O cywilizacji samotności i desperacji

O cywilizacji samotności i desperacji
(fot. flickr.com)
Damian Stec

"Kobieto puchu marny" pisał Mickiewicz, zapewne jednak gdyby dziś powstał z grobu i włączył TV, szybko porażony zawałem powróciłby do miejsca wiecznego spoczynku. Anorektyczne szkielety, na które naciągnięto spaloną promieniami UV skórę, straszą niczym postacie tańczące danse macabre na obrazach Hansa Holbeina.

Płeć piękna spędza tysiące godzin przed lustrem, katując się w najwymyślniejsze sposoby. Kiedyś odbierałem koleżankę od kosmetyczki, na stole leżał skórzany futerał z tysiącami przedziwnych żelaznych narzędzi, których nie powstydziliby się adepci sławnej szkoły "mistrzów małomównych" w Bieczu. Do tego drakońskie diety, operacje plastyczne, wizyty u fryzjerów, ortodontów, wizażystów. I po co to wszystko? Aby złapać w swe sidła faceta, odegnać wizję samotności. Samotności, która w dzisiejszych czasach rozzuchwaliła się do tego stopnia, iż atakuje nawet w tłumie. Wydaje się nawet że szczególnie upodobała sobie to miejsce. Ta bestia nie ma względu na osoby. Determinuje i degeneruje. Boimy się jej, a jednocześnie dążymy do niej, niczym przysłowiowe ćmy do ognia. A przecież nie da się żyć bez innych ludzi, dlatego szukamy substytutów.

Starsze pokolenie wyrzuca nam spędzanie długich godzin przed komputerami. A jednocześnie wielu rodziców blokuje swoje dzieci. Nie pozwalając im wyjść na podwórko bez nadzoru, bo "coś złego może im się przytrafić", tak naprawdę wyrządzają im jeszcze większą krzywdę. Pozbawiają swoje pociechy dzieciństwa, które sami mieli. Zamiast trzepaków, boisk, rzek, lasów, Indian, "policjantów i złodziei" i wieloletnich przyjaźni wolą im dać telewizor, czy komputer. W taki sposób miliony dzieci na całym świecie zostało uwięzione w wirtualnym świecie, tworząc sobie substytut drugiego człowieka w postaci spotykanych avatarów innych graczy. Całe bogactwo kontaktów z innymi ludźmi zostało przeniesione na serwery. Ma to wiele zalet: nauka języków obcych, poznawanie ludzi z całego świata a nawet tworzenie pewnych więzi, ale na pewno nie są to światy dla dziecka bezpieczniejsze od rzeczywistego.

DEON.PL POLECA

U kolegi na serwerze w WOW-ie jeden dzieciak nie wytrzymał psychicznie "farmienia" i odebrał sobie życie (w świecie jak najbardziej rzeczywistym). Oczywiście jego znajomi oddali mu wirtualny hołd. Przywdziali czarne zbroje i spotkali się w  cmentarnej lokacji, upamiętniając go minutą ciszy na komunikatorach. Niestety relacje wirtualne są często dla dzieci jedyną możliwością kontaktu z innymi ludźmi, zwłaszcza w rodzinach 2+1 , gdzie rodzice non-stop pracują, sami nie mając czasu na budowanie relacji z innymi ludźmi. Dawniej gracze byli kojarzeni raczej z dziećmi, dziś mają już strukturę pokoleniową, a określenia "no-life", czy "nerd"  nie trzeba nikomu tłumaczyć.

Użyłem tytułu cywilizacja samotności, choć chyba trafniejszy byłby "cywilizacja osamotnienia". Samotność jest rzeczą naturalną, każdy jej potrzebuje dla utrzymania zdrowia psychicznego. Jest nieodłączną częścią naszego "ja". Problem zaczyna się wtedy gdy doświadczamy permanentnego stanu osamotnienia, prowadzącego do wielu patologii, w tym do depresji. Wydaje się mieć z tym związek konsumpcyjne nastawienie naszej cywilizacji, tak potępiane przez Fromma. Nie mam tu na myśli sfery przedmiotów, ale to że relacje człowiek-przedmiot przenosimy na relację człowiek-człowiek. Widać to doskonale w lustrze naszej kultury, jakim jest język. Coraz częściej mówimy: "Mam nową dziewczynę/chłopaka - zamiast: "jestem z…", "jestem w związku…". Nie mówiąc już o słowach typu: "Kocham Y", które właściwie nie przechodzą nam publicznie przez gardło. Traktujemy drugą osobę jako przedmiot, który się posiada, a nie jako równego sobie człowieka, z którym nawiązujemy jakąś partnerską relację. W dodatku oderwaliśmy "mienie" drugiej osoby od uczucia.

