Nie lubię kolędy, bo żal mi księdza, który każdego popołudnia musi odwiedzić powiedzmy 50 mieszkań, a przy 20 już pada z nóg. Nie lubię kolędy, bo w 3 tygodniu odwiedzin kapłan wygląda jakby nie wiedział gdzie się znajduje, bo jest tak wyczerpany. Nie lubię kolędy, bo wierni i kapłani traktujemy ją jak niewygodną konieczność. Nie lubię kolędy, bo choć zaczyna się od rana, to mając tyle rodzin do odwiedzenia, kapłan ma dla mnie tylko chwilę.
Niczym bumerang każdego roku powraca ten sam temat - kolęda i czy przyjmować księdza do domu. Dlaczego przyjąć i dlaczego nie lubię kolędy?
W moim rodzinnym domu, wizyta duszpasterska, czyli popularna kolęda, zawsze była wydarzeniem. Wszyscy starali się być w domu, powtórka ze świątecznych porządków, dzieciaki galowo przystrojone, zeszyty do religii z wypodkreślanymi tematami na stole, wypatrywanie przez okno ministrantów zwiastujących przybycie Księdza i… blady strach, że przyjdzie straszy ksiądz proboszcz i zacznie odpytywać z katechizmu. Tak, tego bałem się najbardziej.
Po co ksiądz w dom?
Dziś, choć Księża raczej nie odpytują dzieciaków z Przykazań, to kolęda jest okazją do poznania środowisk, z jakich wyrastają ich uczniowie. Każdy nauczyciel chciałby mieć grzecznych, ułożonych uczniów. Często bywa jednak tak, że jeden czy drugi uczeń "demoluje" swoim zachowaniem lekcje. Ksiądz, w stosunku do świeckiego katechety, ma tą przewagę, że odwiedza dom ucznia, ale nie po to by donieść na niego, ale zobaczyć atmosferę w nim panującą - czy w tym domu jest miłość, czy jej brak, bo problemy z dziećmi najczęściej rozbijają się o ten temat.
Stykając się z różnymi ludźmi mam często wrażenie, że choć jest w nas pragnienie doświadczenia jakiejś nadnaturalnej rzeczywistości, to ta, którą mamy w Kościele, jest dla nas niewystarczająca. Może brakuje nam kadzidełek, wybuchów, magii… Zatrzymujemy się tylko na tym co widać, a nie na tym co dzieje się na prawdę.
Pamiętam jak ktoś z młodszych kolegów opowiadał mi relację nauczycielki z kolędy w jej domu. Nie miała wody święconej, więc nalała z kranu. Stwierdziła, że czy święconą, czy zwykłą - ksiądz i tak pokropił. Ignorancja? Pewnie tak, a wystarczyło poprosić o błogosławieństwo wody. Zabrakło nawet ziarenka wiary.
Otóż pozornie przychodzi ksiądz, odprawia swoje czary, wypytuje o niewygodne tematy i na koniec dominanta wizyty, czyli niezręczna przepychanka z kopertą.
Jak jest w realu? Przybywający kapłan modli się o błogosławieństwo dla Ciebie, Twoich domowników i Twojego domu. Dziś utraciliśmy wiarę w moc modlitwy i wagę błogosławieństwa jakie spływa przez ręce kapłana. Problem leży nie w kłopotliwej tradycji, ale braku Wiary.
Dalej kolęda to okazja do poznania z jednej strony swoich duszpasterzy, a z drugiej swoich parafian - ich problemów, trosk, ale i potencjału, który mogliby rozwijać pracując na wspólne dobro jakim jest parafia. Myślę, że w 90% przypadków nie wykorzystujemy odwiedzin swoich kapłanów do przekazania im tego, co nas uwiera w naszej parafii. O co mi chodzi? A o to, że ten mówi fajne kazania, a inny za głośno krzyczy, że w kościele za zimno, organista fałszuje, że nie ma Mszy dla Dzieci, a godziny nabożeństw nie są dostosowane do współczesnych godzin pracy. kolęda to jedyna okazja, by opowiedzieć księdzu, co się nam w parafii podoba i co trochę kuleje. Kapłani czekają na taką informację zwrotną, bo bądź co bądź - pracują dla nas.
Z drugiej strony dla kapłanów to okazja, by nawiązać przydatne więzi, wyłapania dzieci, które mogłyby zostać ministrantami czy maryjkami, młodzieży pełnej zapału do grupy młodzieżowej, czy starszych do Akcji Katolickiej lub Kręgów Domowego Kościoła. To okazja by anonimowe twarze, do których mówi się kazania nabrały tożsamości i przejrzystości, gdy chodzi o problemy jakie je dotykają. W jednym domu ktoś szuka pracownika, w drugim pracy. W innym pomocy, a w następnym tą pomoc oferuje. Połączyć tych ludzi to zadanie dla pasterza - o ile wpuścimy go do domu.
