Św. Karol Boromeusz – mógł wiele, ale prowadziła go pokora…
„Święty Karol! Ileż razy przemyśliwałem jego życie…” tak mówił o swoim patronie Karol Wojtyła – Jan Paweł II, wspominając Włocha, Karola Boromeusza, nazywanego też „nauczycielem biskupów” lub „okiem papieża”. Święty Karol Boromeusz wśród tego, co mogło go zepsuć, czyli wpływowej rodziny, nepotyzmu, bogactwa i władzy, w których czasem człowiek może się zatracić, potrafił być wierny temu, co nosił wpisane w herb. Prowadziła go „humilitas” czyli pokora. Kościół wspomina św. Karola Boromeusza 4 listopada.
Karol Boromeusz urodził się w październiku 1538 roku w arystokratycznej rodzinie Boromeo spokrewnionej ze słynnym rodem Medyceuszy. Już jako siedmiolatek otrzymał suknię klerycką, a jako dwunastolatek, został opatem. Otrzymał tytuł i tym samym rodzina zapewniła mu również utrzymanie, z którego chłopiec sam zrezygnował. Pieniądze trafiły do ubogich.
Kiedy myślę o tej postaci, uderza mnie zbieżność faktów i zadań. On był biskupem Mediolanu w okresie soboru trydenckiego, mnie Pan Bóg dał być biskupem w czasie soboru watykańskiego II, w którego perspektywie dał mi takie samo zadanie: jego realizację... Zawsze frapowała mnie ta zbieżność i fascynowało mnie w tym świętym biskupie jego ogromne zaangażowanie duszpasterskie (Jan Paweł II).
O wykształcenie Karola dbano najpierw w rodzinnym zamku, następnie młody arystokrata studiował w Pawii. Został doktorem prawa kanonicznego i cywilnego. Kiedy ukończył nauki jego wuj został papieżem – Piusem IV. Ten wezwał go do Rzymu i wyznaczył kolejne szczeble kariery w Kościele, choć Karol nie był jeszcze wyświęcony. Mając zaledwie 23 lata, Boromeusz został kardynałem i arcybiskupem Mediolanu, gdzie nie pojechał. Miał obowiązek pozostać w Rzymie. Praca w Kurii Rzymskiej i bycie prawą ręką papieża – owym wspomnianym już „okiem papieża” – wypełniło kilka lat życia przyszłego świętego. Był to też bardzo ważny czas dla katolików. Dobiegał końca sobór trydencki, którego celem było stawienie czoła reformacji i gruntowna odnowa Kościoła. To właśnie Boromeusz był organizatorem ostatniego soborowego zjazdu.
Oczywiście dla samego Karola były to również chwile wyjątkowe. Po odbyciu trzydziestodniowych Ćwiczeń duchowych według metody św. Ignacego Loyoli, które mocno wpłynęły na jego rozwój duchowy, w roku 1563 otrzymał święcenia kapłańskie a także sakrę biskupią.
Modlitwa Jana Pawła II o uwolnienie świata od wszelkiego zła
Po wyborze nowego papieża, Piusa V, Karol musiał opuścić Rzym. Zajął się wypełnianiem nie tylko wyznaczonych mu wcześniej zadań, ale i postanowień soborowych. Pojawił się w Mediolanie, który przez wiele lat nie widział przełożonego Kościoła. I tu możemy powiedzieć, „dopiero się zaczęło”.
Po soborze św. Karol oddał się wizytom duszpasterskim w całej diecezji, która liczyła wówczas około ośmiuset parafii. Krakowska archidiecezja była mniejsza, a jednak mnie nie udało się dokończyć rozpoczętych wizytacji… (Jan Paweł II)
Energia, upór, wielka gorliwość, a przede wszystkim głęboka wiara dały mu siłę na: odwiedzenie wszystkich 800 parafii, które mu podlegały; organizację kilku synodów, założenie pierwszego seminarium duchownego; bycie z wiernymi w czasie zarazy; żywienia ze swoich środków wielu tysięcy potrzebujących; kolejnych dzieł charytatywnych i wreszcie pisarstwa. Karol Boromeusz był też ważnym mecenasem sztuki – świadomym możliwości jej oddziaływania w przestrzeni sakralnej. Jego wytyczne bardzo mocno oddziaływały na to jak Kościół w czasach kontrreformacji używał tej drogi „przemawiania” do wiernych.
Boromeusz przeżył też zamach na swoje życie. Dla niektórych jego walka o dobro Kościoła okazała się niemożliwa do zaakceptowania, więc starano się go usunąć. I choć przyszły święty ocalał, to z czasem ogrom pracy i surowy tryb życia sprawiły, że osłabiony organizm pokonała febra. Karol Boromeusz zmarł mając zaledwie 46 lat, w listopadzie 1584 roku.
Beatyfikowano go w 1602, a kanonizowano w 1610 roku. Patronuje bibliotekarzom, instytutom wiedzy katechetycznej, proboszczom oraz profesorom seminarium. W ikonografii przedstawiany jest w stroju kardynalskim.
Skomentuj artykuł