Bez uczynków, bez potępienia. Od czego więc zacząć?

(fot. LiLauraLu / flickr.com / CC BY)

Z faktu Zmartwychwstania wynika kilka fundamentalnych, ale bardzo prostych kwestii dla naszej relacji z Bogiem, o których często zapominamy.

Spotykam chrześcijan, czasem wiele lat służących Bogu, którzy, o dziwo, nie usłyszeli Dobrej Nowiny o tym, że Bóg kocha i błogosławi nam za darmo, że nie jesteśmy już od Niego oddzieleni, że nie ma już dla nas potępienia i że to wszystko mamy dzięki temu, co zrobił Jezus.

Gdzie leży problem nieskuteczności łaski Zmartwychwstania, łaski Nowego Życia w nas? Dlaczego świętość ciągle wydaje się być towarem luksusowym, dostępnym dla herosów ducha, zamiast być standardem naszej codzienności?

Według mnie trudność polega na nieprawdziwym obrazie odkupienia. Jeden z moich współbraci, już nieżyjący brat, zwykła mawiać - jaka pożywka, takie życie - w jakiego Boga wierzysz, takiego będziesz czcił i tak będziesz Mu służył.

Daliśmy sobie wmówić wiele kłamstw na temat miłości Boga, którymi oddzielamy się od Niego. Jednym z moich ulubionych jest to: "kogo Pan Bóg miłuje, tego krzyżuje". Perwersyjny Bóg, lubujący się w zadawaniu cierpienia... brrr, aż mną wstrząsa. Nic dziwnego, każdy o zdrowych zmysłach będzie się od takiego Boga trzymał z daleka. Takich bzdur jest więcej, czasem bardzo grubych bzdur, o które potykamy się w codzienności i skutecznie utrudniamy przepływ Bożej łaski, a bez niej nie ma pełni życia.

Pierwszą kwestią, jaka wynika z faktu Zmartwychwstania, jest darmowość miłości. Całkowita darmowość! Bóg mnie kocha - tak po prostu. Kocha mnie miłością, której nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić. Miłością tak wielką, że to nawet budzi nasz sprzeciw, opór, a czasem bunt. Ale o tym trochę później. Wiele wysiłku wkładamy w naprawę naszego życia, naszych uczuć, wyuczonych mechanizmów, wad, powtarzających się grzechów. Szukamy poradników duchowych, rekolekcji, mistrzów modlitwy, które wreszcie nas przemienią, uzdrowią, otworzą na zmianę, że już nareszcie będziemy tacy, jak trzeba - godni, by stawać przed naszym Bogiem. A prawda jest taka, że godnymi stawanie przed Bogiem nie czynią nas nasze wysiłki, ale On sam.

Kiedy Jezus umarł i Zmartwychwstał została nam otwarta droga do tronu łaski (Hbr 4,16), dzięki Jezusowi mamy śmiały przystęp do Ojca (Ef 3,12). Tym, który czyni nas godnymi tego wszystkiego, jest właśnie Jezus. Jeśli liczymy na nasze wysiłki, nic dziwnego, że napotykamy na ich nieskuteczność, one najzwyczajniej w świecie nie wystarczą, są jak gaszenie pragnienia naparstkiem w porównaniu z możliwością rzucenia się w ocean.

To pierwsza lekcja, zupełny fundament, jeśli tego dobrze nie zrozumiemy, jeśli w tym nie przemieni się nasze myślenie, będziemy kręcić się w kółko, wracając ciągle do tego miejsca. To stawia nas w całkowitej zależności od Boga, a do tego potrzeba pokornego poddania się, aktu kapitulacji. A Bóg cierpliwie czeka z boku i pyta się: "Skonczyłeś już? Może pozwól, że teraz ja coś dla ciebie zrobię" i staje się człowiekiem, umiera, Zmartwychwstaje, rozdziera niebo i wylewa się na nas potężna fala łaski, której źródło się nigdy nie wyczerpuje.

Jesteśmy niedoskonali, jesteśmy grzeszni, jesteśmy niegodni, tak to wszystko prawda, cały szkopuł w tym, że Bóg znalazł sposób, by sobie z tym poradzić. Ten sposób to Jezus i to, czego dokonał na Krzyżu, pokonując śmierć, Zmartwychwstając. To jest pierwsze - Bóg kocha mnie takiego, jakim jestem... - śpiewają dzieci w przedszkolu, one nie mają z tym problemu, a my?

Czyli co? Nie muszę się zmieniać? Odpowiedź brzmi i tak, i nie. Przemienić musi się w nas bardzo wiele, problem w tym, że często zaczynamy to przemienianie się od końca. Pierwszym, co musi się zmienić, jest nasze myślenie. Greckie słowo odnoszące się do nawrócenia, oznacza właśnie przemianę myślenia. Kultura hebrajska za siedlisko myśli uważała serce, centrum osoby, tak więc pierwsze musi się przemienić nasze wnętrze. To z niego wypływają nasze czyny.