Mało kto wie, że do tych bożonarodzeniowych odwiedzin parafian, kapłan, przez przyjęcie urzędu posługiwania duszpasterskiego, jest zobowiązany na mocy Kodeksu Prawa Kanonicznego celem wzajemnego poznania się. Czytamy w nim: "proboszcz winien nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza niepokojach i smutku oraz umacniając ich w Panu, jak również - jeśli w czymś nie domagają - roztropnie ich korygować" (kan. 529 § l KPK).
Co z kopertą?
Jak żyję, nie spotkałem się z sytuacją, że Ksiądz wyciągał rękę po kopertę. Nigdy nie widziałem tego, co kreują media - że otwiera i komentuje zawartość. Nigdy. Pamiętam sytuację, jak mama czy tato biegli za księdzem, bo nie zabrał koperty. Pamiętam jak ksiądz nie wziął pieniędzy od mojej babci, ale przeciwnie - wyjął z kieszeni i powiedział jej - "Pani się bardziej przyda". (Serio!)
Pamiętam jak sam jako ministrant chodziłem po kolędzie. Zimno było jak nie wiem co, śnieg zacinał, a gospodarze nie byli chętni do wpuszczania nas do domu. Ksiądz widząc to zrobił przerwę w kolędzie i zabrał nas na pizzę i ciepłą herbatę. Innym razem, inny ksiądz dorzucił się jeszcze do naszej kolędy.
Skąd ten lament nad kopertą? Dawniej wiedziano, że to podziękowanie za całoroczną pracę w parafii, za kazania, spowiedzi, nabożeństwa, pracę duszpasterską z dziećmi czy młodzieżą. I skoro korzystali cały rok za darmo (no bo taca niedzielna nie jest dla księży), to poczuwali się do okazania wdzięczności przy okazji kolędy. Każdy dawał ile uważał i nikt nie robił z tego problemu. Dziś większość też nie robi problemu, ale że jesteśmy bardziej uzależnieni od pieniędzy niż kiedyś, to nam żal każdego grosza, którego można by nie dawać.
Dlaczego nie lubię kolędy?
To nie jest tak, że nie przyjmę w tym roku księdza po kolędzie. Przeciwnie - wziąłem sobie nawet wolne w pracy. Nie jest też tak, że ksiądz powinien się mnie bać - bo zaraz wygarnę, że kościół brzydko pomalowany, że nie ma żadnej oferty duszpasterskiej dla młodych dorosłych, a rekolekcje głoszą koledzy proboszcza i są wątpliwej wartości teologicznej.
Nie lubię kolędy, bo żal mi księdza, który każdego popołudnia musi odwiedzić powiedzmy 50 mieszkań, a przy 20 już pada z nóg. Nie lubię kolędy, bo w 3 tygodniu odwiedzin kapłan wygląda jakby nie wiedział gdzie się znajduje, bo jest tak wyczerpany. Nie lubię kolędy, bo wierni i kapłani traktujemy ją jak niewygodną konieczność. Nie lubię kolędy, bo choć zaczyna się od rana, to mając tyle rodzin do odwiedzenia, kapłan ma dla mnie tylko chwilę.
A więc jak to zmienić? Nie wiem, ale tu i ówdzie czytałem o różnych pomysłach.
Nie ukrywajmy, że coraz mniej ludzi przyjmuje kapłanów, głównie z powodu nagonki na kolędę. Wielu jednak zwyczajnie pracuje, wyjeżdża na okres świąteczny. Z czasem pewnie dojdzie do tego, że organizować będziemy "Zapisy na kolędę", na przykład drogą internetową. Chcesz przyjąć księdza - napisz, zarezerwuj termin i nikt Cię nie zmusza.
Z drugiej strony nie ukrywajmy, że rodziny, w których często są takie czy inne problemy, nie będą chętnie zapraszały na kolędę do siebie. I to jest dobre, bo ta "przymusowa" kolęda sprawia, że kapłani mogą reagować, czy to pomagając przez parafialną "Caritas", czy informując odpowiednie organy pomocy państwowej.
Raz do roku wykorzystaj tą okazję i "zapoluj" na księdza. Kto wie, może zyskasz przyjaciela?
Tekst pochodzi z bloga wierzew.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł