"Bóg mnie uzdrowił". To, co wydarzyło się w tym konfesjonale, może przytrafić się każdemu
Byłem uzależniony od twardych narkotyków. Myślałem, że nie ma dla mnie nadziei. Ta spowiedź zmieniła wszystko. Dziś rozpoczynam dzień modlitwą, której się wtedy nauczyłem. Przeczytaj świadectwo Przemka.
Bóg jest WIELKI! Zapraszam Cię do przeczytania świadectwa! ????????
Początek liceum. Wiesz.. nowa szkoła, nowi ludzie, a co za tym idzie? - Stres, na który byłem bardzo podatny.
Póki grałem w piłkę nożną w klubie, całe napięcie jakie we mnie siedzi rozładowywałem na boisku. Tam dosłownie zapominałem o swoich problemach. Jednak z rozpoczęciem liceum sport zszedł na drugi plan - nauka była ważniejsza (dla moich rodziców). Później to właśnie marihuana stała się tym "lekiem na całe zło", sposobem na oderwanie się od codzienności.
Na początku nie widziałem w tym problemu, paliłem naprawdę bardzo rzadko, więc mogłoby się wydawać, że wszystko mam pod kontrolą. Niestety z czasem uzależniłem się do takiego stopnia, że nie potrafiłem normalnie funkcjonować bez trawki.
Pieniądze na drzewach nie rosną, a rodzice na narkotyki nie dają - tak oto wpadłem w dilerke. Potem tego bardzo żałowałem. To nie mogło skończyć się inaczej niż problemami z policją i sprawą w sądzie.
"Nie patrz za siebie, bo uderzysz w mur zwany wspomnieniem". Właśnie. To wszystko mnie przerosło, cały czas rozpamiętywałem swoje błędy jakie wtenczas popełniłem.
Rozmyślałem co mogłem zrobić, a czego nie zrobiłem, i tak patrząc na przeszłość zapomniałem o teraźniejszości. Zamiast działać, wolałem poddać się depresji. "Człowiek który z zewnątrz stoi, a wewnątrz klęka" - najlepsze określenie tego, jak czułem się z bagażem tamtych wszystkich trosk.
Podobno życie ludzi zmienia. I chociaż zawsze powtarzałem sobie, że nie tknę TWARDYCH narkotyków, to w tym ciężkim dla mnie okresie życia - sięgnąłem po nie. Samookaleczanie się? Tego też wcześniej nie popierałem. Nieważne. Po prostu spadałem na dno. Jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że miarka się przebrała, a gdzieś w sercu czułem mocną potrzebę pójścia do spowiedzi.
Teraz już wiem - spowiedź uwalnia, ma potężną moc. Nie uwierzysz, ale Pan Bóg tak nagle zrzucił ze mnie część bagażu, bo z dnia na dzień twarde narkotyki przestały dla mnie istnieć, nie potrzebowałem ich.
Jednak byłoby za łatwo, żeby wszystkie problemy nagle zniknęły. Mój organizm był totalnie wyniszczony od używek, z głową też było "nie halo" i na dodatek ciągnęły się za mną niespłacone długi, a tu trzeba już iść na studia. Nie czułem się na siłach, ani fizycznie, ani psychicznie, dlatego kolejny raz poszedłem za głosem serca i postanowiłem zrobić przerwę w edukacji. Z tyłu głowy miałem świadomość, że nie mogę zmarnować tego roku przerwy, muszę w końcu się ogarnąć. Rodzice zrobili mi o to aferę, ale z perspektywy czasu wiem, że to była najlepsza decyzja jaką podjąłem w życiu. Dlaczego?
Trafiłem na kurs Alfa, kurs odnowy wiary. I chociaż zawsze wierzyłem w Pana Boga, to była to letnia wiara, wynikająca z tradycji i w zasadzie z niczego więcej. Ten kurs był dla mnie ostatnią nadzieją, nadzieją jaką pokładałem w Bogu. Przecież On niby wszystko może? On jest miłosierny i kocha nawet największych grzeszników. Nawet Syna Marnotrawnego, czyli mnie. Trafiłem tam, bo sam już nie dawałem rady. Chciałem pomocy, a przede wszystkim miłości i szczęścia. Tego szczęścia, którego nie znalazłem w używkach, pieniądzach, ani nawet w ludziach. Ale co dalej?
Powiem Ci szczerze, że na pierwszym spotkaniu słabo odnajdywałem się wśród reszty ludzi. Zastanawiałem się nad sensem kontynuowania kursu, lecz moje wątpliwości szybko zostały rozwiane.
Wychodziłem akurat ze sklepu u mnie na osiedlu (pół godziny przed drugim spotkaniem), patrzę... a przede mną Gabi (jedna z uczestniczek tamtej edycji Alfy). Gabrysia właśnie szła na autobus i zapytała, czy jadę z nią. Pierwsza myśl? - To nie przypadek. Bóg ewidentnie dawał mi znak, że chce mnie tam zobaczyć. Więc pojechałem :).
Mimo różnych znaków, nie umiałem Mu zaufać/zawierzyć Mu swoich problemów. Tym samym nie potrafiłem rzucić stale ciągnącego się uzależnienia od marihuany. Aż w końcu na swojej drodze spotkałem chłopaka z Gdańska, który przed przyjazdem do wspólnoty Ezechiasz miał przeczucie, że wśród nas mogą być osoby, które zamiast podążać własną drogą, idą za tłumem, które po prostu boją się zmian.
Sam często nie miałem własnego zdania, dostosowywałem się do innych, stąd też mocno utożsamiałem się z tym, o czym mówił.
Przypadek? Nie sądzę. Po spotkaniu siedziałem w mieszkaniu kolegi, kopara mi opadła! W TV trafiliśmy na "przypadkowy" film, który już się kończył, a kończył się słowami: "Większość ludzi kroczy ścieżką, którą dla nich wytyczyliśmy, boją się z niej zboczyć, ale co jakiś czas pojawia się ktoś, kto pokonuje piętrzące się przeszkody, ktoś taki uważa, że wolna wola to dar, o który trzeba walczyć. Prawdziwy plan Prezesa jest taki, żebyśmy nie musieli wytyczać już dla was ścieżek. Będziecie robić to sami".
Miałem wrażenie jakby to sam Bóg (Prezes) do mnie przemawiał. Te słowa bardzo mnie podbudowały i dały siłę do zmian - WIELKICH ZMIAN. Dzisiaj jestem wolnym od uzależnień, szczęśliwym człowiekiem :D On mnie uratował... dał nowe życie. Chwała Panu!
Dlatego nie czekaj na "lepszy moment". Każda wielka przygoda zaczyna się od zrobienia jednego małego kroku.Jeśli go nie zrobisz, nigdy nie dowiesz się co Bóg dla Ciebie przygotował. Zrób yo teraz. Możesz zacząć słowami - "Jezu ufam Tobie, Jezu zawierzam się Tobie, Jezu, Ty się tym zajmij".
Skomentuj artykuł