Co św. Franciszek powiedział sułtanowi?

Co św. Franciszek powiedział sułtanowi?
Karol Wilczyński

Krzyżowcy spodziewali się najgorszego. Właśnie przegrali wielką bitwę i czekali na zemstę. Tę okazję wykorzystał obecny tam św. Franciszek. Przedarł się przez straże chrześcijan, by spotkać się... z samym sułtanem.

29 sierpnia 1219 roku. To wtedy doszło do jednej z pierwszych prób dialogu między krzyżowcami, którzy najechali Ziemię Świętą, a muzułmanami, którzy byli jej ówczesnymi zarządcami i mieszkańcami.

Tego dnia skłóceni ze sobą dowódcy chrześcijańscy spodziewali się najgorszego. Właśnie przegrali wielką bitwę pod murami Damietty, strategicznie położonego portu w Egipcie. Tę okazję wykorzystał św. Franciszek, aby spotkać się z muzułmanami.

Przerażone straże wypuściły go na ziemię niczyją, patrząc, jak Biedak z Asyżu zmierza drogą do obozu potężnego sułtana Malika al-Kamila. Święty wyznaczył sobie ten konkretny cel, jeszcze zanim udał się z krzyżowcami na wyprawę. Chciał spotkać wyznawców islamu, aby opowiedzieć im (zapewne w inny sposób niż uczestnicy wypraw krzyżowych) o Chrystusie.

W dniu, w którym ostatecznie postanowił, że idzie do sułtana, dostrzegł też okazję, aby nie dopuścić do bitwy, która oznaczała bezsensowny rozlew krwi.

Z perspektywy niemal 800 lat możemy powiedzieć, że św. Franciszek zrobił pierwszy krok na drodze do dialogu między chrześcijanami a muzułmanami. Spędził u sułtana jeden lub dwa dni. Co robił? O czym dyskutował? Trudno powiedzieć: wiadomo jedynie, że wyznał przed nim swoją wiarę, opowiedział mu o niej i wysłuchał tego, co o islamie mówił mu sułtan.

W jego biografii autorstwa św. Bonawentury znajdujemy tylko wzmiankę, że "sułtan widząc jego entuzjazm i odwagę, słuchał go z zainteresowaniem i naciskał na niego, aby został dłużej". Czy takie spotkanie coś dało? Przecież, ktoś powie, nie udało się "nawrócić" sułtana.

Świętemu udało się jednak udowodnić, że można żyć tak, by nie wykluczać nikogo z więzi braterstwa, nawet niechętnie czy wręcz agresywnie nastawionych muzułmanów. Wizyta u sułtana stała się dowodem na to, że spotkanie z wrogiem nie musi oznaczać walki, ale może prowadzić do dialogu. Zachwiało też zapewne tą powszechnie uznawaną przez krzyżowców wiarą w to, że przemoc wobec niechrześcijan jest dobra. Przestała ona być jedynym rozwiązaniem.

Co ciekawe, zarówno sułtan, jak i św. Franciszek zobaczyli wtedy, że próba nawracania drugiego na swoją wiarę jest bez sensu. Święty zobaczył to, co stało się doświadczeniem wielu misjonarzy pracujących wśród muzułmanów (m.in. bł. Karola de Foucauld): że jako chrześcijanie jesteśmy do nich posłani nie tyle po to, by ich nawracać.

Wielu ludzi obcujących z muzułmanami wskazuje, że oni też mogą nas nauczyć wielu rzeczy - choćby innego sposobu wielbienia Boga, bycia bardzo blisko Niego. Przebywanie wśród wyznawców islamu nie oznacza konieczności ich "nawracania". Święty Franciszek pokazał, że sam dialog jest już wielkim osiągnięciem. I wielkim dobrem.

Nie chodzi o to, by pomijać teraz wszystkie różnice. Naiwnie mówić, że tak naprawdę to jesteśmy tacy sami, że wierzymy w dokładnie to samo. Między chrześcijanami a muzułmanami istnieją nieprzekraczalne różnice (i to nie tylko o charakterze religijnym czy dogmatycznym, ale często - kulturowym). Nikt jednak nie nakazuje nam, aby je podkreślać.

Święty Franciszek w swojej "Niezatwierdzonej Regule" nie mówi o walce z islamem, nawracaniu muzułmanów, ale stwierdza wprost, że bracia udają się "między Saracenów" i że "nie mają się wdawać w kłótnie i w spory". Jedyne, do czego zobowiązuje, to konieczność przyznania się braci wysłanych na misje do wiary w Chrystusa. Zero przemocy.

Choć św. Franciszek porównuje muzułmanów do "wilków", to w przeciwieństwie do krzyżowców, nie traktował ich jak wrogów. "Wilki" też przecież są - zgodnie z duchem Franciszka - braćmi. Wydaje się, że to dzięki takiemu podejściu spotkanie ze świętym pokazało sułtanowi, że chrześcijanin nie musi być tylko żądnym bogactw i krwi barbarzyńcą. Warto dodać, że jako całkowitą nowość przedstawiają to spotkanie kroniki muzułmańskie. Po raz pierwszy ówcześni kronikarze spotkali się z szacunkiem ze strony wyznawców Chrystusa.

Zastanawia mnie ten brak potępienia ze strony św. Franciszka. Skąd czerpał siłę do tego, by nie nawracać mieczem? By nie zabijać "niewiernych"? W tym świetle czytam też słowa najnowszego komunikatu Episkopatu Polski: "Człowiek może być solidarny, bo potrzebuje solidarności; może się dzielić, bo mu czegoś brakuje; może kochać, bo potrzebuje miłości. Jednakże ten fundament miłosierdzia może zostać zniszczony przez pokusę faryzejskiej doskonałości. Tam, gdzie znika świadomość własnej słabości, tam też solidarność staje się niemożliwa".

Franciszek nie był słaby w swoim przekazie. Wyznawał stanowczo swoją wiarę, wierzył, że spotkanie z sułtanem przyczyni się do jego nawrócenia… choćby w myśleniu o chrześcijanach. Bardzo mocno jednak okazywał inną słabość - tą, o której mówią słowa polskich hierarchów. Święty Franciszek żył słabością własnego ego, był słaby w zadawaniu przemocy i słaby w potępianiu innych. Wiedział, że jest słabszy od muzułmanów, których spotka. Wiedział, że zwycięstwo chrześcijan nie leży w sile, ale słabości.

Dzięki temu święty z Asyżu wiedział, że wojna nie będzie skutecznym narzędziem. Co więcej, świadomość własnych braków pozwoliła mu na zrozumienie zdemonizowanych wrogów. Zatrzymał on błędne koło przemocy, które - tak jak współcześnie - rozbijało nie tylko życie religijne, ale też polityczne i rodzinne. Czy dziś jesteśmy w stanie osiągnąć to samo, co św. Franciszek, i zbliżyć się do chrześcijańskiego ideału słabości?

Karol Wilczyński - redaktor DEON.pl. Twórca islamistablog.pl. Członek Rady Dialogu Międzyreligijnego i Ekumenizmu Archidiecezji Krakowskiej

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co św. Franciszek powiedział sułtanowi?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.