Święty, z którego dziennikarze powinni brać przykład
Tak sobie pomyślałem, że Jan bez głowy jest dobrym patronem dla dziennikarzy. Jan stracił głowę. Nie musiał. Mógł ocalić swoją głowę, a w konsekwencji swoje życie.
W tej opowieści jest taka klasyczna sytuacja. Mężczyzna tworzy związek z kobietą, z którą nie może się wiązać. Ów jegomość ma wśród swoich znajomych Jana. Człowieka dziwnego, bo żyjącego bezkompromisowo, powiedzielibyśmy wręcz fanatycznie, fundamentalistycznie, czyli wszystko opiera na Bogu. Jest wymagający względem siebie, żyje w ascezie i odosobnieniu. Wymaga też od innych, ale ze względu na wymagania stawiane samemu sobie, nie jest tanim moralizatorem.
Było w Janie coś, co budziło lęk w Herodzie, ale taki lęk, który nie pozwolił mu pozbyć się Jana. Ostatecznie jednak, po intrydze Herodiady - Jan traci głowę. Zdarzenie to jest konsekwencją wcześniej podjętej decyzji - służę Prawdzie, nawet pomimo wątpliwości (z więzienia posłał uczniów z zapytaniem, czy Jezus naprawdę jest Mesjaszem), aż do końca.
Każdy dziennikarz - ufam, że szczerze - bez względu na swoje osobiste poglądy mówi takie samo zdanie: "pokazuję prawdę".
Jan miał taki moment w swoim życiu, kiedy wyszedł przed publikę i powiedział: "to jest Prawda". Każdy, kto bierze za pióro, chce przecież pokazać rzeczywistość, wskazać na fakty, powiedzieć "jak jest". I Jan to zrobił - pokazał fakty, tak jak je odczytał. Zgodnie ze swoim sumieniem powiedział o tym, co widział i czego doświadczył i jak to odczytał.
I tak już było w życiu Jana zawsze. Nie liczył się on, jego chwała, jego osoba, ale cały czas odsyłał do Prawdy, nie przysłaniając jej swoją osobą i swoim interesem. Pokazywał fakty, choć miewał przecież wątpliwości co do tego, czy Ten, na którego wskazuje, jest Mesjaszem. Sprawdza, weryfikuje to, co innym podaje do wiadomości.
Nie idzie na kompromisy z władzą, nie ucieka od tego, co głosi - wtedy, kiedy zaczyna się robić gorąco. To, co różni go od wielu z nas - piszących, głoszących - to fakt, że się nie wycofuje rakiem, nie próbuje Prawdy "zreinterpretować", ale idzie do końca za nią. Ona stała się nadrzędnym celem Jego życia i działania.
Myślę, że każdy, kto bierze pióro do ręki, prędzej czy później staje przed pokusą uczynienia siebie nie posłańcem Prawdy, a samą prawdą. Tak jest wtedy, kiedy zamiast za Prawdę umierać, prawdą próbujemy kogoś uśmiercić.
To, że Jan stracił głowę, było konsekwencją innej straty. On stracił najpierw serce dla Boga, dla Jezusa. Jednak każdemu z nas grozi inny porządek. Można - jak to ujął Adam Marczyński - "stracić głowę dla sensacji". Tak dzieje się zawsze wtedy, kiedy tracimy kontakt z naszym sercem, z pasją, a zaczynamy wchodzić w rutynę.
Jan mógł ocalić swoją głowę, mógł stać się "przyjacielem" Heroda i jego "żony". Straciłby tylko serce, a tego przecież nie widać. To byłby jego wewnętrzny problem, nie publiczny. Wielu z piszących, bynajmniej nie do szuflady, żyje w takiej schizofrenii. Już dawno stracili serce, byleby zachować głowę (twarz), ale w sercu czują, że to wszystko jest jedną wielką "ściemą".
Tekst pochodzi z prywatnego bloga Grzegorza Kramera SJ - Bóg jest dobry
Skomentuj artykuł