Newmana po stu latach. Czy Piotr był nieomylny, gdy przeciwstawił mu się Paweł? Czy można sprzeciwić się papieżowi?

Newmana po stu latach. Czy Piotr był nieomylny, gdy przeciwstawił mu się Paweł? Czy można sprzeciwić się papieżowi?
John Henry Newman (Fot. Vatican News)

(...) Zauważam, iż skoro sumienie jest nakazem praktycznym, to kolizja między nim a autorytetem papieża jest możliwa tylko wówczas, gdy papież ustala prawa lub wydaje konkretne rozkazy i tym podobne. Papież jednak nie jest nieomylny ani w swoich prawach, ani w swoich rozkazach, ani w swoich aktach władzy państwowej, ani w swoim zarządzaniu, ani w swojej polityce publicznej - pisze św. John Henry Newman w książce „Sumienie chrześcijańskie”.

Istotą jego misji (red. papieża) jest głoszenie prawa moralnego i ochrona oraz wzmacnianie „światłości, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi”. Na prawie sumienia i jego świętości opierają się zarówno jego autorytet w teorii, jak i władza w praktyce. To, czy ten lub tamten konkretny papież w tym złym świecie zawsze miał na widoku tę wspaniałą prawdę, osądzić musi historia. Ja rozważam tutaj papiestwo jako urząd oraz związane z nim obowiązki w odniesieniu do tych, którzy uznają jego roszczenia. Nie są oni związani osobistym charakterem papieża ani jego prywatnymi czynami, lecz jego oficjalnym nauczaniem.

DEON.PL POLECA

 

 

Przyglądając się zatem jego pozycji w świecie, zobaczymy, że właśnie dzięki powszechnemu zmysłowi dobra i zła, świadomości występku, poczuciu winy, lękowi przed karą, które są pierwszymi zasadami głęboko wpisanymi w serca ludzi, i tylko dzięki nim zyskał uznanie i mocną pozycję w świecie. To właśnie jego twierdzenie, że pochodzi od Boskiego Prawodawcy, by wydobywać, chronić i wzmacniać te prawdy, które Prawodawca zasiał w samej naszej naturze – to i tylko to – wyjaśnia jego bardziej niż przedpotopową długowieczność. Promowanie prawa moralnego i sumienia to jego racja bytu. Jego misja jest odpowiedzią na skargi tych, którzy odczuwają niedostatek światła naturalnego, a niedostatek tego światła uzasadnia jego misję.

Wszystkie nauki z wyjątkiem religii czerpią swą pewność z samych siebie; są naukami, ponieważ składają się na nie konieczne wnioski wyciągane z niezaprzeczalnych założeń lub też zjawiska przyrody przekształcane w prawdy ogólne na drodze nieodpartej indukcji.

Zmysł dobra

Tymczasem zmysł dobra i zła będący pierwszym elementem religii jest tak delikatny, tak zmienny, tak łatwo ulegający dezorientacji, zaciemnieniu, wypaczeniu, tak subtelny w swoich metodach argumentacji, tak łatwo poddający się kształceniu, tak tendencyjny w wyniku pychy i namiętności, tak niestały w kierunku, w którym podąża, iż starając się istnieć pośród różnych działań i triumfów ludzkiego intelektu, zmysł ten jest największym ze wszystkich nauczycieli i równocześnie świeci jednak najsłabszym światłem.

Kościół, papieże, hierarchia zaspokajają, zgodnie z Bożym zamysłem, pilne zapotrzebowanie. Religia naturalna – nawet jeśli jej podstawy i nauczanie kierowane do wnikliwych i poważnych umysłów nie budzą wątpliwości – aby mogła przemawiać skutecznie do rodzaju ludzkiego i podporządkować sobie świat, musi być wspierana i dopełniona przez Objawienie.

DEON.PL POLECA


Nie wolno sądzić oczywiście, że mówiąc to wszystko, ograniczam Objawienie, którego Kościół jest strażnikiem, jedynie do zwykłego powtórzenia prawa natury. Prawdą jest jednak to, że chociaż Objawienie jest tak różne od prawa natury i wykracza poza nie, to nie jest od niego niezależne ani nie jest z nim niepowiązane, lecz stanowi jego uzupełnienie, potwierdzenie, zwieńczenie, ucieleśnienie i interpretację. Papież, który pochodzi od Objawienia, nie ma żadnej władzy nad naturą.