Pierwszym, z czego musimy wyrosnąć, jest nasze zasługiwanie, zapracowywanie na Bożą miłość. Co bardziej oporni jak już przejdą ten etap, próbują tę miłość potem odpracowywać, ale chodzi tak naprawdę o to samo. Mamy ogromne problemy, by się na to zgodzić. Zasługująco-pracujące myślenie o miłości, ma w nas często mocne korzenie.

Kolejną kwestią, którą musimy porzucić jest potępienie. Grzech stracił swoją moc oddzielania nas od Boga. Jego miłosierdzie jest dla mnie dostępne zawsze i wszędzie, kiedy tylko tego potrzebuję i, paradoksalnie, to ode mnie zależy, czy pozwolę tej łasce, którą wysłużył dla mnie Jezus, aby zadziała we mnie.

Ważnym jest, aby powiedzieć w tym miejscu, że nasza duchowa niedojrzałość nie jest tym samym, co bunt przeciw Bogu. Większość (czyli nie wszystkie, dla jasności) naszych słabości, grzechów jest owocem naszej niedojrzałości, naszego nieuporządkowania, a nie świadomym wyborem zła. Mówię tu o ludziach, którzy zdecydowali się podporządkować swoje życie Bogu. Bóg to wie i bierze pod uwagę. Myślę, że ma to kluczowe znaczenie dla naszego rozumienia, co Bóg czuje, jaki jest jego stosunek wobec nas, czy się gniewa, czy nie. To, jak widzimy Boga, determinuje nasze działanie nie tylko w kontekście naszego dążenia do świętości, ale też wpływa na naszą pokutę. Powiedzieliśmy sobie, że nie otrzymujemy Bożej łaski i usprawiedliwiania przez to, co my robimy, ale dzięki temu, czego dokonał Jezus, jednak nasza pokuta jest konieczna. Wszystko rozbija się tu o kratki konfesjonału...

Słabość, nawet jeśli nie chcemy jej w naszym życiu, czasem się nam przydarza. Jej obecność nie jest jednak znakiem naszej nieszczerości, czy fałszu. Nasza miłość do Boga i braci nie jest fałszywa, jeśli jest słaba!

Bóg patrzy na szczerość serca, nie na wielkość naszych czynów. A naszą szczerość i oddanie Bogu okazujemy właśnie przez natychmiastową pokutę. Jeśli upadamy, w każdej chwili możemy się nawrócić, w każdej chwili pokutować, nie musimy czekać z tym do momentu spowiedzi. Nie musimy czekać z powrotem do Boga godzin, dni, tygodni, miesięcy, albo, nie daj Boże, lat. Spowiedź jest konieczna, ale tylko w przypadku tych grzechów, które Kościół nazywa śmiertelnymi. W tym momencie pojawia się często kwestia łaski uświęcającej i uprzedzającej. Większość z nas wiele wie o tym pierwszym, jednak mało kto pamięta o łasce uprzedzającej, która powoduje w nas nawrócenie i jest niezależna od naszej aktualnej świętości, czy dojrzałość duchowej. Tej łaski nie tracimy.

Bóg działa i błogosławi nam nieustannie i uśmiecha się, kiedy podejmujemy starania, by wzrastać w świętości. W każdej chwili jest nam gotów przebaczać nawet w kilka sekund po tym, kiedy upadamy, nawet w samym momencie upadku, nawet więcej - zanim upadniemy On o tym wie i jest nam gotów przebaczyć, niezależnie od ciężaru! Taka jest moc śmierci i Zmartwychwstania. Jezus umarł za wszystkie nasze grzechy, które popełniliśmy i jeszcze popełnimy. Niebo jest otwarte, potężna rzeka łaski płynie nieustannie szerokim strumieniem. Od nas zależy, kiedy przyjmiemy tę łaskę przebaczenia. Czysta kartka, kiedy tego potrzebuję, nieskończoną ilość razy.

Jeśli pojawia sie w nas potępienie, to musimy pamiętać, że nie jest ono od Boga. Choć żal i wstyd z powodu grzechów są dobre, bo owocują skruchą w naszym życiu, to potępienie jest trucizną, którą sączy nam w serca zły duch, by odciąć nas od  przebaczającej miłości Ojca. To właśnie pułapka, jaką zastawia na nas nieprzyjaciel. Trwanie w potępieniu to najgorsze, co może się nam przydarzyć, a dzieje się tak za każdym razem, gdy zwlekamy z pokutą. A przecież dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie, nie ma już potępienia (Rz 8,1). Więc po co czekać, żeby się ukarać?

