Z poradnika samotnika
Nie jest dobrze, by człowiek był sam. Przyznał to na początku sam Pan Bóg, gdy pochylał się nad najbardziej udanym ze stworzeń. Czyżby umyślnie ulepił nas z wadami?...
Samotni jesteśmy od chwili poczęcia i niejako z definicji, bo konsekwentnie pojedynczy, indywidualni i jedyni w swoim rodzaju. Nawet greckie mity, choć od wieków przekonują, że stworzeni zostaliśmy parami i gdzieś tam po szerokim świecie błąka się bliźniacza dusza, są marną pociechą. Badania dowiodły (niech będzie trochę naukowo), że ci, którym udało się odnaleźć brakującą połowę, również znają gorzki smak samotności. Stąd samotność w małżeństwie, w rodzinie, w szkole, w przyjaźni... Przyszliśmy na świat samotni i umieramy samotni - przekonują mądre sentencje, które nie potrzebują naukowych dowodów.
Problem w tym, że samotność - a na to są niezbite dowody - nie opuszcza nas ani na chwilę pomiędzy wspomnianymi antypodami istnienia. Przeciwnie, niczym wierna żona przysięgła nam miłość, wierność... oraz że nas nie opuści aż do śmierci. I pewnie dlatego, by uczciwie przypomnieć nam o lojalnej obecności, czasem ni stąd ni zowąd daje pięścią prosto w nos, a zaskoczony człowiek oczy otwiera i oniemiałym spojrzeniem pyta: Za co? I nie może pojąć, że to tylko tak... profilaktycznie, ku pamięci. Bo co tu dużo ukrywać: większość populacji niczym Alicja w Krainie Czarów oczy rączętami zakrywa i szepcze zawzięcie: Nie ma cię potworze!
Cud niepamięci?
Istnieje tajemna więź między powolnością a pamięcią, między szybkością a zapomnieniem - zauważył Milan Kundera. Zilustrował to banalnym, ale niepozbawionym głębszego znaczenia przykładem. Oto idziemy ulicą i nagle próbujemy sobie przypomnieć coś ważnego, lecz wspomnienie nam umyka. Machinalnie zwalniamy kroku, a nawet stajemy w miejscu, by uchwycić znikający wątek myśli. Inaczej jest, gdy próbujemy zapomnieć o niemiłym przeżyciu: odruchowo przyspieszamy kroku, jakbyśmy fizycznie chcieli oddalić się od przykrego doświadczenia. Ta analogia dobrze wpisuje się w perypetie z samotnością.
To nie przypadek, że dopada nas wtedy, gdy jesteśmy zmuszeni zatrzymać się lub wyłączyć z wartkiego nurtu życia. O zmierzchu, gdy kontury rzeczy się zacierają, to nie sowa mądrości wylatuje na łowy (jak myślał pewien filozof), ale samotność bierze nas na celownik. I dopada dokładnie tam, gdzie ciemność zmusiła nas do zatrzymania: w zdrowiu lub w chorobie, w szczęściu lub w niedoli, w dzieciństwie lub w starości. Żaden okres życia nie jest od niej wolny. Nawet sen nie jest skuteczną ucieczką, bo śnimy tak jak żyjemy - samotnie.
Zatem konfrontacja z samotnością jest nieunikniona. Cud niepamięci jest skuteczny tylko przez chwilę, a jego owoce zawsze cierpkie. Im usilniej próbujemy zapomnieć, przyspieszając życiowy kołowrotek lub zagłuszając pozorną aktywnością, tym nieuniknione spotkanie z samotnością jest bardziej gwałtowne i bolesne. Lepiej zatem od razu dobrze się nastawić, by odważnie stawić czoło samotności. Przemyślni uczeni niczym włos podzielili ludzką zaradność w tym zakresie na czworo: znalezienie drugiego człowieka (ja - inni ludzie), życie wewnętrzne (ja - ja), odniesienie do Boga (ja - Bóg) oraz szukanie ukojenia w przyrodzie (ja - przyroda). Dobre rozróżnienie, bo porządkuje myśli w głowie i układa rzeczy w pewną całość. Niedobrze jednak, gdy potraktuje się je wybiórczo, preferując jedne sposoby, a lekceważąc inne.
