Duszpasterze powinni iść za swoimi wiernymi
Mój współbrat ze swoimi uczniami chodził na mecze Legii, na Żyletę. Oni się go nie wstydzili i jak któryś z kibiców przy nich przeklinał, to potrafili mu zwrócić uwagę, że mają przy sobie księdza. Chrystus też nigdy nie ukrywał się przed ludźmi i zawsze był z nimi.
Kiedyś, kiedy byłym dzieckiem, oglądałem w telewizji film o Jezusie. Nie był to słynny film pt. "Jezus z Nazaretu". Bardziej jeden z takich z niskim budżetem, co nie znaczy, że był to zły film. Z całego tego filmu pamiętam najlepiej ostatnią scenę. Rzecz dzieje się już po Zmartwychwstaniu, akcja przenosi się ze starożytnego Izraela na ulicę amerykańskiego miasta. Z budynku w otoczeniu dzieci wychodzi Jezus i idą gdzieś swoją drogą.
Przypomniałem sobie tę scenę (naprawdę nie pamiętam tytułu tego filmu) i pojawia mi się pytanie, gdzie i jak dzisiaj Jezus mógłby spotykać się z młodymi. Przypuszczam, że starałby się być z nimi, przychodzić do ich miejsc zamieszkania, do ich szkół, uniwerków itp. Do Mateusza przyszedł do jego komory celnej, Piotra wyciągnął z jego miejsca pracy, z łodzi rybackiej. Chrystus nigdy nie ukrywał się przed ludźmi i zawsze był z nimi.
Dzisiaj wychodzi do ludzi poprzez innych ludzi. Pamiętacie pewnie przykład księdza Michała, który w Łodzi robił chrystoteki - dyskoteki dla młodych, podczas których w osobnym pomieszczeniu była spowiedź. Z tego, co wiem, to teraz, wieczorami i nocami, jest obecny na Petrynie i tam spotyka się z różnymi ludźmi.
Dla mnie takim gościem, prawdziwym wysłannikiem Jezusa, był mój współbrat, który był dostępny dla mnie cały czas, nawet późnym wieczorem. Gdy miałem tych kilkanaście lat i trzeba było z jakimś księdzem pogadać, to on zawsze miał czas i dobre słowo.
Inny współbrat, który ze swoimi uczniami chodził na mecze Legii, na Żyletę. Oni się go nie wstydzili i jak któryś z kibiców przy nich przeklinał, to potrafili mu zwrócić uwagę, że mają przy sobie księdza.
Kolejny przykład człowieka, któremu zależy na młodych, to młody ksiądz z archidiecezji warszawskiej, który pracuje z tzw. trudną młodzieżą. Co miesiąc jeździ ze swoimi gimnazjalistami na Uwielbieniową Łódź Ratunkową do łódzkich jezuitów. I chociaż nie jest to dla niego łatwy wyjazd, bo za każdym razem ktoś odstawia jakiś cyrk, to on wie, że dla nich warto się starać.
Wielu katechetów i duszpasterzy naprawdę potrafi wychodzić do młodych. Księża, siostry zakonne i zakonnicy nie żyją w innym świecie, o ile sami do takiego nie wejdą. Łatwo jest obwarować się i robić tylko to, co ma się w dyspozycjach przydzielonych na dany rok od przełożonego.
Od kilku tygodniu, w ramach niedzielnych ogłoszeń duszpasterskich, zapraszam chłopców z parafii i ich rodziców na sobotnie granie w piłkę nożną. Dla mnie jest to czas naprawdę dobry. Po pierwsze dlatego, że można się z nimi spotkać. Zawsze przychodzi ktoś nowy. Po drugie - i tu już rodzi się we mnie pomysł na następny wpis - jest to szansa (mam nadzieję, że jedna z wielu), aby ojcowie pograli ze swoimi synami. W trakcie tygodnia może na to nie być czasu ze względu na szkołę i pracę.
Dzisiaj zakończyliśmy naszą grę wspólną modlitwą. Było południe. Wyobrażacie sobie grupę chłopaków, którzy z piłkami u nogi modlą się na boisku? Dla mnie to najfajniejszy obrazek mijającego dnia.
Wierzę, że razem z nami był na tym boisku Jezus.
Tekst pochodzi z bloga mlodzi.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł