Roman Groszewski SJ: Możemy popełnić mnóstwo błędów, mając nieprawdziwy obraz Boga

Roman Groszewski SJ: Możemy popełnić mnóstwo błędów, mając nieprawdziwy obraz Boga
fot. DEON Live / YouTube

- Dla ludzi wierzących, obok obrazu rzeczywistości i obrazu siebie, obraz Boga jest absolutnym fundamentem, który ostatecznie decyduje o tym, jak żyjemy. Mając fałszywego boga, na przykład tyrana, będziemy go brać pod uwagę w naszych decyzjach - mówi ojciec Roman Groszewski SJ. Duszpasterz porusza również temat relacji między nauką i wiarą oraz duchownych, którzy zamiast wspierać, szkodzą.

Piotr Kosiarski: Strach i lęk to nie to samo.

Roman Groszewski SJ: Strach to reakcja na bezpośrednie zagrożenie, które rzeczywiście nam grozi. Na przykład idę ciemną ulicą i widzę, że biegnie w moim kierunku zakapturzona postać z nożem w ręku. Wtedy odczuwam strach. Kiedy jednak idę tą samą ulicą, nic się nie dzieje, a ja mam w głowie jedynie wyobrażenie tego, co może się zdarzyć, mówimy o lęku.

Są ludzie, którzy nie odczuwają lęku? Niczego się nie boją?

DEON.PL POLECA

- Musimy sobie uświadomić, że życie bez lęku jest niemożliwe. Lęk to jeden z podstawowych mechanizmów ewolucyjnych, dzięki któremu jako gatunek osiągnęliśmy sukces. Stało się tak dlatego, że wyobrażenie zła, które może się wydarzyć, uprzedza i zabezpiecza nasze działanie. Dzięki temu na przykład nie chodzimy w nocy po niebezpiecznej dzielnicy.

Lęk potrafi jednak paraliżować. Jak nauczyć się odróżniać realne niebezpieczeństwo od tego, które jest tylko w naszej głowie?

- Lęki to utrwalone w nas schematy reagowania na rzeczywistość. Biorą się one z naszego wychowania, tego w jaki sposób byliśmy uczeni "obsługi" świata, na przykład unikania rzeczy stanowiących dla nas zagrożenie. Jeżeli mieliśmy rodziców, którzy mieli wysoki poziom lęku, prawdopodobnie nauczyli nas tego samego. W związku z tym w momentach, które będą podobne do sytuacji, które interpretowaliśmy jako zagrażające, nasz lęk będzie się aktywował, a my będziemy reagować.

Istotne w tym wszystkim jest to, żeby umieć zweryfikować czy sytuacja, z jaką mamy do czynienia, jest rzeczywiście tym, co nam zagraża. Podejmowanie słusznych decyzji powoduje przeprogramowywanie utrwalonego w nas, zakodowanego schematu interpretacji. Brzmi to prosto, ale w rzeczywistości jest to złożony i skomplikowany proces uczenia się reinterpretowania rzeczywistości, czyli nadpisywania skryptu interpretacyjnego. Każdy dobry proces duchowy i terapeutyczny do tego prowadzi.

Kierownictwo duchowe a psychoterapia

Wspomniałeś o procesie terapeutycznym i kierownictwie duchowym. Skąd wiesz, że powinieneś odesłać penitenta lub osobę, która przyszła do Ciebie po kierownictwo, do psychoterapeuty lub lekarza?

- Nie da się na to pytanie odpowiedzieć w prosty sposób. Wydaje mi się jednak, że taka granica zależy od poziomu zaburzenia czyli w tym wypadku poziomu lęku. Jeśli lęk jest u tej osoby silny, niekontrolowany zarówno przez tę osobę jak również jej kierownika duchowego, wtedy trzeba odesłać ją do specjalisty. Nieraz zdarzało się, że w konfesjonale, widząc osobę z silną nerwicą, pytałem ją, czy bierze leki, czy jest pod opieką psychoterapeuty i często okazywało się, że właśnie tak było.

