Św. Robert Southwell SJ – dżentelmen czy zdrajca i jezuita?
Druga połowa XVI w. to były ciężkie lata dla katolików w Anglii. To czas prześladowań, ukrywania się, ale też lata pięknych świadectw męczenników. 21 lutego wspominamy św. Roberta Southwella SJ, który powrócił z Rzymu na wyspy, wiedząc, że jest to wyprawa w jedną stronę.
Był rok 1592. Wiek XVI zbliżał się ku końcowi.
„- Kim jesteś? – zapytał prześladowca.
- Dżentelmenem – odrzekł Southwell.
- Nie! Jesteś księdzem, zdrajcą, jezuitą! – wykrzyczał Topcliffe.
- To musi pan udowodnić – spokojnie stwierdził pytany”*.
Sting śpiewa pieśń o Matce Bożej z tekstem Roberta Southwella SJ
Robert Southwell był młodym Anglikiem. Urodził się w 1561 roku w rodzinie arystokratycznej. Należeli oni do nowej arystokracji, wyrastali w cieniu panującej rodziny Tudorów. Matka Roberta była towarzyszką zabaw królowej, z którą razem uczyły się łaciny. Dlatego ojciec Roberta, sir Richard Southwell zwrócił się formalnie do królowej z prośbą, by traktowano jego syna jak „dżentelmena”, bo nim rzeczywiście był, choć był także jezuitą.
Prośba została wysłuchana i przeniesiono Roberta do celi w londyńskim więzieniu, gdzie przez dwa i pół roku przebywał w izolacji, czytając Pismo św. i dzieła św. Bernarda.
Modlitwa do św. Rity w cierpieniu
To były ciężkie lata dla katolików w Anglii, lata prześladowań, ukrywania się, ale też lata pięknych świadectw męczenników.
Robert Southwell znalazł się w Rzymie, gdzie przygotowywał się do powrotu do Anglii. Spodziewał się, że jest to wyprawa w jednym kierunku, i że przystankiem końcowym będzie męczeństwo.
Robert był znakomitym pisarzem i poetą. Trochę impulsywny i nadwrażliwy, jak dobry artysta. Kiedy wyruszał z Rzymu w długą drogę do Anglii, mówił o sobie jako o strzale skierowanej do tarczy. Tarczą, czyli celem, było męczeństwo. Jedyne pytanie brzmiało, kiedy i w jak okrutnych okolicznościach.
Królowa angielska miała w Rzymie swoich szpiegów, którzy ostrzegali przed przyjazdem „dwóch jezuitów”. Jednym z nich był Robert Southwell.
Po pokonaniu kanału La Manche spotykali się w Londynie i zaczęli planować przyszłe prace. Im bardziej jednak zaczęli się udzielać duszpastersko, odprawiać Msze, głosić kazania, tym bardziej stawało się niebezpiecznie.
Robert Southwell SJ - Unkn. auth., P.d., via Wiki. Comm.Wkrótce też jezuici postanowili założyć drukarnię i publikować książki. Robert Southwell był płodnym autorem, ale funkcjonowanie drukarni bez pozwolenia, w podziemiu, było kolejnym przekroczeniem prawa. Jezuici znaleźli jednak oddanych ludzi świeckich i książki rozchodziły się lotem błyskawicy nie tylko po stolicy, Londynie, ale po całej Anglii.
„W końcu stało się to, co musiało się stać – pisał o. Garnet do generała zakonu Acquavivy. – Piraci schwytali naszego drogiego towarzysza i teraz żeglujemy bez pilota na pokładzie pogruchotanej i miotanej falami łodzi”.
„Gdy go odprowadzano do Westminsteru na proces, pewna staruszka podała mu garnuszek zupy, mówiąc:
- Niech Bóg pana wspiera, bo dzisiaj ma pan stanąć przed sądem. Ale proszę to wypić, bo to doda siły.
- To zupa dla mistrzów, a nie dla skazanych – odparł Southwell”.
Wiedział już, że nadchodzi jego godzina.
Modlitwa oddania Karola de Foucauld
Na zakończenie procesu prosił Boga, by przebaczył tym, którzy przyczynili się do jego śmierci. Wyrok śmierci był jednoznaczny. Southwell miał być powieszony i poćwiartowany żywy; miano spalić jego wnętrzności i uciąć głowę. Na słowa wyroku Southwell głęboko się skłonił i podziękował.
Egzekucję wyznaczono na 21 lutego 1595 roku.
„Zanim przywiązano go do konia, który miał go zawlec do Tyburn, ktoś ofiarował mu gorący napój. Wypił go i oddał filiżankę:
- Był bardzo dobry. Przywrócił mi siły.
Imiona świętych - Robert
Droga na szubienicę przypominała marsz tryumfalny”. Gdy skazaniec zawisł, zebrani widzowie nie pozwolili katowi, aby „odciął sznur i zaczął go ćwiartować, dopóki jeszcze żył”. Wtedy kat, żeby skrócić agonię, „objął go i ciągnął w dół, dopóki nie zesztywniał. Następnie wziął go delikatnie w ramiona i złożył na podwyższeniu z niemal religijnym szacunkiem”.
* Cytaty za: Ignacio Echániz SJ, Męka i Chwała, Żywa Historia Jezuitów, Wydawnictwo WAM, Księża Jezuici, Kraków 2014.
Skomentuj artykuł