No tak, ale w jakim celu, bo chyba nie po to, by wybłagać w ten sposób miłosierdzie... Przypomina mi się tu sytuacja z jednej z lekcji religii, w szkole w której uczę. Tłumaczyłem dzieciom kwestię Sądu Ostatecznego. Rola oskarżyciela należy oczywiście do Szatana. Tłumaczę im, że ten Szatan to jest taki, że najpierw nas kusi do grzechu, a jak już upadniemy, to pierwszy biegnie do Boga na nas naskarżyć! Na co dzieci odpowiadają zgodnym chórem "Buuu!!!", ale to nie koniec, bo nagle słychać "Oooo ,nie!" To krzyczał Maciek i groźnie zaciskał pięść na ołówku. "To ten Szatan jest taki, za przeproszeniem, gnojek!" Myślę, że sam lepiej bym tego nie ujął. Komu wierzymy? Bogu, który chce nam przebaczyć, czy Nieprzyjacielowi, który chce nas pogrążyć w smutku i beznadziei.

Jeśli mamy od czegoś zaczynać w sprawie Zmartwychwstania w naszym życiu, zacznijmy od tego, co najbardziej podstawowe, od tego, co jest pierwszym Jego owocem, czyli wróćmy do Ojca, do bliskości z Nim. Pozwólmy się ukochać, ta miłość naprawdę ma moc przemieniania nas i uświęcania. Odrzućmy potępienie i weźmy radość, dużo radości i po prostu bądźmy wdzięczni.

Roman Groszewski SJ (1983 r.) - Jezuitów poznał na rekolekcjach ignacjańskich dla młodzieży (Szkoła Kontaktu z Bogiem). Tam też zdecydował się wstąpić do Towarzystwa Jezusowego. Śluby zakonne złożył w 2004 r. Studiował filozofię w Krakowie i teologię w Warszawie. Od września 2013 roku pracuje jako nauczyciel religii oraz kontynuuje studia teologiczne z zakresu teologii biblijnej na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Jest duszpasterzem wspólnoty ewangelizacyjnej DOM oraz duszpasterzem akademickim.


W tym roku DEON.pl "odwołuje" Wielki Post i zaczyna od końca. Nie, to nie jest tania prowokacja. Jesteśmy głęboko przekonani, że my, chrześcijanie mamy problem ze Zmartwychwstaniem >> zobacz więcej


Zacznij od Zmartwychwstania. A więc najpierw załóż specjalne okulary. Jak na filmie 3D. Na pierwszy rzut oka różnicy nie widać, ale gdy je ściągniesz, wszystko się rozmazuje >> zobacz więcej


Kim będę po zmartwychwstaniu. Proste pytania i niełatwe odpowiedzi, drażniące niezaspokojoną ciekawość. Tak się kończy intelektualne zmaganie ze zmartwychwstaniem. Ale kilka pytań zawsze można przecież zadać? >> zobacz więcej


Jak zmartwychwstać za życia? Przecież zmartwychwstanie nie jest wskrzeszeniem, czyli powrotem do stanu sprzed śmierci - jak w przypadku Łazarza. >> zobacz więcej



Świat kupił ideę marki z nadgryzionym jabłuszkiem. Dlaczego? To pytanie powinni sobie stawiać wszyscy biskupi >> zobacz więcej


Wobec tych wszystkich ludzi, którzy "odeszli z Jerozolimy" Kościół ma za zadanie zrobić to samo, co zrobił Zmartwychwstały wobec uczniów - rozpalić ich serca >> zobacz więcej


Co nas powstrzymuje od wiary w zmartwychwstanie? Ks. Mirosław Maliński odnalazł w swojej pamięci kilka takich życiowych obrazków. Można się uśmiać, albo zapłakać >> zobacz więcej


Żeby zmartwychwstać, trzeba umrzeć, a żeby umrzeć, trzeba trochę pocierpieć. I to w różnym wymiarze - rozmowa z ks. Janem Kaczkowskim >> zobacz więcej


Gdzie leży problem nieskuteczności łaski Zmartwychwstania, łaski Nowego Życia w nas? Dlaczego świętość ciągle wydaje się być towarem luksusowym, dostępnym dla herosów ducha, zamiast być standardem naszej codzienności? >> zobacz więcej


Dla kogoś, kto przez całe życie starał się przypodobać Bogu, coś takiego mogło wydawać się najgorszym koszmarem. Cały fundament jego życia rozpadł się na kawałki >> zobacz więcej


Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bez uczynków, bez potępienia. Od czego więc zacząć?
Komentarze (42)
K
Konrad
7 kwietnia 2014, 17:33
To jest dopiero Dobra Nowina, o Bogu który odpuścił nam wszystkie grzechy i dzięki Niemu możemy żyć w wolności. Nowina tak dobra, że aż ciężko w nią uwierzyć, co widać po komentarzach :) super i chwała Bogu za Romka SJ :)
5 kwietnia 2014, 21:55
A może zacząć by należało od przywracania pojęciom ich właściwych znaczeń, bo mieszanie w tym obszarze ma jednoznaczną inspirację. Natomiast jednym z poważniejszych manipulacji na tym polu jest zrównanie odróżniania dobra od zła z potępianiem skutkujące powstawaniem tabu wokół rozpoznawania zła i nazywania go po imieniu, co z kolei skutkuje absurdalnym uznawaniem wszystkiego za dobro, a w najgorszym przypadku za coś w rodzaju nieudolnego poszukiwania dobra.
M
Michał
5 kwietnia 2014, 12:20
Ja tylko powiem tyle... moja dusza i serce płaczę jeśli moje myśli nie są o Bogu. Płaczę i ciałem jak uświadamiam sobie, że zgrzeszyłem. Rozmawiam z Bogiem w myślach ale i wypowiadam się na głos nie koniecznie będąc w kościele.
O
OK
5 kwietnia 2014, 11:07
W tak delikatnym temacie, jakim jest KRZYŻ, warto oddać głos świętym. Akurat wpadają mi te słowa (św. Josemaría Escrivá de Balaguer): 20 marca 2002 Ofiara, ofiara ! To prawda, że naśladowanie Jezusa Chrystusa - On sam to powiedział - oznacza dźwiganie Krzyża. Ale nie lubię słuchać ludzi, którzy kochają Boga, mówić tylko o krzyżach i wyrzeczeniach: gdyż, kiedy mamy do czynienia z Miłością, ofiara jest miła - chociaż boli; a krzyż jest Krzyżem Świętem. - Dusza, która umie kochać i w ten sposób ofiarować się, napełnia się radością i pokojem. Zatem, dlaczego klaść taki nacisk na "ofiarę", jak gdyby w poszukiwaniu pociechy, jeżeli Krzyż Chrystusa - który jest twoim życiem - czyni cię szczęśliwym? I jeszcze: Nieomylnymi znakami prawdziwego Krzyża Chrystusa są: pogoda, głebokie poczucie pokoju, miłość gotowa na każdą ofiarę, wielka skuteczność wypływająca z przebitego boku Jezusa i zawsze - w oczywisty sposób - radość: radość, która wyrasta z pewności, że ten, kto jest naprawdę oddany, stoi przy Krzyżu, a zatem przy Panu naszym.
5 kwietnia 2014, 11:49
Każda szlachetna i wartościowa rzecz ma swoją podróbkową imitację: złoto i tombak, mądrość i cwaniactwo, brylanty i szkło, rozum i chytrość. Problem pojawia się, gdy za cel stawia się owe imitacje zamiast oryginału.
V
velasquez
5 kwietnia 2014, 18:11
A, im klient bardziej zaangażowany, tym podróbka doskonalsza. Trzeba jednak przyznać, że poklask zdobyty.
K
Kris
5 kwietnia 2014, 18:44
Skoro to według Ciebie podróbka, to powiedz czym wg Ciebie jest oryginał.
V
Velasquez
5 kwietnia 2014, 19:27
Wciąż jestem poszukującym. Katechezę szkolna już dawno mam za sobą i sam fakt, że Bóg mnie kocha miłością absolutną i przeze mnie w żaden sposób niezasłużoną nie podlega dla mnie dyskusji. Ta świadomość jest, rzeczywiście tak jak autor stwierdza, fundamentalna dla chrześcijanina ale wg mnie niewystarczająca. Nie mniej ważne jest, jak ja Bogu na taką miłość odpowiem. To jest obiektem moich ciągłych poszukiwań. Teksty takie jak ten powyżej są bardzo przyjemne ale (wg mnie oczywiście) dość niebezpieczne, bo prowadzić mogą do bezrefleksyjnej akceptacji wszystkiego, co się robi - bo Bóg mnie i tak kocha, to pewnie wybaczy. Autor posługuje sie przykładem dzieciaków, to ja młodzieży: nastolatek zaczyna "eksperymentować" z alkoholem. Jest rozmowa, tłumaczenie itd, itp. jego argument: i co z tego, pójdę do spowiedzi i po sprawie. Przecież mówiłeś, że Bóg mnie kocha. Więc wg mnie nie "i co z tego" i nie "i po sprawie". Dlatego to podróba.
K
Kris
5 kwietnia 2014, 20:51