Nigdy nie wolno zaszkodzić takiej osobie, podnosząc poziom lęku. Ważne jest również, by nie pokazać jej swoich obaw. Można oczywiście się bać, ale gdybym okazał w takiej sytuacji swój lęk, mógłbym go niepotrzebnie "dołożyć" osobie, która do mnie przyszła. Myślę, że jako księża mamy w tej przestrzeni bardzo dużo do zrobienia.

To znaczy?

- Być może powinniśmy poczytać trochę książek psychologicznych, albo udać się na kursy, które poszerzą naszą wiedzę w zakresie rozpoznawania zaburzeń psychicznych… Inaczej może się zdarzyć, że jako księża, nie rozpoznamy zaburzenia psychicznego i podejmiemy jakieś działanie, które będzie to zaburzenie pogłębiać.

Ks. Krzysztof Grzywocz w książce "Patologia duchowości" wyraźnie zaznaczył, że niektóre praktyki, które proponujemy w konfesjonale, mogą powodować kolejne zaburzenia i szkodzić. Pod tym względem - jako księża - jesteśmy totalnymi ignorantami. Trzeba to jasno powiedzieć.

Antyintelektualizm w Kościele

Co powinno zmienić się w formacji przyszłych księży?

- Jako Kościół musimy przyznać, że nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z problemami ludzi, bazując tylko na duchowości. Niestety w ostatnich latach nastąpił rozwód nauki i wiary, które wcześniej były ze sobą bardzo mocno związane. Święty Ignacy z Loyoli jest doskonałym przykładem człowieka, który dzięki doświadczeniu duchowemu, wyszedł ze swoich zaburzeń. Chociaż jego osobowość pozostała neurotyczna, nauczył się z nią żyć. W  naszej drodze do kapłaństwa powinniśmy więc uwzględnić podstawowy pakiet wiedzy z zakresu psychologii.

Osobiście uważam, że problemy przyszłych duchownych nie są generowane tylko przez osoby formowane i ich środowisko pochodzenia, ale także przez ich formatorów. Czasem boją się oni psychologii, ponieważ ujawnia ona niedoskonałości nie tylko podopiecznych ale również ich samych. Może trzeba w końcu uznać, że niektóre "kanonizowane" i "uświęcone" tradycją sposoby postępowania są szkodliwe?

Antyintelektualizm, rozwód wiary i nauki to problemy, które mamy w Kościele. Nie tego uczył nas Jan Paweł II w "Fides et ratio". "Ratio" pozostawiliśmy dziś naukowcom, brakuje dialogu, a tymczasem wiara i nauka mogą sobie nawzajem bardzo dużo dać.

Jak znaleźć w tym wszystkim złoty środek?

- Myślę, że boimy się rzeczywistości, której nie rozumiemy, tego czego nie znamy, czego nie wiemy o sobie, tzw. "własnego cienia". Boimy się tego, co często "sabotuje" nasze działania i co potem projektujemy na rzeczywistość wokół nas. Im więcej w nas lęku przed "własnym cieniem", tym bardziej będzie on na nas oddziaływał, a my będziemy chcieli, aby pozostał w ukryciu, podobnie jak nasze słabości i grzechy. Co więcej, ukrywając nasz "cień", będziemy go ukrywać również u innych i w całym systemie. Schemat ten działa szczególnie mocno, gdy jesteśmy ludźmi wpływu, kiedy mamy władzę.

W Kościele w "cieniu" znajdują się szczególnie seksualność i agresja, czyli niezwykle witalne energie życiowe. One działają mimo wszystko i my widzimy tego przejawy - miedzy innymi w nadużyciach władzy i skandalach seksualnych. Jest to oczywiście pewne uproszczenie, bo nie da się wszystkiego zredukować tylko do tych dwóch obszarów. Nie zmienia to jednak faktu, że agresja i seksualność, chociaż wyparte, są obecne w Kościele i działają w bardzo niefajny sposób.

