Rozważanie paschalne. Jaki jest nasz stan ducha w tym dniu? Co przynosimy w naszych sercach?

Rozważanie paschalne. Jaki jest nasz stan ducha w tym dniu? Co przynosimy w naszych sercach?
Fot. Anna Halinska / Depositphotos.com
KAI/mł

Jaki jest nasz stan ducha w tym dniu? Co przynosimy w naszych sercach? Jakie mamy oczekiwania? Każdy z nas nosi w sobie swoje doświadczenie Paschy, śmierci i zmartwychwstania. Jak co roku zastanawiamy się, jakie znaczenie ma dla nas ta Pascha. Co nam mówi teraz, dzisiaj, Chrystus, który umarł i zmartwychwstał - stwierdza w swoim rozważaniu paschalnym łaciński patriarcha Jerozolimy, abp Pierbattista Pizzaballa.

Po raz kolejny dobiegł końca ten szczególny Wielki Tydzień, który jest pełen znaczenia, bogaty, tajemniczy i bardzo owocny. Dni Wielkiego Tygodnia były dniami, w których objawienie Bożej miłości osiągnęło swój punkt kulminacyjny. W minioną niedzielę widzieliśmy miłość objawioną podczas uroczystego wjazdu Jezusa do Jerozolimy: miłość łagodną i królewską. Miłość pozbawioną przemocy, która nie używa siły, nie popiera logiki władzy.

Msza Wieczerzy Pańskiej oraz obrzęd umycia nóg ukazały nam miłość, która się uniża i upokarza, miłość która jest ofiarą i komunią. Następnie, w piątek, kontemplowaliśmy miłość, która nie nic zatrzymuje dla siebie, a przebaczając, daje wszystko, nawet życie. Wiemy jednak, że właśnie dzięki temu całkowitemu darowi z siebie uczestniczymy dziś w Jego Boskim życiu. Teraz znów stoimy przed tym pustym Grobem. Przyszliśmy tu, jak Maria z Magdali oraz uczniowie Piotr i Jan z Ewangelii, którą przed chwilą czytaliśmy.

Maria idzie do Grobu, bo nie ma innego miejsca, gdzie mogłaby się udać, jak tylko tam, gdzie jest jeszcze coś z tego człowieka, który przywrócił jej życie. Piotr i Jan, niedowierzając słowom Marii, biegną, ale i oni nie odnajdują tego, co spodziewali się znaleźć, czyli śmierci: grób jest pusty, a płótna pogrzebowe mówią, że śmierć już nie trzyma Pana w swojej mocy; porzucił śmierć.

Maria, a potem Piotr i Jan, idą do Grobu, niosąc ze sobą w sercu swoje oczekiwania. A my? Jaki jest nasz stan ducha w tym dniu? Co przynosimy w naszych sercach? Jakie mamy oczekiwania? Każdy z nas nosi w sobie swoje doświadczenie Paschy, śmierci i zmartwychwstania. Jak co roku zastanawiamy się, jakie znaczenie ma dla nas ta Pascha. Co nam mówi teraz, dzisiaj, Chrystus, który umarł i zmartwychwstał.

Naprawdę musimy tu powrócić, aby wnieść w to Miejsce nasze oczekiwanie i pragnienie życia, aby umocnić naszą wiarę w definitywne „tak” Boga dla człowieka. Tę wiarę często zranioną przez liczne doświadczenia śmierci w nas i wokół nas, które prowadzą nas do przekonania, że śmierć trzyma nas w swojej mocy. Musimy tu powrócić, aby nadać treść nadziei, która jest zakorzeniona tutaj, w tym miejscu.

W tragicznej sytuacji, w jakiej się znajdujemy, to właśnie ta nadzieja przychodzi na ratunek wierze, która każdego dnia ściera się z tak wielką przemocą, że wydaje się nam, iż zło zwycięża. To właśnie ta nadzieja każdego dnia skłania nas do uczynków miłosierdzia, nawet jeśli widzimy, że jest to kropla w morzu. To właśnie nadzieja na inny świat, według serca Boga, pomaga nam zmierzać ku przyszłości, która dla nas jest nieprzewidywalna. Nadzieja nie jest oczekiwaniem na nieprawdopodobną przyszłość, ale mocną świadomością daru, który towarzyszy teraźniejszości. Jest ona dobrą glebą, na której może zakorzenić się wiara, na której miłość staje się świadectwem. Bez tej nadziei wiara umiera, a miłosierdzie nie znajduje siły do działania.

Aby zrozumieć tę tajemnicę, trzeba przede wszystkim wejść do Grobu. Piotr i Jan wchodzą do niego, każdy w swoim rytmie i czasie, ponieważ jest to doświadczenie osobiste, którego nikt nie może zdobyć za kogoś innego. Każdy z nas musi zobaczyć na własne oczy, że śmierci już nie ma, że śmierć już nie panuje.

A my przynosimy tu, przed ten pusty Grób, nie tylko nasze doświadczenie śmierci i zmartwychwstania, nie tylko nasze oczekiwania osobiste, ale także oczekiwania naszej wspólnoty, naszego Kościoła, naszego narodu, a także pielgrzymów i osób pokutujących, które przybyły tutaj z całego świata. Wejdźmy więc i zapytajmy siebie, co dziś przynosimy w to miejsce? Jakie doświadczenia lęku i śmierci w nas trzeba po raz kolejny upewnić i rozjaśnić świadectwem Życia, które jest w tym miejscu?

