Poświęcasz się? Na końcu czeka cię zapewne depresja
Poświęcenie jest pewnym nakazem społecznym. Poświęcasz coś, co jest dla ciebie ważne, debetując się na poziomie zasobów i emocji, obniżasz własną energię. Robisz coś własnym kosztem, nie bacząc na to, ile tracisz. Poświęcasz się do zera, do dna albo nawet poniżej tego dna. Czy naprawdę warto? - pyta dr Monika Wasilewska w książce "Jak być szczęśliwym dorosłym bez szczęśliwego dzieciństwa".
Monika Szubrycht: Lubimy się poświęcać, szczególnie my, kobiety?
Monika Wasilewska: - Istnieje metaprzekaz dotyczący poświęcania się w ogóle. Przykładem tego może być poświęcanie się kobiety w roli matki po to, by wychować dziecko. O kimś takim można powiedzieć: typowa matka Polka. Taka kobieta poświęca się też dla męża, domu, starzejących się i potrzebujących opieki rodziców. Nie ma innego wyjścia, nawet jeżeli rodzice są w takim stanie, że lepszy byłby dla nich pobyt w ośrodku opieki społecznej czy innej instytucji zapewniającej poza zwykłą opieką również fachową pomoc medyczną. Poświęcająca się osoba nie podejmuje takiej decyzji, gdyż boi się, jak zostanie oceniona przez innych. „Co ludzie powiedzą?” staje się ważnym argumentem w procesie podejmowania decyzji. Równie ważnym elementem decyzyjnym jest przekaz nakazujący poświęcenie się dla innych, rezygnację na dłuższy czas z ważnych dla siebie spraw.
Dlaczego tak się dzieje?
- Poświęcenie jest pewnym nakazem społecznym. W moim odczuciu jest w nim dużo toksyczności: kojarzy mi się z barankiem ofiarnym składanym na ołtarzu w imię jakichś wyimaginowanych bądź narzuconych przez innych celów. Poświęcasz coś, co jest dla ciebie ważne, debetując się na poziomie zasobów i emocji, obniżasz własną energię. Robisz coś własnym kosztem, nie bacząc na to, ile tracisz. Poświęcasz się do zera, do dna albo nawet poniżej tego dna. Czy naprawdę warto? Znacznie bardziej sensowne i konstruktywne byłoby zaangażowanie się. W każdej relacji musisz coś z siebie dawać, ale czy dawanie oznacza to samo co poświęcanie się? Czym się różni poświęcenie od zaangażowania?
Z perspektywy psychologicznej znacznie bardziej konstruktywne i sensowne wydaje mi się przeciwstawienie postawy zaangażowania postawie poświęcenia. Angażujesz się na tyle, na ile jesteś w stanie, chroniąc równocześnie poziom swoich zasobów, tak żeby nie utracić ich całkowicie. Poza tym wskazane byłoby stopniowanie swojego zaangażowania. Na przykład: w tym tygodniu angażuję się mniej w pomaganie dziecku czy w pomaganie mamie bądź mężowi, bo mam inne sprawy, które mnie wyczerpują. Kalkuluję, na ile wystarczy mi sił.
Poświęcenie kojarzy się z czymś, co frustruje, co pozbawia cię szansy na realizację własnych potrzeb, bo jest poświęcaniem się dla kogoś, w imię czegoś, choćby w imię idei. Myślę, że w Polsce gloryfikowane są osoby, które poświęciły się, na przykład oddając życie za ojczyznę. Również Kościół katolicki gloryfikuje swoich świętych, a były to najczęściej osoby, które też poświęcały wiele, żeby nie powiedzieć: wszystko.
Łącznie z życiem.
- Tak. Cierpieli i oddawali życie. To jest honorowane, ale może tworzyć niesłuszny schemat poznawczy, polegający na tym, że dojdziemy do wniosku, iż tak właśnie powinno być w naszym życiu. Tylko jeżeli będę się poświęcać, czyli deprywować swoje potrzeby, przestanę dbać o swoje zasoby, ciągle będę dawać bez opamiętania, to zasłużę na akceptację i nie zostanę odrzucona/ odrzucony przez bliskich, przez rodzinę, przez społeczeństwo. To mocno niekonstruktywne, bo jeżeli wyczerpując energię, utracimy nasze zasoby, to co nas czeka? Zapewne depresja.
Monika Wasilewska, Monika Szubrycht "Jak być szczęśliwym dorosłym bez szczęśliwego dzieciństwa" (Wyd. MANDO)
Znam bardzo wiele osób, które żyją w paradygmacie poświęcania się. Trafiają do psychologów czy psychiatrów z powodu utraty zasobów, właśnie z objawami depresji. Nie mają już siły na nic, nic ich nie cieszy, nic im się nie chce, nie mają ochoty wstać rano z łóżka. I ci wszyscy bliscy, dla których się poświęcali, patrzą na nich zdziwieni bądź zaskoczeni. Pracując z takimi pacjentami, pomagam im odzyskać siłę. Pomagam im, by stali się ludźmi w zdrowy sposób egoistycznymi, pomyśleli trochę o sobie i zadbali o siebie. Otoczenie, przyzwyczajone do tego, że dotychczas taka osoba robiła wszystko dla innych i kompletnie nie myślała o sobie, jest zaskoczone taką zmianą i często wysyła odrzucające czy krytyczne komunikaty. Trudno więc samemu wyjść z takiej sytuacji. Czasami pomocny jest terapeuta lub ktoś, kto cię wesprze i powie: „Co to za przyjaciel, który się obraża, gdy mówisz mu, że jesteś zmęczona i nie masz dziś siły słuchać o jego problemach?”, „Co to za mąż, który nie rozumie, że żona też ma prawo zrobić coś dla siebie i na przykład iść z koleżanką do kina?”. Zresztą problem poświęcania się, chociaż częstszy u kobiet, nie jest wyłącznie ich domeną. Bywa też tak, że mężczyźni są zaprzęgnięci do roli mężów wiecznie myślących o potrzebach swoich żon, pozbawieni prawa do realizacji siebie. Takie osoby, przychodząc na terapię, często potrzebują upewnienia ich w tym, że mają prawo mieć własne potrzeby, mają prawo zrobić coś dla siebie i że to nie jest złe.
Z pewnością wielu Polaków nie wie, że przyczyną ich złego nastroju czy niskiej satysfakcji z życia jest poświęcanie się, bo przecież nie zawsze musi to być depresja. Pacjenci mówią: „Źle mi w życiu, ale już się przyzwyczaiłam do tego, że mi źle, że inaczej nie może być”.
* * * *
Skomentuj artykuł