"Macie pecha, że poznaliście Jana dopiero w ciężkiej chorobie"

"Macie pecha, że poznaliście Jana dopiero w ciężkiej chorobie"
(fot. archiwum prywatne rodziny Kaczkowskich)
Przemysław Wilczyński

Jaki był Jan Kaczkowski przed chorobą? W wywiadach i książkach mówił trochę o swoim dzieciństwie. Ale jego życie to także historia zmagania z niepełnosprawnością, odtrąceniem, osobnością.

- Macie wielkiego pecha, że poznaliście Jana dopiero w ciężkiej chorobie - usłyszałem od Filipa Kaczkowskiego, gdy spotkaliśmy się w pierwszej połowie 2017 roku w jego mieszkaniu w Sopocie. W słowach brata nieżyjącego już duchownego nie było pretensji, że wielu z nas, dziennikarzy, zaczęło prosić księdza Kaczkowskiego o wywiady, gdy już otrzymał diagnozę: nieuleczalnego glejaka IV stopnia. Była raczej konstatacja jakiejś straconej szansy na poznanie ciekawego człowieka.

Z księdzem Janem Kaczkowskim spotkaliśmy się jesienią 2012 roku. Pojechałem do Pucka, by zbierać materiał do reportażu o głośnej tragedii w miejscowej rodzinie zastępczej. "Tam jest fantastyczny ksiądz, musisz go przy okazji odwiedzić" - powiedział mi przez telefon Michał Okoński, szef działu krajowego i wicenaczelny "Tygodnika Powszechnego", gdy byłem już na miejscu. Nie wiedział, że "fantastyczny ksiądz" jest od kilku miesięcy nieuleczalnie chory.

Był koniec października, chłodne popołudnie. Staliśmy z księdzem Krzysztofem Stachowskim, proboszczem parafii Zwiastowania Pana w Żarnowcu, na terenie starej, otoczonej ceglanym murem nekropolii. Chodziliśmy między rzędami dziecięcych grobów, przydeptując spadające z dużych lip żółte liście, a on opowiadał upiorną historię dwójki dzieci zabitych w rodzinie zastępczej (ksiądz Stachowski prowadził ich pogrzeb). Gdy skończyliśmy rozmawiać, podrzucił mnie kawałek samochodem. To podczas tej krótkiej podróży żarnowiecki proboszcz - usłyszawszy, że zamierzam odwiedzić też księdza Kaczkowskiego - musiał rzucić coś w rodzaju: "Założył hospicjum, a teraz sam zmaga się ze śmiertelną chorobą".

DEON.PL POLECA

Później było już spotkanie z księdzem Janem, w mieszkaniu jego rodziców w Sopocie. I nagranie rozmowy - w zasadzie na inny temat niż ta, którą zdążyłem wstępnie zaplanować. Owszem, duchowny mówił o hospicjum i pracy z trudną młodzieżą w Pucku. Ale przede wszystkim opowiadał o  pierwszych miesiącach zmagania z chorobą.

Rozmowa, która ukazała się w listopadzie w "Tygodniku Powszechnym", dała początek ponad trzyletniej znajomości. Dla mnie bardzo ważnej, dla niego pewnie jednej z wielu, jakie zawarł w tamtym czasie z dziennikarzami.

Niejedna z tych znajomości zaczęła się podobnie jak moja - od jego choroby. Większość wywiadów czy reportaży dotyczyła czasu choroby. On sam opowiadał o sobie z perspektywy człowieka chorego. Chorego - dodajmy - na nieuleczalny nowotwór, który musiał radykalnie zmienić jego nastawienie do życia, a także - przynajmniej okresowo, gdy przyjmował silne sterydy i leki psychotropowe - jego psychikę.

Nie, Polacy nie poznali "innego księdza Kaczkowskiego". To był ten sam człowiek co wcześniej. Ale po wyjeździe z maszyny rezonansu magnetycznego w okolicach piątkowego południa 1 czerwca 2012 roku jego życie pod wieloma względami musiało się zmienić.

Jest taki ksiądz, co zawsze odbierze telefon >>

Ta biografia powstała z ciekawości. Z ciekawości i z pytań, jakie zadawałem sobie po październiku 2012 roku, a jeszcze intensywniej po jego śmierci w marcu roku 2016.

Jaki był Jan Kaczkowski przed chorobą? W wywiadach i książkach mówił trochę o swoim dzieciństwie. Byłem ciekaw, jak wpłynęło ono na jego dalszą drogę. Siłę i wsparcie - o tym też opowiadał - dostał od rodziny. Ale jego życie to także historia zmagania z niepełnosprawnością, odtrąceniem, osobnością.

