O ocenianiu. Nie daj się zaszufladkować!

O ocenianiu. Nie daj się zaszufladkować!
Z ogromną trudnością przychodzi nam samodzielne myślenie w oderwaniu od cudzych wpływów, od cudzych komentarzy (fot. Akira Ikari / flickr.com)
Bernd Latour / slo

Co mogą nam "wyrządzić" komentarze innych na nasz temat? Po wnikliwym rozważeniu faktu, że ludzie oceniają się wzajem bardzo różnie, wiemy, że tak właśnie jest. Oczywiście wiedzieliśmy o tym już wcześniej. Ale dlaczego tak jest i przede wszystkim, co z tego wynika?

Przykład jeżozwierzy Schopenhauera przekonał nas co do tego, że nie sposób zapewnić sobie koniecznego do przeżycia ciepła bez narażenia się na kontakt z kolcami naszych pobratymców. Załóżmy, iż kolce niektórych jeżozwierzy zawierają pewien trujący płyn, który sprawia, że ukłute nimi zwierzę przez jakiś czas czuje się niedobrze. Czasem dłużej, innym razem niezbyt długo. Niektóre jeżozwierze w ogóle nie dostrzegają żadnej zmiany, u innych natomiast rany zaczynają ropieć i w ogóle się nie goją. A że te zwierzęta symbolizują nas, ludzi, również ich trujące kolce mają swoje odpowiedniki w naszym ludzkim świecie. Czym są te odpowiedniki, nietrudno odgadnąć.

To raniące komentarze naszego otoczenia, z którymi musimy się jakoś uporać każdego dnia. Oczywiście w naszym codziennym byciu razem-ze-sobą istnieje także dostatecznie dużo komentarzy pozytywnych, takich, które nas nie ranią, a nawet wręcz przeciwnie: budują nas i sprawiają, że czujemy się świetnie. Jednakże dla takich komentarzy w opowieści Schopenhauera nie ma miejsca. Ale pozostańmy jeszcze przez chwilę przy pierwszym z dwóch wspomnianych wariantów, przy raniących komentarzach. Posłużę się tu dwoma przykładami z "Dzikiego pokoju" Aarona Kipnisa i Elizabeth Herron. Książka, z której cytuję, traktuje o przeprowadzonej przez dwóch psychoterapeutów w mieszanej grupie próbie wszczęcia "negocjacji rozbrojeniowych" wpisanej w kontekst "wojny płci". Na jednym z takich spotkań terapeutycznych, zorganizowanym w Kalifornijskim Parku Narodowym na łonie natury, kobiety i mężczyźni opowiadają o lękach przed płcią przeciwną.

DEON.PL POLECA

"Wtedy powiedziałam [Elizabeth Herron]: Gdy przebywam w towarzystwie mężczyzn, boję się, że zrobię coś źle lub powiem coś niewłaściwego. Mam wrażenie, że gdy jestem z wami, muszę bardzo uważać, zwłaszcza gdy pełnię funkcje kierownicze. Często wydaje mi się, że jeśli źle się wyrażę, będziecie mnie uważać za głupie gęś".
"Powiedziałem [Aaron Kipnis]: Najbardziej boję się tego, że kobiety spostrzegają mnie jako kogoś gorszego. W towarzystwie mężczyzn mogę popełniać błędy, bo wszyscy rozumieją, że każdy ma swoje granice. Z kobietami jest inaczej. Boję się, że oczekują ode mnie rzeczy niemożliwych i że gdy zawiodę, nie wybaczą mi i będę się musiał wstydzić".

Z przytoczonych fragmentów wynika, że obu stronom nie jest obojętne, w jaki sposób ich zachowanie jest komentowane przez przedstawicieli przeciwnej płci. W ich wypowiedziach zawarte jest wyobrażenie, że określone własne lub cudze komentarze (głupia gęś, kompleks niższości, zawiedzenie) wywołują lęk. Stają się groźne, a tym, czemu zagrażają, jest poczucie własnej wartości zaszufladkowanej w ten sposób osoby, a wraz z tym jej tożsamości. Prawdopodobnie każdy z nas kiedyś tego doświadczył. A mimo to owo doświadczenie nie jest czymś oczywistym.

Obraz własnej osoby, który nosimy w sobie i od którego w dużej mierze zależy to, jak "czujemy się we własnej skórze", powstał w znacznym stopniu pod wpływem opinii innych ludzi na nasz temat (opinii rodziców, nauczycieli, przyjaciół i przyjaciółek) i jest od nich zależny. Nie tylko musimy się z tymi ludźmi jakoś ułożyć, lecz w pewnym sensie musimy również myśleć tak jak oni. Musimy się przynajmniej "rozprawić" z wyobrażeniami innych, zwłaszcza jeśli dotyczą one nas samych. W każdym razie w przypadku, gdy mamy do czynienia z "ważnymi innymi", jak ich nazwał amerykański filozof społeczny George Herbert Mead.

Z ogromną trudnością przychodzi nam samodzielne myślenie w oderwaniu od cudzych wpływów, od cudzych komentarzy. I w gruncie rzeczy nie wiadomo nawet, czy powinno to być w ogóle naszym celem. Gdybyśmy bowiem nie mogli nawzajem wpływać na nasze myślenie, nie mogłoby też dojść do zawarcia kompromisu, którego potrzebuje każde społeczeństwo, aby przetrwać. Jakkolwiek nieprzyjemny, czasami nawet nieznośny, jest dla nas stan bycia "zależnym mentalnie" od innych, stan bycia wystawionym na pastwę częściowo szkodliwych wpływów innych ludzi, musimy się z tym pogodzić, nie możemy tego zmienić. A poza tym jest to rzecz opierająca się na wzajemności...

Porównania, jeśli są trafne, wyjaśniają coś, czego przedtem być może nie dostrzeżono. Przykładem może być porównanie ludzi do jeżozwierzy. Jednakże każde porównanie ma swoje granice. Kolczaste zwierzęta nie mają wyboru: muszą się nawzajem ranić i nie mają żadnego wpływu na to, co może wyrządzić ukłucie kolcem jednego z pobratymców. My ludzie możemy natomiast tak się wyćwiczyć, że cudze kolce będą mogły co najwyżej zadrasnąć nam skórę, jednakże nie zranią nas poważnie. "Sknera" postępował intuicyjnie właściwie, w zgodzie z sobą samym i poczuciem własnej wartości. Spotykał się raz w tygodniu w saunie z przyjaciółmi, którzy neutralizowali przylepioną mu etykietkę "sknery", a przynajmniej osłabiali jej wydźwięk. Jego żona spotykała się zresztą o tej samej porze w kręgielni z przyjaciółkami, które utwierdzały ją w przekonaniu, że nie powinna rezygnować z prób zmienienia męża po swojej myśli. Na tym właśnie polega funkcja, jak mówią Anglicy, "peer groups".

Więcej w książce: Sztuka komunikacji - Bernd Latour

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

O ocenianiu. Nie daj się zaszufladkować!
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.