Dlatego na nas, jako pasterzach Kościoła, spoczywa większa odpowiedzialność za własną formację i dojrzewanie w człowieczeństwie. Systemu nie da się uzdrowić w jednej chwili, nawet przy najlepszych narzędziach. Ale samoświadomość, krytyka i pokora w spojrzeniu na to, że jako Kościół nie mamy na wszystko odpowiedzi i nie wiemy wszystkiego najlepiej, jest tym, co może nas obronić przed błędem.

Wydaje mi się, że takie deprecjonowanie nauki jest wyrazem naszej pychy, bo "my wiemy lepiej". Historia zna już przypadki, że nauka miała rację, ale my jako Kościół przyznawaliśmy to dopiero po czasie. Może warto wyciągnąć z tego lekcję? Czy nie tego uczył nas Jan Paweł II, przepraszając za grzechy Kościoła u progu nowego milenium?

Rola obrazu Boga w rozeznawaniu powołania i budowaniu człowieczeństwa

W swojej książce podkreślasz, że prawdziwy obraz Boga jest fundamentem, bez którego budowanie swojego człowieczeństwa i wytrwanie w powołaniu będzie niemożliwe.

- Dla ludzi wierzących, obok obrazu rzeczywistości i obrazu siebie, obraz Boga jest absolutnym fundamentem, który ostatecznie decyduje o tym, jak żyjemy. Jeżeli wierzę w Boga nieobecnego, nie będę Go brał pod uwagę w swoim życiu. A nawet jeśli będę Go brał pod uwagę, Jego obraz i tak będzie fałszywy. Nie zbuduje więc w oparciu o Niego nic trwałego.

Fałszywa wiara może być tak naprawdę ukrytym ateizmem, bo wierzymy w coś, co nie istnieje, wierzymy w fałszywego boga. Mając fałszywego boga, na przykład tyrana, będziemy go brać pod uwagę w naszych decyzjach, będzie on bardzo silnym elementem wpływającym na moje życie. Możemy na przykład w bezkrytyczny sposób wypełniać jego "wolę", nie biorąc za to odpowiedzialności. Taki tyran, nawet jeśli jest niewygodny, może być więc użyteczny. Niestety decyzje podejmowane pod jego wpływem nie będą z nami zintegrowane - z naszym życiem, powołaniem, talentami i darami, nie będą zbudowane na fundamencie naszego człowieczeństwa.

Co się stanie jeśli obalę fałszywy obraz Boga?

- Fundament, na którym budowałem swoje życie, rozpadnie się. To bardzo częste w procesie terapeutycznym i duchowym. Dekonstruowanie fałszywego obrazu Boga powoduje, że mnóstwo "zaczepionych" o niego elementów destabilizuje się i rozpada. Ludzie kwestionują wtedy zbudowane na lęku chodzenie do kościoła, powołanie do życia zakonnego, nawet małżeństwo. Możemy popełnić mnóstwo błędów życiowych, mając nieprawdziwy obraz Boga.

Lepiej, jeśli zbudowane na fałszywym fundamencie powołanie rozpadnie się?

- Są powołania, które da się uratować i są powołania, których uratować się nie da. Myślę, że nikt o zdrowych zmysłach nie wybierze życia w kłamstwie i iluzji. Nie bardzo można już wtedy mówić o jakimś powołaniu. To trudne, bo podejmując decyzje związane z naszą drogą, musimy później ponieść tego konsekwencje. Pojawia się pytanie o to, na ile byliśmy dojrzali, podejmując decyzję o powołaniu i jak nasza dojrzałość wygląda obecnie. W niektórych przypadkach Kościół bierze to pod uwagę, uznaje, że pewne decyzje nie były wiążące ze względu na niedojrzałość lub nieświadomość, a to znosi naszą odpowiedzialność. W innych sytuacjach niestety nie da się tego zrobić i trzeba żyć z konsekwencjami naszych decyzji, w takim wymiarze, w jakim jest to możliwe. Natomiast elementem, którego nie da się w żaden sposób uzasadnić czy usprawiedliwić jest przemoc. Można jej doświadczać w systemie instytucji zakonnej i kościelnej, także w małżeństwie. Mamy oczywiście heroiczne przykłady ludzi, którzy złożyli ofiarę ze swojego życia. Ich postawa nie może być jednak standardem, nawet w życiu chrześcijańskim. Nie możemy oczekiwać od ludzi, że będą podejmować heroiczne działania ze szkodą dla samych siebie. Do tego dojrzewa się we współpracy z łaską i musi to być odpowiedź dana w wolności.

