwierdzeniami o konieczności uszczelniania granic, współpracy przy usprawnianiu procesu deportacyjnego, słowem- jak nie dopuścić do solidarności i udaremnić pomoc. Nie mam złudzeń że nagle coś się odmieni, że ręce zaciśnięte w pięść otworzą się w geście powitania. Ta „straszliwa siła ”, używając języka C.S Levisa ,rzeczywiście trzyma nas mocno. Na poziomie naszej natury niewiele jesteśmy w stanie zrobić. Jedyna zatem nadzieja pozostaje w rzeczywistości ponad naturalnej, wyprzedającej naturę, tłumaczącej ją. Mówię o przestrzeni wiary, która nadaje nowy sens rzeczom, które do tej pory mogły wydawać się jedynie problemem szczelności granic i niekontrolowanym napływem nielegalnych emigrantów.
Karty Biblii już na samym początku ukazują nam moment nadania całej ziemi pierwszemu człowiekowi. To co symbolicznie nadane zostało Adamowi, bezpośrednio dotyczy mnie „tu i teraz”. Ziemia należy do mnie i do Ciebie, nie jest bardziej moja niż twoja. A twoja odpowiedzialność za nią nie jest mniejsza od mojej. Nie jest również naszą absolutną własnością, my ją tylko wspólnie dzielimy. I choć jej kształt wyznaczają kontynenty i granice państw to istota pozostaje uniwersalna. Pierwsze wielkie powołanie, które stało u początku przymierza Boga z człowiekiem rozegrało się w atmosferze emigracji. „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który Ci ukażę”(Rdz. 12.1). Kolejne dzieje narodu wybranego były dalszym wypełnianiem wezwania do drogi, tej trwającej czterdzieści lat, przemierzającej pustynię, ale również i tej wewnętrznej, od niewierności do skruchy i powrotu. Naród wybrany, jako swoista figura emigranta, jest również nośnikiem obietnicy dla każdego narodu który go przyjmie, „Będę błogosławił tym którzy tobie błogosławić będą”(Rdz.12.3). Musze w tym miejscu wspomnieć moje osobiste doświadczenie. Pracując pośród uchodźców z Afryki na maleńkiej wysepce Malcie, dostaliśmy informacje, że nad ranem przybiła kolejna łódź z emigrantami, na jej pokładzie znajdował się człowiek który dotknąwszy stopami brzegów wyspy, trzymając w ręku Biblie głośno wołał by Bóg pobłogosławił tę ziemię . Wierzę, że prośba ta zostanie wysłucha, i wierzę również, że każde dobro uczynione temu człowieka i jemu podobnym również sprowadzi łaskawość Stwórcy .
Emigracja staje się zatem szczególną przestrzenią spotkania dwojga ludzi, dającego z otrzymującym, potrzebującego z darczyńcą, gdzie role wzajemnie się przenikają.
Tak jak przymierze Boga z Abrahamem dokonało się w atmosferze opuszczenia swego domu tak i historia zbawienia naznaczona jest tym doświadczeniem. Jezus jako niemowlę wraz ze swoimi rodzicami doświadcza losu uchodźcy. Może to wzbudzić refleksje, że miejscem które przyjęło świętą rodzinę była właśnie Afryka…
Biblia mówiąc o człowieku wskazuje nie tylko na naszą rolę jako dziedzica ziemi, ukazuje nam również coś znacznie ważniejszego, naszą tożsamość. A jest to tożsamość uchodźcy. Po dramacie rajskiego ogrodu wciąż szukamy swojego miejsca. Tęsknota za miejscem bezpiecznym, utraconym szczęściem odbija się w twarzach dzisiejszych migrantów. Każdy z nas gdzieś w głębi jest uchodźcą, czującym że to co dzisiaj i tutaj to nie wystarcza i do końca nie jest moje.
Ja jako uchodźca, inaczej czuję się wobec rzeczywistości emigracji. To prawda że mogę doświadczać bezsilności, nie wiele mogę przecież dokonać stając naprzeciw olbrzyma wojny, wyzysku czy chciwości. Jednak sytuacja ta, zamiast wzbudzać lęk, skłania do większej ufności, że Ten który jest Stwórcą wszystkiego jest w stanie wszystko przemienić. A to niesie pokój, nawet w obliczu ludzkich dramatów. Pokój zaś rodzi miłość do tych którzy jako emigranci, bardzo jej potrzebują.
20 czerwca obchodzimy międzynarodowy dzień uchodźcy. Sporo będzie imprez, konferencji, happeningów. To dobrze, warto wzbudzać wrażliwość na los drugiego człowieka. Dodatkowo proponuję również przeżyć ten dzień z modlitwą za nasz wszystkich, uchodźców „rajskiego ogrodu”, by pamięć naszego prawdziwego domu nigdy w nas nie zagasła, a przez to byśmy mogli śpieszyć z pomocą tym którzy jej najbardziej potrzebują.
Najlepszego w dniu uchodźcy…
Skomentuj artykuł