„Bóg spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia”. Koniec miłosierdzia?
Co trzymało Lota w Sodomie? Dlaczego nie chciał jej porzucić na pierwsze Boże wezwanie? Nad czym myślał całą noc?
Księga Rodzaju opowiada historię wybawienia Lota z Sodomy. Wysłani przez Boga aniołowie dwukrotnie go ponaglają: „Wstań! Weź swoich bliskich, wyjdźcie z tego miejsca!” (por. Rdz 19, 14–15). Lot jednak wyraźnie się ociąga, zwleka, marudzi, tak że w końcu „złapali za jego rękę i za rękę jego żony, i za ręce obu jego córek (…); i wyciągnęli go” (w. 16). Tora objawia nam także, dlaczego tak się stało, a mianowicie: „z powodu miłosierdzia Boga nad nim” (tłum. za: Tora Pardes Lauder).
Skorzystaj ze specjalnego rabatu - do 40 proc. na książki o tematyce biblijnej. Użyj kodu TB21
Co mam zabrać ze sobą?
Biblia nie mówi natomiast, skąd wzięło się owo ociąganie się Lota. Co go trzymało w Sodomie? Dlaczego nie chciał jej porzucić na pierwsze Boże wezwanie? To dopowiada żydowska tradycja egzegetyczna: „Całą noc Lot wahał się i zastanawiał: »Co mam zabrać ze sobą? Mam złoto, srebro, perły, jak mógłbym zostawić całe swe bogactwo? Niech pomyślę, co zabrać«. Nastał świt, a on wciąż nie wiedział, co zostawi, a co weźmie ze sobą…”. Trzeba go było siłą oderwać od przeliczania i kontemplacji majątku, jakiego dorobił się w Sodomie.
Wzięli go pod pachy i wyciągnęli. W ostatniej chwili! Ostatecznie zrezygnował i poddał się Bogu, który ratował go od śmierci. Dał Mu się wyprowadzić. Ile jednak jego serca zostało w Sodomie? Pan musiał to widzieć, skoro powiedział do niego: „Ratuj swoje życie! Nie spoglądaj za siebie, nie zatrzymuj się nigdzie na równinie, uciekaj w góry…” (w. 17).
Bóg nie czeka, aż człowiek będzie w pełni gotowy, by porzucić swój grzech
To jedno z pierwszych objawień Boga, który w swoim miłosierdziu nie czeka, aż człowiek będzie w pełni, w stu procentach gotowy, by porzucić to, co go zabija – swój grzech i niewolę. Gdyby Pan czekał na taką naszą radykalną wewnętrzną dyspozycję – czy by się w ogóle kiedykolwiek doczekał? On jednak wybiega naprzeciw synowi, który wraca do domu wcale jeszcze nie na wrócony, ale po prostu z głodu, i dopiero swoją miłością ośmiela go do wiary w możliwość odbudowania poprzednich, prawdziwie rodzinnych relacji (zob. Łk 15).
Bóg jest radykalnie po stronie człowieka – nie prześlepi w nim żadnego, nawet najmniejszego odruchu dobra, byle tylko rozstrzygnąć na jego korzyść.
Kiedy Lot wyszedł z Sodomy, „Bóg spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia” (w. 24). Koniec miłosierdzia? Słuszna i sprawiedliwa kara? Tradycja żydowska jest tu bardzo dociekliwa i przenikliwa – pyta, czy ogień i siarka mogą spaść bezpośrednio z nieba? Czy od Boga może przyjść śmierć i zniszczenie? Tora Pardes Lauder mówi, że nie. Twierdzi, że Pan spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz (a więc znak błogosławieństwa i dobroci), a dopiero w zetknięciu się z niegodziwością obu tych miast ów deszcz stał się siarką i ogniem…
To tak, jak podczas Ostatniej Wieczerzy: Jezus podał Judaszowi chleb. Kiedy jednak Judasz go spożył, „wszedł w niego szatan” (J 13, 27). Najwyraźniej człowiek w danej chwili zdeterminowany ku złu może każde dobro obrócić w przekleństwo. To nie Jezus wydał Judasza na pastwę szatana. Jego gest (podanie chleba) był czystym gestem miłości. Jej odrzucenie uczyniło Judasza otwartym na działanie szatana. Możemy się jedynie domyśleć miary cierpienia Jezusa w tejże chwili…
Zdziwienie, które rodzi głębokie pytania
Od Księgi Rodzaju do Ewangelii Janowej – od pierwszej księgi Biblii po ostatnią – Bóg pokazuje nam nieprzerwanie to samo oblicze: Misericordiae Vultus. JESTEM! I zapraszam! „JA JESTEM” – usłyszał Mojżesz ze środka płonącego krzewu. Krzew płonął, lecz się nie spalał – tak że Mojżesz się dziwił. Zdziwienie to nie było wszak jedynie powierzchowną reakcją widza zaskoczonego „magiczną sztuczką”. Rodziło głębokie pytania.