Myślę, że w procesie terapeutycznym, szczególnie osób wierzących, ważne jest nie banie się momentu, w którym coś się dekonstruuje i rozpada, a jednocześnie nie ma jeszcze czegoś nowego. To trudna do wytrzymania sytuacja graniczna. Należy jednak pozwolić, by obraz Boga został w pełni uzdrowiony i nowe decyzje podejmować już w oparciu o prawdziwy obraz Boga. Wtedy nasze życie będzie budowane na wolności, a nie na przemocowym narzucaniu sobie czegoś.

W moim własnym procesie terapeutycznym bardzo ważne było budowanie głębszych i bardziej dojrzałych motywacji, dzięki którym nadal chciałem iść tą samą drogą. Nie zawsze jest tak, że przechodząc terapię, nagle stwierdzasz, że miałeś niedojrzałe motywacje i twoje powołanie do życia kapłańskiego czy małżeńskiego jest nieważne, że już go nie masz. Prawdopodobnie potrzebujesz po prostu odszukać, odkryć głębsze motywacje, które są w tobie i które także doprowadziły cię do momentu, w którym jesteś. Te motywacje mogą już nie być tak nośne, bo początkowa faza zakochania - w drugim człowieku lub życiu zakonnym - minęła, a przecież motywację o byciu mężem, żoną, księdzem, zakonnikiem trzeba pielęgnować.

Wydaje mi się, że w naszej formacji bardzo często zapominamy o tym, jak ważna jest wierność i pielęgnowanie naszych motywacji, podtrzymywanie ognia, który kiedyś przestanie być wielkim płomieniem. Musze dbać o to, żeby nie zgasł. I ta wierność kształtuje mnie później - moją osobowość, siłę charakteru i całe moje życie. W zakonie lubimy mówić, że ważne nie są te powody, dla których wstępujemy, ale te dla których w nim zostajemy. Z doświadczenia wierność jest tym, co nas kształtuje najgłębiej, bo jest sięganiem do dwóch najbardziej transformujących człowieczeństwo sił, jak pisze Richard Rohr, jest sięganiem do wielkiej miłości i wielkiego cierpienia. I o tym jest też chrześcijaństwo i Wielkanoc - o Miłości, która jest wierna do końca, przechodzi przez cierpienie i zmartwychwstaje.

Kiedyś pilot wycieczek. Obecnie dziennikarz, podróżnik, bloger i obserwator świata. Od 10 lat redaktor DEON.pl. Uważa, że rzeczy materialne starzeją się i tracą na wartości, a radość z podróżowania jest ponadczasowa i bezcenna. Jego ulubionym kierunkiem jest północ, a dokładniej wszystko "w górę" od pięćdziesiątego równoleżnika. Od miast woli naturę, najlepiej oglądaną z okna pociągu. Interesuje się również historią, psychologią i duchowością. Lubi latać dronem i wędrować po górach. Prowadzi autorskiego bloga Mapa bezdroży

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Roman Groszewski SJ

Nie bój się, jesteś wolny

Pragniemy szczęścia i poczucia, że przeżywamy swoje życie w pełni. Żeby to osiągnąć, wyznaczamy sobie różne cele, planujemy, podejmujemy decyzje. Tym wszystkim działaniom bardzo często towarzyszy jednak lęk.

Jak przestać...

Skomentuj artykuł

Roman Groszewski SJ: Możemy popełnić mnóstwo błędów, mając nieprawdziwy obraz Boga
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.