Samotność vs. osamotnienie
Potoczne doświadczenie mówi, że samotność może być dobra lub zła, co dość dobrze przekłada się na znane rozróżnienie między samotnością a osamotnieniem. Dobra samotność kojarzy się z afirmacją życia, twórczością, rozwojem i dobrowolnym wyborem. To samotność pisarza, który w zaciszu pokoju tworzy dzieło życia. Lub samotność zakonnicy, po długim i pracowitym dniu klękającej do modlitwy, dzięki której odzyskuje siły oraz głębokie poczucie sensu życia i własnej misji. Samotność zła związana jest z zatrzymaniem lub wręcz regresją w rozwoju, depresją, biernością i poczuciem utraty kontroli nad własnym życiem. Taka jest samotność rozbitka życiowego, który stracił wszystko: żonę, rodzinę, przyjaciół, pracę itp. Podobna jest samotność statystycznego obywatela, który wieczorem zapada się w fotel przed telewizorem i na kilka godzin zapomina o całym świecie. Na marginesie: czyżby ten popularny sposób na samotność (ja - TV) umknął uwadze przemyślnych uczonych? W każdym razie wydaje się, że TV wyszła naprzeciw kłopotom samotnego człowieka i poprzez bogaty wybór kanałów/programów tematycznych (religijny, przyrodniczy itp.) świetnie wpisała się we wszystkie cztery wspomniane sposoby na samotność. Jedyny jej feler to to, że niewiele ma wspólnego z prawdziwą relacją z Bogiem, drugim człowiekiem, przyrodą czy samym sobą. To raczej rodzaj ich marnego placebo i kolejna odmiana cudu niepamięci.
Wróćmy do tematu. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by odkryć, że omówione oblicza samotności wcale się nie wykluczają wzajemnie, a wręcz przeciwnie, splatają się w najbardziej zaskakujący sposób w biografii nieomal każdego człowieka. Niejeden uznany pisarz zaczynał jako rozbitek życiowy, a i pobożnym zakonnicom bliższe sercu bywają perypetie serialowych bohaterów, niż ich własne, które należałoby omodlić w ramach wieczornego rachunku sumienia. Czarno-białe kategorie, tak użyteczne i wygodne w teoretycznych rozważaniach, w życiu zwykle ustępują odcieniom szarości. Dlatego trafniejsze jest stwierdzenie, że to nie samotność jest dobra czy zła, ale to, co z nią robimy. A znacznie bardziej praktyczny od sztywnych rozróżnień na samotność i osamotnienie (niejednego samotnika mogą wpędzić w jeszcze większe osamotnienie, bo obciążone dodatkowo poczuciem winy za brak inicjatywy) byłby np. poradnik w rodzaju: Jak osamotnienie przekształcić w samotność?
Z poradnika (o)samotnika
Nie podam tu żadnych prostych sposobów na samotność w rodzaju programu “Zrób to sam". Daleki jestem od rozwiązań typu: kup sobie psa, wyprowadzaj go często na łono przyrody, a przy okazji spotkasz innego miłośnika fauny i flory, który stanie ci się przyjacielem. Nie znaczy to wcale, że takie proste porady nie mogą okazać się skuteczne, wnosząc więcej radości w życie. Raczej chodzi mi o to, że każdy wezwany jest do stworzenia własnego, oryginalnego sposobu na samotność. Bo życie każdego z nas to niepowtarzalne okoliczności, ludzie i miejsca, które świetnie nadają się na nowy rozdział lub epizod naszej własnej książki pt. Ileś tam lat samotności. Może nie będzie ona tak poczytna jak Sto lat samotności, ale na pewno zainteresuje Tego, który samotność wpisał w ludzkie istnienie.
Skomentuj artykuł