Jeśliby pod pretekstem swoich prerogatyw wynikających z Objawienia zaniedbał misję głoszenia prawdy, sprawiedliwości, miłosierdzia i pokoju, a jeszcze bardziej jeśliby podeptał sumienia swoich poddanych – jeśliby postępował tak od zawsze, jak twierdzą protestanci, wówczas nie mógłby przetrwać tylu stuleci aż do tej pory, aby dać im sposobność do jego potępienia.

Dziekan Milman (red. dziekan katedry św. Pawła w Londynie) powiedział nam, jak wierny był papież swoim obowiązkom w wiekach średnich i jak udanie je pełnił. Później przez krótki czas na tronie papieskim zasiadali ludzie, którzy oddawali się zbytkom, pogańskiej formie chrześcijaństwa oraz dbali o własne bezpieczeństwo; i wszyscy wiemy, jakie moralne trzęsienie ziemi z tego wynikło i jak Kościół utracił tym sposobem do dnia dzisiejszego połowę Europy.

Papieże nie podźwignęliby się z takiej strasznej katastrofy, tak jak to uczynili, gdyby nie wrócili do swojego początkowego, lepszego sposobu życia, zaś ta surowa lekcja z przeszłości jest sama w sobie gwarancją na przyszłość.

Taka jest relacja między władzą kościelną a ludzkim sumieniem; można jednak z tego wydobyć pogląd przeciwny. Można powiedzieć, że nikt nie wątpi, iż władza papieża opiera się na tych słabościach ludzkiej natury, na tym zmyśle religijnym, w którym w czasach starożytnych Lukrecjusz upatrywał przyczyny najgorszych bolączek naszego rodzaju; że papież sprytnie go wykorzystuje, tworząc pod jego przykrywką fałszywy kodeks moralności mający dodać mu blasku i służyć jego tyranii; a zatem, że sumienie staje się jego wytworem i niewolnikiem, pełniąc, na pozór pod sankcją boską, jego wolę. Tak więc w teorii i zgodnie z jego ideą jest istotnie wolne, lecz w rzeczywistości nigdy takie nie jest, nigdy nie jest zdolne do tego, by samo wzbić się w górę niezależnie od papieża, nie bardziej niż ptaki z podciętymi skrzydłami. Co więcej, gdyby było w stanie realizować własną wolę, wówczas spowodowałoby to kolizję jeszcze trudniejszą do opanowania niż kolizja między Kościołem a państwem, gdyż dotyczyłaby ona jednej i tej samej treści, a mianowicie religii. Cóż bowiem stałoby się z „absolutną władzą” papieża, jak określa ją pan Gladstone, gdyby również prywatne sumienie miało taką władzę?

Chcę wyraźnie odpowiedzieć na ten istotny zarzut.

1. Używam słowa „sumienie” w tym wzniosłym znaczeniu, które już wyjaśniłem – nie w sensie kaprysu lub opinii, lecz w sensie pełnego oddania posłuszeństwa wobec tego, co przedstawia siebie jako głos Boży przemawiający w naszym wnętrzu. A tego, że jest to właściwy pogląd, jaki należy przyjąć, nie będę starał się tu dowodzić, lecz założę go jako pierwszą zasadę.

2. Zauważam, że sumienie nie jest osądem dotyczącym jakiejś prawdy spekulatywnej, jakiejś abstrakcyjnej doktryny, lecz dotyczy bezpośrednio postępowania, czegoś, co należy lub czego nie należy czynić. „Sumienie – powiada św. Tomasz – jest praktycznym osądem lub nakazem rozumu, za pomocą którego osądzamy to, co hic et nunc należy czynić jako dobre lub czego unikać jako złego”. A zatem sumienie nie może wejść w bezpośrednią kolizję z nieomylnością Kościoła lub papieża, taką, która cechuje twierdzenia ogólne oraz potępienia danych konkretnych błędów.

3. Następnie zauważam, iż skoro sumienie jest nakazem praktycznym, to kolizja między nim a autorytetem papieża jest możliwa tylko wówczas, gdy papież ustala prawa lub wydaje konkretne rozkazy i tym podobne. Papież jednak nie jest nieomylny ani w swoich prawach, ani w swoich rozkazach, ani w swoich aktach władzy państwowej, ani w swoim zarządzaniu, ani w swojej polityce publicznej. Zauważmy, że Sobór Watykański pozostawił papieża w odniesieniu do tej kwestii, jest dla mnie całkowicie niezrozumiałe. Dlaczego zamiast używać niejasnych terminów, nie wskaże on dokładnie tych właśnie słów, za pomocą których sobór uczynił papieża nieomylnym w swoich działaniach? Zamiast tak postąpić, zakłada konkluzję, która jest całkowicie fałszywa. Powiada (s. 34): „Najpierw idzie nieomylność papieża”. Potem na następnej stronie insynuuje, że ta nieomylność obejmuje także akty ekskomuniki, jak gdyby papież nie mógł się mylić, gdy chodzi o tego rodzaju działania. Powiada (s. 35): „Można próbować argumentować, że papież nie twierdzi, że najedzie nasz kraj, zdobędzie Woolwich lub spali Portsmouth. W najgorszym razie ekskomunikuje swoich przeciwników. (…)

Czy to dobra odpowiedź?

Jakkolwiek by było, nawet w średniowieczu nie za pomocą bezpośrednich działań swojej floty lub armii papieże walczyli z królami, którzy stawiali im opór; robili to głównie za pomocą interdyktów” itd. Co ekskomunika i interdykty mają wspólnego z nieomylnością? Czy św. Piotr był nieomylny w Antiochii, gdy przeciwstawił mu się św. Paweł? Czy św. Wiktor był nieomylny, gdy odłączył od swej wspólnoty Kościoły w Azji, albo Liberiusz, gdy w podobny sposób ekskomunikował Atanazego? I przechodząc do późniejszych czasów, czy Grzegorz XIII był nieomylny, gdy kazał wybić medal dla uczczenia rzezi w noc św. Bartłomieja, Paweł IV w swoim postępowaniu w stosunku do Elżbiety, Sykstus V, gdy błogosławił Wielką Armadę, lub Urban VIII, gdy prześladował Galileusza? Żaden katolik nigdy nie udaje, że ci papieże byli w swoich działaniach nieomylni.

Ponieważ zaś jedynie nieomylność mogłaby zablokować użycie sumienia, a papież nie jest nieomylny w sprawach, w których sumienie jest najwyższym autorytetem, żaden impas, taki jak zakładany w obiekcji, na którą teraz odpowiadam, nie może mieć miejsca między sumieniem a papieżem.

4. Oczywiście muszę jeszcze raz powtórzyć, abym nie został źle zrozumiany, że kiedy mówię o sumieniu, mam na myśli sumienie w prawdziwym rozumieniu tego słowa. Gdy ma ono prawo przeciwstawić się najwyższej, aczkolwiek nie nieomylnej władzy papieża, musi być czymś więcej niż nędznym falsyfikatem, który, jak mówiłem wyżej, uchodzi dzisiaj za sumienie. Jeśli w jakimś konkretnym wypadku mamy je traktować jako święty i suwerenny głos, który nas ostrzega i napomina, wówczas jego nakaz, by mógł przeważyć głos papieża, musi być wynikiem poważnego namysłu, modlitwy i wszystkich dostępnych środków pozwalających dojść do właściwego osądu w interesującej nas sprawie. Co więcej, posłuszeństwo papieżowi znajduje się „we władzy papieża”; to znaczy, że ciężar dowodu, iż zachodzi przypadek, by mu się sprzeciwić, podobnie jak w przypadku wszystkich wyjątków, leży po stronie sumienia. Jeśli człowiek nie potrafi powiedzieć sobie, tak jakby był w obecności Boga, że nie wolno mu i nie śmie działać zgodnie z nakazem papieża, wówczas ma obowiązek być posłuszny temu nakazowi i popełniłby poważny grzech, okazując nieposłuszeństwo.

Prima facie jest jego świętym obowiązkiem, chociażby z poczucia lojalności, wierzyć, że papież ma słuszność, i zgodnie z tym postępować. Musi przezwyciężyć tego nędznego, małodusznego, samolubnego i wulgarnego ducha swojej natury, który stawia siebie w opozycji do przełożonego, gdy tylko usłyszy wydany przez niego rozkaz, który pyta, czy ów nie przekracza swoich uprawnień, i który z radością inicjuje w sobie sceptycyzm w jakiejś sprawie moralnej lub praktycznej. Nie wolno mu z samowolną determinacją korzystać z prawa do myślenia, mówienia i robienia tego, co mu się podoba, i nie może po prostu porzucać kwestii prawdy i fałszu, dobra i zła, obowiązku posłuszeństwa (o ile jest możliwe), miłości do mówienia tego, jak mówi jego zwierzchnik, i opowiadania się we wszystkich przypadkach po jego stronie. Gdyby tej koniecznej reguły przestrzegać, kolizje między autorytetem papieża a autorytetem sumienia byłyby bardzo rzadkie. Z drugiej strony w tym, że mimo wszystko w szczególnych wypadkach sumienie każdego człowieka jest wolne, mamy gwarancję i zabezpieczenie, gdyby było ono konieczne (co jest zupełnie nieuzasadnionym przypuszczeniem), iż żaden papież nie będzie nigdy w stanie, jak to zakłada wcześniej wspomniana obiekcja, stworzyć jakiegoś fałszywego sumienia dla swych własnych celów.

Ponieważ jeszcze całkowicie nie wyczerpałem tematu, zakończę teraz tę jego część, odwołując się do różnych naszych teologów na dowód tego, że w tym, co powiedziałem, nie zinterpretowałem opacznie doktryny katolickiej dotyczącej tych istotnych kwestii, to znaczy obowiązku posłuszeństwa naszemu sumieniu, nie zważając na żadne niebezpieczeństwo.

Cytowałem już słowa, które kardynał Gousset przytoczył za Czwartym Soborem Laterańskim, iż „ten, kto działa wbrew sumieniu, traci swoją duszę”. Twierdzenie to uwydatniane jest ze szczególną pełnią i mocą w traktatach moralnych teologów. Ciesząca się powszechnym uznaniem szkoła karmelitów z Salamanki (Salmanticenses) przedstawia bardzo ogólne twierdzenie, zgodnie z którym zawsze należy słuchać sumienia, niezależnie od tego, czy mówi nam prawdę, czy błądzi, i od tego, czy ten błąd jest winą osoby błądzącej, czy też nie.

Twierdzą, że ta opinia jest pewna, i odwołują się do św. Tomasza, św. Bonawentury, Kajetana, Vasqueza, Durandusa, Navarrusa, Corduby, Laymana i czternastu innych jako do zgodnych z nimi w tej kwestii. Dwóch z nich twierdzi nawet, że jest to opinia de fide. Oczywiście jeśli jakiś człowiek jest winien tego, że pozostaje w błędzie, którego mógł był uniknąć, gdyby działał sumienniej, to za ten błąd odpowiada przed Bogiem, niemniej wciąż musi działać zgodnie z tym błędem wtedy, gdy w nim tkwi, ponieważ w pełni szczerze sądzi, że ów błąd jest prawdą.

* * * 

Tekst jest fragmentem książki Sumienie chrześcijańskie” św. Johna Henry’ego Newmana, została wydana nakładem wyd. WAM. Jest dostępna również jako ebook.

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
św. John Henry Newman

Nowe wydanie jednego z najważniejszych tekstów o sumieniu

O sumieniu najwięcej wiedzą ci, którzy go słuchają. Dlatego warto czytać Newmana i po stu latach.

Ks. Grzegorz Strzelczyk

„Nie widzieć prawdy jest winą. Człowiek nie widzi...

Skomentuj artykuł

Newmana po stu latach. Czy Piotr był nieomylny, gdy przeciwstawił mu się Paweł? Czy można sprzeciwić się papieżowi?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.