Moim zdaniem to, że autor nie jest za "róbta co chceta" a za tym, aby ludzie natychmiast po upadku wracali do Boga. Autor pisze o upadkach ze słabości, nie z fałszu: "Nasza miłość do Boga i braci nie jest fałszywa, jeśli jest słaba!". Bo taka bezrefleksyjna akceptacja wszystkiego co się robi - bo Bóg kocha i wybaczy to już wg mnie podpada pod cynizm i fałsz. Więc wg mnie autor tego nie pochwala. Tak samo pod fałsz może podlegać udawanie słabości, gdy jednak mamy siłę nie grzeszyć. W takim wypadku nie powinno się poddawać, ale modlić się za siebie i pracować nad sobą.
K
Kris
5 kwietnia 2014, 20:54
Miało być: "Moim zdaniem autor nie jest za "róbta co chceta" a za tym, aby ludzie natychmiast po upadku wracali do Boga."
V
Velasquez
5 kwietnia 2014, 23:24
"Czyli co? Nie muszę się zmieniać? Odpowiedź brzmi i tak, i nie." i dalej wywody. No więc wg mnie sprawa jest jednoznaczna: muszę się zmieniać (czyt. nawracać) każdego dnia. Nawet jeżeli to nieudolne ale muszę próbować. A gdy się nie będzie udawać (bo pewnie nie będzie) to mam oparcie w Bożej miłości, która widząc mój wysiłek "przymknie oko" na te ułomności. I dalej autor pisze, że niektórzy "próbują tę miłość potem odpracować". No jasne, że tak. Jednym z warunków sakramentu pokuty i pojednania jest zadośćuczynienie Panu Bogu i ludziom. To przecież uczy ksiądz dzieci w szkole (chyba, bo teraz już nie wiem). Że te zadośćuczynienie nigdy nie będzie wystarczające, to oczywiste, ale tu znowu wchodzi miłość Boga. Tak to widzę. Taka teologia beztroski jest dobra dla dzieci i tylko w klasach I-III. Dla dorosłego człowieka to podróba.
K
Kris
6 kwietnia 2014, 00:01
Myślę, że nie należy mieszać odpracowywania miłości z zadośćuczynieniem. Miłosierdzie jest za darmo a zadośćuczynienie to naprawianie szkód. Tak chyba naucza Kościół. Przynajmniej tak mówi ksiądz Jarosław Krężel: [url]http://www.opoka.org.pl/biblioteka/H/HX/pasyjne_sp_06.html[/url]
Przemysław Frankowski
5 kwietnia 2014, 06:26
W czym tkwi problem? Czemu ludzie są uparcie źli? Problem tkwi w niezrozumieniu przystawalności ewangelii-ducha bożego do codziennej nienawiści innych, do systemu nienawiści z jakim stykamy się na co dzień, szczególnie w pracy. Tu leży pies pogrzebany.
F
FWIW
4 kwietnia 2014, 21:03
Mam dzieci (wiem, nie ja jeden :+) ). Czasem je karcę. Czasem daję im karę. Czasem płaczą. Zawsze jednak je kocham i zawsze po karceniu (jak już nerwy opadną), myślę jak im pomóc nie popełnić tego samego błędu. I w 99% przypadków, robią tę samą, durną rzecz ponownie. I znowu im pomagam, tłumacząc i pokazując dlaczego nie warto. Ten artykuł opisuje taką relację. Tylko tym (głupim) dzieckiem jestem ja. I wiem (wiem!), że Bóg mnie kocha i zawsze mi przebaczy. I gdyby nie a świadomośc... to pewnie już skoczyłbym z mostu. Aczkowliek, jak On daje po łapach (np. dając mi szansę bycia rzetelnie i uczciwie "przeczołganym" przez spowiednika), to trochę boli, nie ukrywam :+))
J
Jolanta
4 kwietnia 2014, 20:36
Dziękuję za ten tekst dotykajacy istoty naszego zbawienia...
A
Ania
4 kwietnia 2014, 20:13
Bardzo dziękuję za ten tekst. Zawiera to, co w Chrześcijaństwie najważniejsze i najpiękniejsze.
FT
Finis Terrae
4 kwietnia 2014, 16:00
Znakomity tekst! Po prostu chrześcijański. Nic dodać, nic ująć.
K
Kris
4 kwietnia 2014, 15:54
"Rzeczywiście – dlaczego mówi się, że Bóg swoich „krzyżuje”? Może dlatego, że się to komuś zrymowało z „miłuje”. Ale w Biblii nie ma czegoś takiego, a i Kościół tego nie twierdzi. Jezus mówi, że mamy brać swój krzyż i naśladować Go, ale przecież to NASZ krzyż. Każdy ma taki, ale kto go nie chce nieść z Jezusem, ten go będzie musiał taszczyć w pojedynkę. Są tylko te dwie możliwości, ale to ta druga jest koszmarna. Jezus mówi też, żeby brać Jego brzemię, ale ono, o dziwo, jest lekkie i przynosi ukojenie. Ludzie oddani Bogu oczywiście też cierpią (bo wszyscy ponosimy skutki grzechu), ale wcale nie częściej i nie ciężej niż ci, co przed Nim uciekają. Badania wskazują, że ci pierwsi są statystycznie zdrowsi i dłużej żyją. Ale to przecież normalne: kto jest szczęśliwy (a z Jezusem jest się szczęśliwym), ten lepiej się ma i nawet choruje zdrowiej. Jezus w Apokalipsie mówi: „Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę”. Ale czy karcenie to krzyżowanie? Tę zasadę stosuje każdy normalny rodzic, któremu mózgu nie zlasowały jeszcze idee „wychowania bez przemocy”. Oby mnie Jezus karcił jak najczęściej, oby sprowadzał ze złej drogi, oby zabierał mi niebezpieczne zabawki. Skoro to znak, że mnie kocha, czy może być coś lepszego?" [url]http://gosc.pl/doc/1143848.Kto-kogo-krzyzuje[/url]