Wytworem naszych czasów są osoby, które tak bardzo boją się samotności, że ledwie zakończą jeden związek (czy raczej jeden akt własności), a już w ciągu 2-3 dni zawiązują nową "umowę". Przypomina to stosunek dziecka do starej zabawki, która już mu się znudziła, więc kupuje nową. Nie wierzę, że te relacje oparte są na prawdziwym uczuciu. Oczywiście dopuszczam wyjątki, ale jeśli ta rotacja jest matematyczną wręcz stałą? Mam pewne wątpliwości… Choć może się mylę i ten rodzaj praktyki wynika jedynie z niezwykłej oszczędności czasu (nie trzeba przeprowadzać zmian w statusie na Facebooku). Niemniej tę tendencję uznaję za kolejny substytut głębszej relacji, prawdziwej miłości. Prawdopodobnie w tym momencie zostanę wyśmiany jako "niepoprawny idealista", no cóż…

Dobrzy ludzie często przestrzegali mnie przed "piciem do lusterka", w moim wypadku rada wydaje się być całkiem słuszna, połączenie alkoholu z widokiem mojej twarzy mogłoby zaowocować solidnym pawiem. Wiele osób zetknęło się jak sądzę z podobnym problemem, a że ludzkość jest niezwykle kreatywna udało się złamać i tę przeszkodę. Stworzono kolejny substytut relacji, pozwalający nie wychodząc z domu (i nie zapraszając doń znajomych) "walić wódę" w towarzystwie. Mowa oczywiście o alko-czacie. Metoda niezwykle prosta. Chcę się "nawalić", a nie ma z kim. Więc szukam innych ludzi w sieci, którzy mają podobny problem. A potem włączmy kamerki i chlejemy bez ograniczeń. Przy okazji możemy poznać wielu ciekawych ludzi z całego świata.

Oczywiście alkohol jak i inne używki mogą być substytutem także same w sobie. Dla wszystkich nieśmiałych są "ośmielaczem", dla smutnych "rozweselaczem". Wyłączają korę mózgową, zostawiając czyste emocje. Ile namiętności jest w ludziach którzy sobie podpiją, jak piękne są po nim kobiety! (prawdę mówiąc nie znam drugiego punktu widzenia). Photoshop w swej technologii jest lata świetlne za flaszką żołądkowej.

Jak już przy alkoholu jesteśmy, to tylko o krok do imprez. Krakowskie kluby tętnią życiem. Czy ludzie wewnątrz są samotni? Oczywiście w większości nie. Ale czasem spotykam się tam z sytuacjami, które budzą moje wątpliwości. Tak np. pewnego dnia, kiedy byłem w Carpe ze znajomym i jego koleżankami, wyszedłem na chwilę przed drzwi wejściowe - stały punkt zbiórek palaczy - żeby zadzwonić. Ledwie skończyłem rozmowę, podeszła do mnie dziewczyna pytając mnie o ogień, a następnie dość płynnie przechodząc w opowiadanie swojej historii o chłopaku, który jest beznadziejny, bo miał się z nią tutaj spotkać, spóźnił się godzinę, a po kolejnej wyszedł i zostawił ją samą. Z początku próbowałem go bronić, ale ponoć nie było to jego pierwsze takie zagranie. Chyba faktycznie był straszną łajzą. Zresztą to tylko jeden z wielu przykładów smutnego rozkładu ludzkości.

W krakowskich podziemiach nietrudno natknąć się na kobiety "klejące się dp obcych facetów". Oczywiście nie mówię tu o zwykłej chęci poznania, czy zabawie, bo to rzecz normalna. Myślę że bywalcy klubów wiedzą co mam na myśli. Wiele osób tego typu sytuacje wykpiwa, we mnie budzą jedynie smutek. Bo są to jedynie desperackie próby odegnania samotności, z którą nie potrafią sobie te osoby poradzić.

Na zakończeni zapewne powinienem wysnuć wnioski i podać jakieś złote reguły. Udzielić porad godnych mędrca. Ale one chyba po prostu nie istnieją. Uodporniliśmy się na ospę, dżumę i tysiące innych chorób. Być może nasz system obronny znajdzie również jakąś metodę na walkę z osamotnieniem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O cywilizacji samotności i desperacji
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.