Poradnik pielgrzyma - Santiago de Compostela

Poradnik pielgrzyma - Santiago de Compostela
Poradnik pielgrzyma - Santiago de Compostela Wyd. WAM
Logo źródła: WAM Andrzej Kołaczkowski-Bochenek / Wyd. WAM

Dostałem list od czytelniczki mojej książki Nie idź tam człowieku.

W przyszłym roku wybieram się na Camino de San­tiago i chciałam skorzystać z Pana doświadczeń z Drogi i prosić o poradę.

Mam nadzieję na urlop ok. 20-24-dniowy. W tym cza­sie na pewno nie przejdę całego Camino, nie chcę sięści­gać, obawiam się o kolano (2 razy gips). Myślę o przejściu +/- 400 km.

Zdecydowałam się na Francés i zależy mi na przejściu ostatnich 100 km - oczywiście chodzi o kompostelkę (z róż­nych powodów jest to dla mnie ważne, jakkolwiek głupie by się to mogło wydawać osobie, która przeszła Camino i przeszła przemianę).

DEON.PL POLECA

Dylemat jest taki:

1.  iść 400 km do SdC - zacząć np. w Burgos i iść do końca;

ę bardziej turystyczny niż

pielgrzymkowy. Czuję, że to może nie będzie "To", ale wśród wielu trudnych do przedstawienia tu moich dziwnych motywacji do Camino jest chęć obcowania z przyrodą, archi­tekturą, historią - stąd chęć "wydłubania rodzynek z ciasta" i przejścia najciekawszych pod tym względem odcinków. Jestem bardzo ciekawa Pana opinii.

Oczywiście przeczytałam Pana książkę i wiem "Iść jest ważniejsze niż dojść" (...ale...). Dzięki niej szłam z Wami i było cudownie. Bardzo dziękuję za taką możliwość. Wspa­niale byłoby przejść całą trasę na własnych nogach i zoba­czyć to samo własnymi oczami i poczuć to własną duszą... Ale na razie przejście całej trasy jest niemożliwe, stąd taki pomysł na wybranie najciekawszych odcinków do pieszej wędrówki i przejechania autobusem pozostałych.

Czy to nie będzie jak profanacja Camino? Czy to od­bierze jej sens?

Sama czuję, że jest to nie fair - wobec... hmmm wobec Idei Pielgrzymowania (???) i może powinnam tego przeczu­cia się trzymać i wybrać wariant 1? No właśnie, takie bab­skie dylematy... więc będę wdzięczna za męskie spojrzenie doświadczonego pielgrzyma.

Jak pięknie byłoby móc napisać, że "po tym li­ście wpadłem na pomysł napisania poradnika". Ale się nie da. Nad poradnikiem właśnie już siedziałem, a pytania pani Aliny utwierdziły mnie tylko w tym, że warto i że to może się komuś naprawdę przydać. Bo jakież to typowe. Wszystkich nas ogranicza ur­lop, wszyscy mamy jakieś bóle, jak nie w kolanie, to w krzyżu, wszyscy chcielibyśmy przy okazji jak naj­więcej zobaczyć, a niemała część kandydatów na piel­grzymów zastanawia się, czy połączenie pielgrzymki z oglądaniem Hiszpanii nie jest wykrzywieniem idei pielgrzymowania. Zwłaszcza to ostatnie pytanie wy­dało mi się bardzo ważne, bo dotyczy samej istoty rzeczy - motywów. I akurat na to najważniejsze pyta­nie nie mogę odpowiedzieć.

"Idź swobodnie, dokąd chcesz, my bowiem nie chcemy nawracać nikogo wbrew jego woli".

Tak, według legendy, miał rzec Apostoł Jakub do niejakiego Hermogenesa, który wcześniej czarnoksięstwem i przemocą usiłował przeszkodzić mu w głoszeniu słowa Bożego. To poskutkowało i, zgod­nie z oczekiwaniami, Hermogenes nie tylko sam się nawrócił, ale z zapałem zajął się nawracaniem in­nych.

"Idź swobodnie, dokąd chcesz, my bowiem nie chcemy nawracać nikogo wbrew jego woli".

 

Dlatego pani Alinie odpisałem:

żna odebrać. Samo wejście na Camino jest sensem. Sama myśl o nim zmienia lub nastawia nas na zmiany. Można przyjść z Pampeluny piechotą do Burgos, zwiedzać katedrę, zachwycać się nią i nawet w niej pomodlić i ciągle być zwykłym turystą. Można też na tej sa­mej trasie pomóc sobie tu i ówdzie autobusem i mimo to pozostać pielgrzymem. Różnica prawie nieuchwytna - ten pierwszy przemieszczał się z Pampeluny do Burgos, ten drugi podążał drogąświętego Jakuba. I chociaż widzieli to samo, przeżywali to inaczej.

 

"Idź swobodnie, dokąd chcesz, ja bowiem nie chcę nawracać nikogo wbrew jego woli".

Więc czemu nie do Santiago de Compostela?

Powstanie tego miejsca to historia szczególna. Gdy na żądanie Żydów, zaniepokojonych sukcesami Jakuba w krzewieniu chrześcijaństwa, Herod kazał ściąć mu głowę, uczniowie Apostoła wykradli jego ciało i w pośpiechu wsiedli na statek, a że i tak nie wiedzieli dokąd płynąć, postanowili nie sterować, lecz powierzyć się Opatrzności. Wylądowali u brzegów Galicji, w której Apostoł nauczał, zanim powrócił do Palestyny. Tam położyli jego ciało na wielkim głazie. Głaz w cudowny sposób uformował się w sarkofag - dla uczniów ciężar nie do ruszenia. Zwrócili się więc do panującej tam królowej Lupy o woły do przeciągnięcia sarkofagu na cmentarz. Ta, zamiast wołów, dała im złośliwie parę najdzikszych byków w okolicy. Gdy tylko znalazły się one w pobliżu sarkofagu, sta­ły się łagodne jak baranki i zaciągnęły ciężar gdzie trzeba. Królowa Lupa nawróciła się i do końca życia spełniała dobre uczynki.

Działo się to wszystko w roku 43 lub 44. Potem na bez mała osiem wieków grób Apostoła popadł w zapomnienie. Ziemię, w której leżał, zajęli na kil­ka stuleci Maurowie. W roku 813 pustelnik Pelayo miał widzenie gwiazdy świecącej nad polem. W miej­scu, które wskazał, znaleziono szczątki świętego Jakuba i wokół jego grobu wybudowano katedrę. A miejsce nazwano Campus Stellae - Gwiezdne Pole. Santiago de Compostela - święty Jakub z Gwiezdne­go Pola. Od tego czasu miejsce to stało się obok Jero­zolimy i Rzymu najważniejszym celem pielgrzymek. Choć nie zawsze dobrowolnych. Często pielgrzymka zadawana była na pokutę, a nawet jako zamiennik kary za czyny kryminalne. Dziś narzekamy na tłok na Camino, ale w średniowieczu liczba pielgrzymów szła w miliony rocznie. Dla ich wygody powstawały mo­sty, jak do dziś zachowany w Puente la Reina, dla ich zaopatrzenia - miasta jak Pamplona (Pampeluna), dla ich obrony przed Maurami (i zwykłymi rzezimiesz­kami) templariusze stawiali zamki, jak właśnie ten odrestaurowany w Ponferrada. W ten sposób chrześ­cijanie z całej Europy przyczyniali się do rozwoju północnej Hiszpanii, a są historycy, którzy twierdzą, iż ten masowy ruch zatrzymał ekspansję Maurów na resztę Europy. Tam idziemy.

 

1.   Po co iść?

W biurze obsługi pielgrzymów w Saint Jean-Pied-de-Port, gdzie wydają tzw. credencial, czyli za­świadczenie, że się jest pielgrzymem, trzeba wypeł­nić ankietę. W niej punkt "cel wędrówki": religijny, duchowy, turystyczny. Najpóźniej w tym momencie trzeba się zastanowić, dlaczego wyruszyło się w tę podróż. Urzędnikom potrzebne to do statystyki (!?), nam do zajrzenia we własne motywy. Ten sam credencial dostanie ateista i bigot, ksiądz z Wilkowyj... i jego brat wójt, sportowiec, który chce pobić rekord przejścia i wdowiec, który chce przejść drogę z pa­mięcią ukochanej osoby.

Czy dojdą do celu tacy sami, jak wyszli? To jest tajemnica drogi. Ale najpierw trzeba ruszyć.

Tradycja nakazuje wyjść z domu. Załatwić wszystkie bieżące sprawy, spisać testament, pożegnać czule rodzinę i wyjść na czas nieokreślony. Ruszyć od drzwi. Pod wieczór szukać miejsca do spoczynku. Tak należy robić i tak robili nasi przodkowie, bez moż­liwości zamówienia miejsca w hotelu przez komór­kę. Inna sprawa, że możliwość przenocowania gdzieś w szopie była wtedy większa niż dzisiaj, świat był nieskomercjalizowany, a i obcy (jeśli nie w zbrojnej kupie) życzliwiej byli witani, już choćby jako nosiciele wieści. Dziś świat nieufnie przygląda się obcym. Nie dlatego, żeby ludzie byli gorsi, ale w dobie dobrze rozwinię­tej sieci hoteli, telefonów komórkowych i Internetu, ktoś, kto z tych udogodnień nie korzysta, budzi w nas podejrzenia, że z jakichś powodów społeczeństwo wykluczyło go ze wspólnoty. Nie wychodzimy z do­mu w wielką niewiadomą, lecz w dość uregulowany świat, ale tak inny od tego, w którym żyjemy, że mimo wszelkich udogodnień, pielgrzymka jest ciągle wiel­kim wyzwaniem.