Spotkanie z Tajemnicą kazało mu zdjąć sandały i pokłonić się w adoracji. Wtedy zaczął słyszeć odpowiedzi, które najwyraźniej nie miały na celu zaspokojenia jedynie jego ciekawości; budziły zaangażowanie i poczucie odpowiedzialności, przekształcały się w życiową misję i powołanie: „JA JESTEM posłał mnie do Was”. „JA JESTEM” – miał iść i ogłosić to imię Boga ludziom, którzy mieli wszelkie prawo myśleć, że „Boga nie ma”. Ludziom, którzy zostali w Egipcie zredukowani do roli niewolników, którzy widzieli swoje dzieci topione w Nilu, sami zaś zabijani byli nieludzką pracą. Sponiewierani bezczelnością zła, mieli prawo pytać: „Gdzie jest Bóg, skoro takie rzeczy się dzieją?!”; pozostawieni zaś długi czas bez odpowiedzi, mieli także prawo myśleć: „Boga nie ma!”.
Miał im powiedzieć – w Jego Imieniu – „JA JESTEM”! To musiało znaczyć tak naprawdę: „Ja jestem ZBAWICIELEM! Ja jestem mocny. Mocniejszy niż zło, którego doświadczacie”. Musiało znaczyć: „Nie bójcie się! Losy świata – i WASZE – są ciągle w moich rękach. Moje ramię nie jest za krótkie. Przekonacie się! Jestem w samym środku waszego życia – tu i teraz. Jestem z Wami”.
„JESTEM” – to nie teologiczna „łamigłówka”. To deklaracja miłości! I obietnica wyzwolenia: Paschy, Przymierza i drogi do ziemi Ojców.
Dlatego też została wypowiedziana ze środka krzewu, który płonie, ale się nie spala. Ze środka ZNAKU. Znak „mówił”: „Nie musicie się bać mojej obecności. Nie bójcie się tego, że JESTEM. Jestem Ogniem, który zapala, ale nie niszczy. Niczego w was nie zabiję, z niczego nie okradnę. Nie przychodzę, żeby zabierać. Jestem pełen szacunku dla każdego dobra, które w was jest; dla waszych decyzji, wyborów, wartości. Chcę was zapalić, ale nie inaczej, jak tylko szanując waszą wolność.
Bóg jest z nami w środku każdej zawieruchy
„JA JESTEM” – mówi Jezus, krocząc pewnej nocy po wzburzonych falach Jeziora Galilejskiego w stronę apostołów zmagających się w łodzi z „przeciwnym wiatrem”. „JA JESTEM. Nie bójcie się. JESTEM z wami – w samym środku szalejącej burzy i zawieruchy, jaką przeżywacie. Nie jestem »zjawą«. Jestem rzeczywisty i mocny. Jako Pan i Zbawca”.
Deklarację potwierdza ZNAKIEM: nie ucisza żywiołu, ale pozwala Piotrowi chodzić po wzburzonej wodzie. Tak właśnie, gdyż zbawienie dokonuje się w OSOBIE! Szalejąca wokół burza – każda (!) – wcześniej czy później ucichnie. Ale człowiek – w każdych warunkach – jest wezwany i uzdolniony przez Boga, by być większym od nich. To ważne. Zwykle bowiem przerzucamy odpowiedzialność poza siebie: na warunki, okoliczności, konteksty; podkreślamy wtedy znaczenie rozwiązań „strukturalnych” (prawa, organizacji itp.). Ewangelizacja natomiast zawsze zwraca się do osoby – ma służyć spotkaniu Osoby (Chrystusa) z osobą (moją, Twoją, każdego). „JA JESTEM!” – deklaruje Bóg: „JESTEM i zbawiam!”; „jestem” – deklaruje człowiek, otwierając się na zbawienie i stając się Jego apostołem.
Abp Grzegorz Ryś
Tekst jest fragmentem książki "Moc Słowa"
* * * *
Skomentuj artykuł