4 kwietnia 2014, 14:58
Ojciec mozędawaćdziecku Krzyż: trud. Zresztąprotestuje tak ostro, bo wczoraj natrafiłem w dzienniczku s., Fautyny na fragment w którym jest mowa o tym, czytałem w relacjach dziecki z Fatimy jak Matka Boska, czy Anioł u czy, żęby przyjąć Krzyż, który Pan da. NO i to taki oczywisty dla mnjie element Tradycji Katolickiej. <a href="http://gloria.tv/?media=591710">Czy ks. Natanek, to magik?</a>: http://gloria.tv/?media=591710
K
Kris
4 kwietnia 2014, 15:56
Niesienie swojego krzyża, a krzyżowanie przez Boga to dwie różne sprawy. Nikt nie jest krzyżowany przez Boga.
4 kwietnia 2014, 16:59
W takim razie nikt o tak rozumianym Krzyżowaniu przez Boga w KOściele nigdy nie mówił, a więc zarzut nie wiadomo do kogo
M
mr
4 kwietnia 2014, 13:43
Ten artykuł przelał czarę goryczy. Od teraz o jedno polubienie mniej... Żegnam
J
Józef
4 kwietnia 2014, 12:44
Czyzby już całkiem odwołano to co napisamo w Piśmie św.? Jeśli się nie mylę, to ono nadal obowiązuje, bo jak napisano - Pisma nie mozna odrzucić! Hbr 12,4-7 Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi, walcząc przeciw grzechowi, 5 1 a zapomnieliście o upomnieniu, z jakim się zwraca do was, jako do synów: Synu mój, nie lekceważ karania Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. 6 Bo kogo miłuje Pan, tego karze, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje2. 7 Trwajcież w karności! Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi. Jakiż to bowiem syn, którego by ojciec nie karcił? Ten tekst kojarzy mi się dość nieopdarcie z protestanckim podejściem, które niegdyś definiowano może w uproszczeniu i złośliwie: grzesz ile chcesz, byleś żałował. A już to stwierdzenie że nie ma potępienia, że Bóg grzechy odpuszcza "zanim" je popełnimy ... nie wiem, jak dla mnie za trudna to teologia i biada dzieciom, co będą w takiej formacji ukształtowane. Być może za stary już jestem, by rozumieć nowe trendy obowiazujace w Kościele. Ale tak czy tak ... smutno mi. Widocznie nie potrafię tak kochac BOga jak to zaleca Szanowny Autor, zatem - marny mój los!
K
Kris
4 kwietnia 2014, 16:21
Nie widzę w tym artykule zachęty do grzeszenia, ale zachętę do powrotu do Boga. Jeśli widzisz tu zachętę do grzeszenia to wskaż ją proszę.
K
KeyPi
4 kwietnia 2014, 20:56
Cieszę się, że nie jestem jedyny, który nie widzi podstaw do krytykowania artykułu. Też czekam na jakąkolwiek konkretną myśl, która jest sprzeczna z Biblią, lub, jak to Kris zauważył wprost zachęca do grzeszenia. (Oczywiście, jak już pisałem wcześniej, nie chodzi tu o wyciąganie zdań z kontekstu, ale o konkretną myśl z artykułu. Która sprzeczna?)
4 kwietnia 2014, 20:59
Co najwyżej jest tu zachąta do powrotu do jakiegoś miłego, lekkiego, łatwego i przyjemnego wyobrażenia Boga. Na ile to wyobrażenie jest bliskie rzeczywistemu Bogu?
K
Kris
4 kwietnia 2014, 21:11
Myślę, że to wyobrażenie jest bliskie Bogu.  Kilka wypowiedzi Boga z Biblii: "Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie"." "Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię." “Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. "Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki" "Nie chcę śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i miał życie."
5 kwietnia 2014, 00:39