Wysiłek fzyczny, to najmniejsze. Prawdziwym wyzwaniem jest to, że Camino redukuje nas do pod­stawowych potrzeb - jedzenia, wypoczynku, braku bólu. Droga odziera nas z ról, jakie pełnimy w naszym świecie. Na urlopie jesteśmy sobą w innym otoczeniu. Jesteśmy tak samo "ważni" jak w domu i codzienną konkurencję przenosimy na teren plaży czy gdzie tam właśnie wypoczywamy. Jeżeli w domu jesteśmy pre­zesem, to na urlopie jesteśmy "prezesem na urlopie". Kogoś takiego jak "prezes na pielgrzymce" nie ma. No... bywa, ale to wtedy jest śmieszne i żałosne. Kto na Camino chce pozostać "prezesem", nie zostanie pielgrzymem. Nie będziemy osądzani podług tego, co osiągnęliśmy, ale po naszym zachowaniu, nie po tym, czym się zajmujemy, ale kim jesteśmy. Nieważne stają się osiągnięcia i zasługi, ważne jest, czy potraf­my zobaczyć brata w zmęczonym, brudnym i pełnym bólu człowieku. To właśnie podnosi nas znowu do godności człowieka.

2.   Jak dojechać, jak wrócić?

Do Saint-Jean-Pied-de-Port jeździ trzy razy dziennie pociąg z Bayonne. Do Bayonne dostać się można albo pociągiem z Paryża, albo autobusem z Bilbao lub San Sebastián w Hiszpanii. Najtańsza komunikacja to autobus. Z Polski jedzie nawet jeden z Bartoszyc do Bilbao - koszt 500 PLN. Kto chce je­chać z rowerem, ten skazany jest w zasadzie na pociąg. Warto poszukać tanich połączeń kolejowych. Nieste­ty są one dostępne dopiero od granic Polski. Kto się swobodnie porusza w Internecie, ma szansę na zna­lezienie czegoś na stronie TGV-europe. Po skombinowaniu z liniami PKP może to być interesujący i niedrogi wariant podróży. Stanowczo natomiast od­radzam podróż samochodem w nadziei odstawienia go gdzieś w bezpieczne miejsce. Saint-Jean-Pied-de-Port jest malutkie i ciasne, parkingi są drogie (strze­żony, bezpieczny parking lub garaż od 10 € za dobę), a na ulicach wolnych miejsc mało. Gwarancja, że się sa­mochód znajdzie nieuszkodzony, jest bliska zeru. Poza tym, trzeba do tego samochodu wrócić. Idea - moim zdaniem - kompletnie pozbawiona sensu. Chyba że chce się po pielgrzymce pojeździć trochę turystycznie po Hiszpanii. Ale i tak rachunek ekonomiczny powie nam, że za koszt miesiąca bezpiecznego parkowania można sobie na tydzień wynająć samochód na miej­scu. Najlepiej jednak samolotem i jeżeli odpowied­nio wcześnie kupi się bilet do Bilbao, cena może być nawet poniżej 600 PLN. Trzeba tylko naprawdę wcześnie zaplanować i kupić bilet, przynajmniej czte­ry miesiące wcześniej.

Dobrze jest przyjechać do Saint-Jean-Pied-de-Port jak najwcześniej rano, aby mieć czas na zebranie się w drogę. W miasteczku kierujemy się tam, gdzie idą wszyscy przyjezdni, odbieramy credencial i już je­steśmy pielgrzymami.

Trudno natomiast o tani powrót. Cena przelotu z Santiago de Compostela do Polski to powyżej 300 €. Próby dojechania z Santiago autobusem do miejsca, skąd loty są tańsze, kończą się w zasadzie wydaniem podobnej kwoty na autobusy, jedzenie i ewentualny nocleg, gdy trzeba czekać na odlot samolotu. Przy tym warto poszukać połączeń u oferentów zagranicznych. Z ciekawości poszukałem sobie lotu z Santiago do Warszawy z siedmiodniowym zaledwie wyprzedze­niem - a więc drogiego. Polska wyszukiwarka wska­zała mi najtańszy lot za 3025,34 PLN, w niemieckiej ten sam lot kosztował wprawdzie zbliżone 730 €, ale za to znalazłem aż osiem połączeń od 345 € do 466 €. W dobie kart kredytowych żaden problem i wybór narzuca się sam.

Andrzej Kołaczkowski-Bochenek, Poradnik pielgrzyma - Santiago de Compostela, Wydawnictwo WAM 2010

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Poradnik pielgrzyma - Santiago de Compostela
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.