Zostałam uzdrowiona
Jak o tym napisać? Jak to ubrać w słowa? Wiem, że muszę, że chcę umieć o tym mówić. W końcu to nie stało się dla mnie, ale dla całego Kościoła katolickiego. Przesadzam?
Zacznijmy od początku. To było kilka trudnych miesięcy. Walka samej siebie z… samą sobą. I nagle nie wiem nawet, kiedy coś się wkradło. Chaos. W postaci, której JA, królowa codziennego chaosu, przestałam ogarniać. Co było najgorsze? Że nie wiedziałam, że ten chaos się wkradł. Myślałam, że to część mnie. Jednak to nie było "moje". Coraz więcej myśli na sekundę, coraz więcej agresji, przekleństw i coraz więcej myśli, które nie pochodziły ode mnie. Brak skupienia, chaos, zdenerwowanie, niepokój.
Wielkanoc była trudna. Brak radości, niepokój, agresja w zachowaniu.
Dziwnym trafem znalazłam się u mojej przyjaciółki na wiejskiej imprezie i tam podczas rozmowy doszło do mnie, że to nie jest ode mnie. Te myśli, ten chaos nie są moje. Nie pochodzą od Boga. Następnego dnia w Łodzi była Msza Święta o uzdrowienie. Od jakiegoś czasu w nich uczestniczyłam.
Nie modliłam się wcale o ogarnięcie tego chaosu. Najpierw prosiłam o zdrowie, ale potem sama modlitwa przeszła na odebranie tego, co nie jest ode mnie. O odebranie myśli, które mnie zadręczały.
W czasie kazania usłyszałam: dziś została uzdrowiona kobieta, która jest nękana przez szatana, przez różne natarczywe myśli. Bóg Ci to zabiera i Cię uzdrawia.
Nie uwierzyłam w to, kiedy z ambony usłyszałam, że osoby, które doznały uzdrowienia, mają zgłosić się do zakrystii, by później dać świadectwo uzdrowienia. W tym momencie pojawiły mi się w sercu wątpliwości. Czy to prawda? I prawie od razu "usłyszałam" wyraźne pytanie w sercu: "Wierzysz w to, że zostałaś uzdrowiona? Jeśli wierzysz, zaświadcz to przed Kościołem i daj świadectwo uzdrowienia".
I tak się odważyłam, pomimo obaw, bania się mówienia o czymś, czego jeszcze nie pojmuję. Powiedziałam przed wszystkimi, że jestem uzdrowiona, i właśnie to, że o uzdrowieniu, otrzymanych łaskach trzeba mówić, bo one są na chwałę Kościoła i dla umocnienia innych.
I tak właśnie jest. Usłyszałam CISZĘ. To zmieniło wszystko. Nie wiem, z czego zostałam uzdrowiona, bo Boga nie mogę o to spytać, ale jestem wolna. I widzę po tym, jak bardzo szatan o nas walczy. Jak miesza i jak już sami przestajemy wiedzieć, co jest od nas, a co nie. Co jest prawdą, a co jest jego kłamstwem. Jak bardzo umie uderzyć w nasze słabe punkty.
Jednak najbardziej widzę, jak Bóg mnie kocha. Jak o mnie dba. Jak dokonał cudu i mnie uzdrowił. Wiem, że od tego momentu nie jest prościej. Przecież gdzie działa Bóg, szatan próbuje uderzyć mocniej. Wiem, że uzdrowienie to ŁASKA, którą dostajemy i musimy za nią pójść. Zmienić nasze nawyki zwyczaje, by nie wrócić do poprzedniego stanu.
W Poniedziałek Wielkanocny zostałam uzdrowiona i powoli we mnie to dojrzewa. Próbuję się dowiedzieć, jak i z czego i co dalej, ale chyba potrzebne są tu dwa najtrudniejsze środki: jak ktoś bliski powiedział, cierpliwość i czas.
Dla mnie uzdrowienie to DROGA. Uzdrowienie to ŁASKA. To WYBÓR TEJ WŁAŚNIE drogi. Dziękuję.
Skomentuj artykuł