Makieta może do złudzenia przypominać oryginał, a jednak jest tylko makietą. W wyobrażeniach wyznawców kultu Cargo wypełniają oni istotne elementy podobieństwa ich tworów do oryginalnych samolotów, a jednak ... Chciałbym być dobrze zrozumianym. Z faktu, że Bóg nie jest cukiereczkowatym, różowiutkim miłosierdziem nie znaczy, że Bóg nie jest miłosierdziem. Wyobrażenia niedosokonałe nie są automatycznie całkowicie błędne, czy nawet tak samo błędne. De facto każde nasze wyobrażenie Boga może co najwyżej asymptotycznie do Jego prawdziwej Natury zbiegać. Sednem, moim zdaniem, jest tu właśnie coś na kształ zjawiska kultu Cargo - dużo starań w zakresie upodobnienia formy, ale jednak zgubione są istotne elementy treści wypaczające istotę. Bóg owszem jest miłosierdziem, ale z tego nie wynika, że jego zachowanie to zachowanie tokującej nad kurczętami kwoki. (suplement) Sądzę, że spotykamy się z dość dobrym modelem tego o czym mówię nawet w naszej - ludzkiej skali. Chodzi mi o sytuację poziomu rozumienia dziecka wobec poziomu rozumienia dorosłego. Dziecko ma dziecięce wyobrażenia odnośnie tego, co jest dobre, a co złe, podczas gdy dorosły (o ile nie zatrzymał się na poziomie wyobrażeń dziecka) dostrzegając pewne złożoności będące poza zasięgiem możliwości rozumienia dziecka rozumie, że coś, co dziecku wydaje się być dobre może dobre nie być, a co wydaje się złe złe nie musi być. Dziecko za dobre uznaje obżeranie się pączkami, a subiektywną krzywdą jest dlań zaganianie do mycia zębów, czy do spania. Nigdy na tym świecie nie osiągniemy poziomu rozumienia Boga oczywiście, ale mamy potencjał większy, niż pozostanie na etapie dobra rozumianego jako obżeranie się słodyczami i zła jako zapędzania do nieprzyjemnego mycia zębów (to oczywiście przenośnia, ale niestety nie tak wielka, jak by się zdawało).
X
xxx
4 kwietnia 2014, 12:04
Paweł Apostoł nakazuje nam jednak zmagać się o swoje zbawienie (podobnych tekstów jest w Biblii bardzo dużo):: Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła! Rz 13,12 Czyż nie wiecie, że gdy zawodnicy biegną na stadionie, wszyscy wprawdzie biegną, lecz jeden tylko otrzymuje nagrodę? Przeto tak biegnijcie, abyście ją otrzymali.  Każdy, który staje do zapasów, wszystkiego sobie odmawia; oni, aby zdobyć przemijającą nagrodę, my zaś nieprzemijającą.  Ja przeto biegnę nie jakby na oślep; walczę nie tak, jakbym zadawał ciosy w próżnię, lecz poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę, abym innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego. 1Kor 9, 24-27 Chociaż bowiem w ciele pozostajemy, nie prowadzimy walki według ciała, gdyż oręż bojowania naszego nie jest z ciała, lecz posiada moc burzenia, dla Boga twierdz warownych. Udaremniamy ukryte knowania i wszelką wyniosłość przeciwną poznaniu Boga i wszelki umysł poddajemy w posłuszeństwo Chrystusowi 2Kor 10, 3-5
M
Marian
4 kwietnia 2014, 11:25
Jeżeli grzeszny człowiek potrafi kochać to powiecie o Miłości Boga, który jest doskonały? Parafrazując, chciałbym zwrócić uwagę, że całe nasze starania, czytania, rozważania etc są wyłącznie pyłkiem, niewątpliwie ważnym ale jednak pyłkiem wobec Bożej Miłości. Jeśli, będąc ojcem przebaczam swoim dzieciom to czego mogę się spodziewać po Ojcu?  Problem tkwi w nas samych; jesteśmy przewrażliwieni na punkcie wiary, religii .. tkwi w nas drzazga pychy, która nie pozwala nam przyjąć innego sposobu relacji z Bogiem niż nas sam. A przecież KK jest powszechny i każdy,kto ma chrzest ma w nim miejsce. I myśliciel, i teolog, i pani z kólka różańcowego, i pan co ma dobrą tradycję - raz w roku na Pasterkę. I ten proboszcz co mu ciągle mało, bo dach, bo ogrzewanie.. i pani Halinka z mięsnego, co niby wierząca a niepraktykująca. Każdy człowiek, mający znamię Chrztu w Chrystusie jest naszym bratem. Dlatego "Dzienniczek.." też jest ważny. I rozważania ojca Romana również. Prawdziwie wierzący nie grzeszy - on tylko wpada w pułapki złego. ;-) p.s. Wiem, wiem ale w Nim wszystko mogę.
4 kwietnia 2014, 11:37
Nie można było krócej tego ująć: róbta, co chceta.
P
Piw
4 kwietnia 2014, 09:37
Ten artkuł to po prostu BREDNIE! Żadnego podparcia w tegologii, w Objawieniu, tylko urojenia p. Groszewskiego. Nawet nie warto podejmować polemiki gdyż dyskusja z głupotą tylko ją niepotrzebnie nobilituje.
K
KeyPi
4 kwietnia 2014, 20:53
Który z aspektów poruszanych w artykule to brednie? Naprawdę pytam, nie ma w tym cienia ironii. Czytam tę dyskusję na forum z rosnącym zaciekawieniem. Wiele głosów przeciw, ale żaden nie pokazał, który element artykułu jest sprzeczny z Pismem. Oczywiście nie chodzi tu o wyciąganie zdań z kontekstu, ale o konkretną myśl z artykułu. Która sprzeczna? Please, pomocy.
4 kwietnia 2014, 02:25
A czy 'Dzienniczki' s. Faustyny Ojciec czytał? Pytam, bo Bóg i Chrystus na ich stronach opisani nie wyglądają tak hipisowsko, jak ich tu Ksiądz kreśli.
D
dzieniek88
4 kwietnia 2014, 13:28
A od kiedy objawienia prywatne są obowiązujące w Kościele? To już dogmat czy jeszcze nie? A czy nie było też świętych, którzy mięli widzenie piekła pustego? Co z nimi? Możemy się przerzucać cytatami, różnymi świętymi, ale czy to o to chodzi? Szatan też pismo cytował na pustyni. Pozdrawiam Cię bracie,  w Chrystusie Jezusie!
K
Kris
4 kwietnia 2014, 13:46
Czyżby? "Niechaj się nie lęka do Mnie zbliżyć dusza słaba, grzeszna, a choćby miała więcej grzechów niż piasku na ziemi, utonie wszystko w otchłani miłosierdzia Mojego" (Dz 1059). "Niech pokładają nadzieję w miłosierdziu Moim najwięksi grzesznicy. Oni mają prawo przed innymi do ufności w przepaść miłosierdzia Mojego. Córko Moja, pisz o Moim miłosierdziu dla dusz znękanych. Rozkosz sprawiają Mi dusze, które się odwołują do Mojego miłosierdzia. Takim duszom udzielam łask ponad ich życzenia. Nie mogę karać, chocby był największym grzesznikiem, jeżeli on się odwołuje do Mej litości, ale usprawiedliwiam go w niezgłębionym i niezbadanym miłosierdziu swoim" (Dz 1146). [url]http://www.milosierdzie-boze.info/a76-Poslannictwo_sw_Faustyny.html[/url]
P
Piw
4 kwietnia 2014, 13:51
Nie było świętych którzy mieli widzenie pustego piekła. A ja bardziej ufam św. Janowi Bosco, św. siostrze Faustynie, św. Teresie od Jezusa, pastuszkom z Fatimy niż o. Groszewskiemu.
K
Kris
4 kwietnia 2014, 15:07
O czym o. Groszewski pisze inaczej niż siostra Faustyna w dzienniczku? Pytam poważnie. Bo chyba dzienniczek jest o nieskończonym miłosierdziu bożym, tak jak ten artykuł. Więc w czym rzecz?
K
Kris
4 kwietnia 2014, 16:08
To jest też "mocne" przesłanie z dzienniczka św. Faustyny: ""Wszelka łaska wypływa z miłosierdzia i ostatnia godzina pełna jest miłosierdzia dla nas. Niech nikt nie wątpi o dobroci Bożej; choćby grzechy jego były jak noc czarna, miłosierdzie Boże mocniejsze jest niż nędza nasza. Jednego trzeba, aby grzesznik uchylił choć trochę drzwi serca swego na promień łaski miłosierdzia Bożego, a resztę już Bóg dopełni" (Dz 1507)
K
KeyPi
4 kwietnia 2014, 20:54
No właśnie. Gdzie jest sprzeczność? Już napisałem gdzieś indziej: "Czytam tę dyskusję na forum z rosnącym zaciekawieniem. Wiele głosów przeciw, ale żaden nie pokazał, który element artykułu jest sprzeczny z Pismem. Oczywiście nie chodzi tu o wyciąganie zdań z kontekstu, ale o konkretną myśl z artykułu. Która sprzeczna?"
5 kwietnia 2014, 11:55
Bezpośrednia sprzeczność nie jest jedynym rodzajem zniekształcania prawdy. Prawda niepełna, jednostronna, wycinkowa, częściowo przemilczana - stanowią również świetne narzędzia do prawdy zniekształcania. Nie odnoszę się tu do intencji, bo te mogą być uczciwe. Można powielać wypaczające stereotypy w całkowicie szczerej dobrej wierze, iż powiela się prawdę.
K
Kris
5 kwietnia 2014, 13:22
Chyba nie ma sprzeczności. Przecież ciężko przekazać wszystkie prawdy wiary jednym artykułem. Sam artykuł wydaje się być znakomity i może przynieść dużo ewangelicznych owoców - powrót zagubionych owieczek do Pasterza.