Tego, co się tam działo, nie da się opisać [ŚWIADECTWO]
Od Światowych Dni Młodzieży minęło trochę dni, ciągle jest tęsknota za tym błogosławionym czasem, za tymi ludźmi, w których było widać i czuć namacalną obecność tej największej Miłości.
Tego, co się tam działo na pewno, nie da się dosłownie opisać, to już jest w naszych sercach i pozostanie w nich na zawsze, ale chciałam się podzielić paroma doświadczeniami.
Z początku nie chciałam jechać na ŚDM. Broniłam się, jak tylko mogłam, że coś się tam stanie. Był wewnętrzny lęk. Pomyślałam sobie: chwila, moment, od kogo pochodzi lęk? Do ostatniej chwili zastanawiałam się, czy komuś nie odsprzedać biletu. Przypomniałam sobie dni w diecezjach. Te wszystkie rozmowy z rówieśnikami z różnych zakątków świata, ich postawę i żywą wiarę, które uświadomiły mi, że Jezus cały czas żyje pośród nas.
Mocnym momentem w Tygodniu Misyjnym było przejście przez Bramę Miłosierdzia do Sanktuarium i osobiste błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem przez kustosza tejże parafii. To był ten moment, kiedy stajesz z Nim twarzą w twarz, kiedy nie musisz udawać. Kiedy On ci błogosławi, błogosławi całe twoje życie, kiedy możesz się wtulić w Jego ramiona i odpocząć.
Wtedy pomyślałam sobie: nie mogę nie jechać do Krakowa! Tam czeka na mnie żywy Chrystus! Więc pojechałam. Oczywiście nie było łatwo, ale kto mówił, że będzie? Zbiórka o trzeciej w nocy, ponieważ nasz nocleg nie był zbyt blisko Krakowa.
Bywało i tak, że nie zawsze wszyscy się mieścili do pociągu, czasem po całym dniu zastanawiałam się: Panie Boże, dlaczego? Dlaczego mam wracać na ten nocleg, pociąg będzie cały zatłoczony i jeszcze droga na pole namiotowe, może lepiej zostanę w Krakowie.
Trzeba było się spiąć i mimo zmęczenia jechać. Okazało się, że na nasze pole namiotowe można dostać się również autobusem, ale wiadomo, weź się tam dostań, jak jest tyle ludzi.
Koleżankom się udało, a ja stwierdziłam: dobra, idę! Boję się, ale idę!
Wiedziałam, że nie mam już zwyczajnie siły, było po północy, latarka się psuła, wszędzie morze błota, a buty nie nadawały się już do chodzenia. Po czym uświadomiłam sobie, że tę trasę mogę ofiarować w czyjejś intencji. Taka ekstremalna droga krzyżowa, wyluzuj i idź, to jest prawdziwy czas łaski, mimo wszystko idź!
#Moc w słabości się doskonali
Kolejnego dnia wcale nie było łatwiej, gdyż w sobotę opuściliśmy naszą miejscowość. Znowu trzeba było pokonać trasę i pociągiem do Krakowa. Udało nam się znaleźć miejsce siedzące, to był prawdziwy cud, a następnie kolejna przesiadka i do Brzegów. Czułam się jak na międzynarodowej pielgrzymce. Te setki, tysiące, miliony flag zmierzające w jednym kierunku. Widok na całe życie. Następnie czuwanie, mocne słowo papieża i miliony świeczek przy zachodzącym słońcu - niesamowite! A potem wspólne rozmowy, tańce i "szlajanie się" po campusie. Aż trudno mi w to uwierzyć ilu spotkałam znajomych, mimo tak wielu osób.
#Posłanie
Niedziela - najbardziej mi pozostanie w pamięci Eucharystia. Mocne i piękne słowa Franciszka, a także bardzo głębokie i poruszające rozmowy z innymi ludźmi o wierze, przyszłości, powołaniu. Najbardziej mnie poruszyła spontaniczność tych ludzi chcących się wymienić flagami, czy innymi rzeczami. Można się od nich wiele nauczyć. Więc parę moich rzeczy powędrowało do Meksyku czy USA.
Potem powrót, który naprawdę nauczył mnie pokory, postawił do pionu i uświadomił, żeby nieustannie uwielbiać. Z campusu wyszłyśmy dość późno. Jeszcze chciałyśmy zostać, ale nagle zerwała się potężna zawierucha. Tysiące śmieci zaczęło fruwać w powietrzu, jakby dosłownie deszcz śmieci.
Poszłyśmy za tłumem. Kamienie. kamienie, kamienie. Czasem się zastanawiałam kto układał tę drogę do sektorów, ale idziemy. Później, to wiadomo, co było. Teraz widzę, że Pan Bóg nam dosłownie błogosławił. W chwili, gdy zerwała się potężna ulewa byłyśmy niedaleko mostu. Różne burze i ulewy przeżywało się na obozach harcerskich, ale tego nie dało się opisać. W pewnym momencie myślałam, że ten wiatr z deszczem nas po prostu zmiecie i była decyzja - idziemy dalej, mimo wszystko! Ludzie zaczęli śpiewać, żeby jakoś przetrwać ten czas.
To była prawdziwa łaska, że udało nam się potem dotrzeć na dworzec. Koleżanka przypominała nam słowa Franciszka: "Zamieńcie kanapę na buty wyczynowe. Jezus Was poprowadzi." Dziękuję Natalka!
Wydaje mi się, że ten deszcz był po prostu deszczem Bożych łask, deszczem oczyszczenia nas jeszcze z tych brudów, które gdzieś się skrywają. Mimo przeziębienia po Światowych Dniach Młodzieży i znaku zapytania, czy iść na pielgrzymkę, czuję ogromną radość. Radość z tego czasu, z tego błogosławionego czasu i przemiany wielu młodych serc. A ten czas niech trwa jak najdłużej.
#Zamieńcie kanapę na buty wyczynowe
Skomentuj artykuł