Może przynosimy rozdzierające znużenie wynikające ze sfrustrowanych oczekiwań, ponieważ są one błędne, związane za wszelką cenę z ostatecznym rezultatem. Te oczekiwania są bardziej zainteresowane sukcesem i „ocaleniem” naszych przedsięwzięć duszpasterskich, społecznych i ekonomicznych, niż zbawieniem naszego życia. Przynosimy nasze perspektywy stanowczo zbyt ciasne. Ale idzie też o zamykanie się w sobie, nasze trudności w tworzeniu przestrzeni dla innych i ich potrzeb, nasze lęki, że życie i działalność innych odbiera nam coś, co powinno być tylko nasze; lęk przed utratą pozycji. Przynosimy logikę i oczekiwania związane z władzą, z pragnieniem zdobycia ważnej pozycji ze szkodą dla innych. Jesteśmy niekiedy zrezygnowani myśląc, że nigdy nie może się nam wydarzyć coś nowego, coś pięknego. Przynosimy nieufność wobec ewentualnych zmian w naszym życiu, w naszym narodzie, w naszym Kościele.

Marzymy o wolności, a zapominamy, że trzeba ją zdobywać. Pragnę tu powiedzieć o wolności, która wypływa z decyzji wewnętrznej, uprzedniej wobec zewnętrznych warunków życia. Wolności mówienia Bogu „tak” każdego dnia, jakbyśmy zaczynali wszystko od nowa, z tym samym entuzjazmem, oceniając wczorajszą porażkę jako punkt wyjścia do zaangażowania się dzisiaj i angażowania się zawsze. Jest to także wolność, by każdego dnia wybierać, po której stronie stoimy, czyniąc dobro według serca Boga.

Walczymy o to, by coś zmienić, aby być niezwykłymi: „Co czynisz więcej niż inni? Czyż i poganie tego nie czynią?” (por. Mt 5, 38-48).

W życiu politycznym wszystko to jest oczywiste i widoczne dla wszystkich. Powinniśmy jednak przestać wytykać palcami i patrzeć na innych. Musimy uznać, że, owszem, my także nie jesteśmy w żaden sposób inni czy wolni od tych cieni śmierci i że, podobnie jak inni, zmagamy się, by działać razem, dzielić się i akceptować siebie nawzajem.

Tak więc, przychodząc tu dzisiaj, przynosimy wszystkie nasze wysiłki oraz wysiłki naszego Kościoła i prosimy, modlimy się, błagamy, aby także teraz dokonały się cuda. Pragniemy, aby powtórzyło się dla nas wydarzenie, które odmieniło życie Marii z Magdali, Piotra i Jana, oraz wszystkich pozostałych uczniów. A po nich wielu proroków i świętych wszystkich czasów, których czcimy i którzy ukazują nam piękne, szlachetne życie, w którym radość chrześcijańska jest obecna w przeciwnościach i w cierpieniu.

Prośmy o radość z tego, że znów jesteśmy zaskoczeni i że nasze lęki mogą zostać uspokojone dzięki świadectwu Zmartwychwstałego, który mówi do nas po raz kolejny: „Nie bójcie się! Szukacie Jezusa z Nazaretu, ukrzyżowanego; powstał, nie ma Go tu” (Mk 16, 6). Prośmy tutaj o łaskę i dar serca, które potrafi dawać świadectwo znaków Zmartwychwstałego, Żyjącego pośród nas w konkretnej, pocieszającej i czułej obecności. Jedynie miłość może przezwyciężyć śmierć i pokonać granice czasu. Prośmy zatem o dar umiejętności wnoszenia w życie naszej wspólnoty tej miłości, którą w tych dniach Wielkiego Tygodnia celebrowaliśmy w liturgii, ale o której wiemy, że jest codziennie celebrowana także w życiu domowym naszych rodzin, w naszych domach spokojnej starości, w posłudze ubogim i maluczkim, w szkołach, w szpitalach, w więzieniach, w radości tak wielu, którzy tutaj, pośród nas, nadal poświęcają swoje życie dla innych. Tam, gdzie ktoś daje cząstkę siebie, tam właśnie celebruje się Żyjącego. Tam, gdzie przezwyciężane jest zwątpienie, tam triumfuje Zmartwychwstały. Ale my nie chcemy tego cudu tylko dla innych. Chcemy, prosimy, aby spojrzenie Zmartwychwstałego Pana przeszyło nasze oczy, zraniło nasze serca i jeszcze raz przełamało nasze mechanizmy obronne.

I tak w duchu Zmartwychwstałego chcemy być zaczynem, który sprawia, że całe ciasto jest zakwaszone (1 Kor 5, 6), tą małą resztą, która nigdy nie ustępuje, nie cofa się, ale która z entuzjazmem i odwagą pokonuje wszelki strach i go uprzedza. I chcemy udać do Galilei, w naszych domach, w naszych kościołach, tam, gdzie człowiek jest samotny lub zagubiony, z tymi, którzy się cieszą lub przeklinają, chcemy iść, aby powiedzieć raz jeszcze, że Pan nas nawiedził, widzieliśmy Go. Zmartwychwstały jest wciąż obecny pośród nas i wszędzie idzie przed nami. I na nas czeka (por. Mk 16, 7).

KAI / mł

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Krzysztof Porosło

Wielość symboli, modlitw i obrzędów, w których uczestniczymy w trakcie Triduum, może przytłaczać i onieśmielać. Dlatego potrzebujemy mistagoga - przewodnika, który pomoże nam rozjaśnić to, co jawi nam się jako niemożliwa do zrozumienia ciemność. Rolę...

Skomentuj artykuł

Rozważanie paschalne. Jaki jest nasz stan ducha w tym dniu? Co przynosimy w naszych sercach?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.