Wiele miejsca w swoich opowieściach poświęcił "synkom" - uczniom, którzy przy jego, młodego księdza, pomocy zmienili swoje życie. Zastanawiałem się, jak te relacje zmieniły jego życie. I jakie tęsknoty za nimi stały.

Mówił, że został "sklepany przez Kościół". Ale nie znaliśmy kulisów tego "sklepania" i źródeł - tak trzeba powiedzieć - nieprzystawalności Jana Kacz kowskiego do gdańskiego Kościoła z czasów, gdy rządy w archidiecezji objął arcybiskup Sławoj Leszek Głódź. Mówił o przytulaniu, bliskości, ale już bardzo niewiele o własnych - często niełatwych - przyjaźniach.

Opowiadał, a właściwie pokazywał przed kamerami swoją dzielność w chorobie. Ale nie mogliśmy przecież wiedzieć, jak się z tą chorobą szarpał, gdy kamery były wyłączane. Chciałem dociec, skąd się wziął - emocjonalnie, duchowo, intelektualnie - pucki duchowny, o którym pod koniec seminarium jeden z trójmiejskich proboszczów mówił, że będzie ośmieszeniem dla kapłaństwa, a nieco ponad dekadę później ksiądz Adam Boniecki - że ratuje tego kapłaństwa honor.

Na moje pytania odpowiedziało sto kilkadziesiąt osób, znających Jana Kaczkowskiego na różnych etapach życia. Niektórych - w większości nieznanych z dotychczasowych publikacji na jego temat - uczyniłem współ-bohaterami poszczególnych rozdziałów. Część z nich mówi o zdarzeniach, o których on nie opowiadał. Inni na znane już fakty rzucają nowe światło.

Krótkie życie księdza Jana Kaczkowskiego było jeszcze barwniejsze, niż sądziłem. Bardziej skomplikowane, niż przypuszczałem, gdy jesienią 2016 roku zabierałem się za pracę nad jego biografią. Barwniejsze i bardziej skomplikowane, czyli ciekawsze.

*

Fragment pochodzi z książki "Jan Kaczkowski. Życie pod prąd. Biografia".

Przeczytaj też: Pierwsza w historii biografia księdza Jana Kaczkowskiego >> oraz Mama ma raka, prawdopodobnie umrze >> To linki do dwóch fragmentów z książki, które publikowaliśmy w minionych tygodniach.

*

Zapraszamy Was do udziału w KONKURSIE

Ksiądz Jan bez wątpienia żył na pełnej petardzie. Dzisiaj, kiedy go wspominamy i przyglądamy się momentom z jego codzienności, widzimy, że było to również życie pod prąd. Chcemy dowiedzieć się, jak Wy je widzicie? Jakie określenie według Was pasuje do życia księdza Jana Kaczkowskiego?

Co trzeba zrobić?

Podajcie pomysł na jedno określenie, np. życie pełne miłosierdzia, życie wymagające, życie radosne itp. i uzasadnijcie, dlaczego akurat to pasuje do życia ks. Jana. Odpowiedź powinna mieć maksymalnie 1000 znaków ze spacjami. Wybierzemy 3 najciekawsze propozycje, opublikujemy je na DEON.pl i nagrodzimy.

Odpowiedzi wyślijcie na adres konkurs@deon.pl do 31 marca.

Co można wygrać?

Pierwsze miejsce

Trzydniowe rekolekcje w ciszy u jezuitów w Zakopanym (termin do ustalenia ze zwycięzcą), torba, kubek, "Jan Kaczkowski. Życie pod prąd. Biografia", "Życie na pełnej petardzie" z autografem księdza Jana.

Drugie miejsce

Torba, kubek, "Jan Kaczkowski. Życie pod prąd. Biografia", "Życie na pełnej petardzie" z autografem księdza Jana.

Trzecie miejsce

Torba, kubek, "Jan Kaczkowski. Życie pod prąd. Biografia".

Regulamin konkursu znajdziecie TUTAJ >>

*

Już za tydzień na DEON.pl przeczytacie kolejny fragment z najnowszej książki o ks. Janie Kaczkowskim.

"Jan Kaczkowski. Życie pod prąd. Biografia" możecie już zamawiać TUTAJ >> 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Macie pecha, że poznaliście Jana dopiero w ciężkiej chorobie"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.