Zatrzymać znów ziemię, a ruszyć słońce. O charyzmatach słów kilka
Przeglądając internetowe materiały nietrudno trafić na różne wypowiedzi chrześcijan, w tym katolików, którzy opowiadają o świadectwach Bożego działania w ich życiu. Wiele z nich to cenne historie, które pozwalają zadać sobie pytanie: jak ja doświadczam Boga? Jednak znaleźć można też takie, w których słyszy się nienaukowe twierdzenia, a których wartość duchowa jest nie tylko wątpliwa, lecz nawet szkodliwa.
Instagramowy świat zaskoczył mnie ostatnio dwoma takimi materiałami. Usłyszałem m.in. świadectwo o chłopcu „uzdrowionym” z autyzmu, czy modlitwę prowadzoną przez dziewczynę w intencji wypędzenia „duchów depresji i nerwicy”. W jednym i drugim materiale zainteresował mnie sposób postrzegania naszej rzeczywistości. Świat miałby być poligonem, w którym dwie siły – dobro i zło – rywalizują ze sobą, tocząc zacięty bój o życie człowieka. Warto jednak przyjrzeć się materiałom z bliska i dostrzec co jest z nimi 'nie tak'.
Historia chłopca „uzdrowionego” z autyzmu mówiła o tym, jak matka dziecka szukała przyczyn jego niecodziennego zachowania, co spowodowało, że trafiła do lekarki. Ta stwierdziła u malucha autyzm. Matka chłopca nie poprzestała jednak na tej diagnozie i wybrała się do drugiej doktorki, która przebadała dziecko, po czym powiedziała: „Pani syn nie ma autyzmu. Syn został przeklęty i ja bym zaleciła, aby pani poszła i poprosiła o odprawienie dziewięciu Mszy Świętych w intencji uzdrowienia dziecka”. W trakcie odprawiania zamówionych Eucharystii stan chłopca miał się poprawić. Co zatem jest nie tak z tym świadectwem – dla Boga nie ma przecież nic niemożliwego?
Problemów ze świadectwem jest wiele
Zwrócić uwagę należy, że autyzm nie jest chorobą, mówienie zaś o „uzdrowieniu” i określanie tego neuroatypowego postrzegania świata mianem choroby naraża na stygmatyzację osób ze spektrum autyzmu, które są licznie obecne wśród nas. Określenie „choroba psychiczna” jakie w materiale zastosowano – choć nie mówiąc tak wprost o autyzmie – jest krzywdzące. Także mówienie o tym, że Bóg pragnie uzdrawiać z tego, co dzisiejsza kultura uznaje często za niezmienne i nakazuje to zaakceptować, to nienaukowe stwierdzenia zastosowane w tym wątku. To nie „zły świat” i kultura uważają autyzm za niezmienny, nieuleczalny, ale ową niezmienność potwierdzają badania naukowców opublikowane w tak ważnych magazynach jak Science, czy Nature. Owszem, Bóg jest wszechmogący, może zatem zmienić to, czego w naszych oczach zmienić nie można. Kłopotem nie jest jednak sama zmiana zachowania chłopca, ale język, który został zastosowany w tym krótkim materiale.
Problemów jednak jest więcej. Także rada lekarki – która w moim odczuciu nie zachowała się etycznie i profesjonalnie sugerując możliwość „przekleństwa” – musi zostać uznana za myślenie magiczne. Zastanawia obraz Boga, jaki wspomniana doktorka nosiła w swoim sercu, skoro mogła pomyśleć, że niewinne dziecko mogłoby zostać „przeklęte” – opanowane jakimiś złymi mocami. Szukanie tak rozumianej duchowej przyczyny może być świadectwem jej niedojrzałej duchowości, która mogła i może skrzywdziła tego chłopca. Wiemy bowiem dzisiaj, że objawy autyzmu mogą w trakcie rozwoju się „wyciszać”, co nie oznacza, że osoba nie jest neuroatypowa. Kto weźmie odpowiedzialność za przyszłość tego dziecka? Kolejną trudnością jest zalecane przez doktorkę „lekarstwo”, jakim miałyby być Msze Święte. To sprawia, że Świętą Liturgię można by było potraktować jak zaklęcia, praktyki magiczne, których odpowiednia ilość i dobre wykonanie, miałoby przynieść określone rezultaty. Chcąc jednak spojrzeć życzliwym okiem na tę „lekarską poradę” zakładam, że doktorka miała na myśli rolę wiary w procesie leczenia.
Skąd te świadectwa?
Działające w Kościele współczesne ruchy charyzmatyczne słyną z dawania świadectw o uzdrowieniach, a także z samego posługiwania charyzmatem uzdrowienia – o którym mówi Pismo Święte i Kościół. Wiele z tych świadectw to cenne doświadczenia Bożego działania, które zapraszają do refleksji, a także podjęcia posługi w służbie siostrom i braciom. Zdarza się jednak często, że to także w tych środowiskach - jak w tym przypadku - powstają częściej takie materiały. Czy należy zatem zabronić takiej formy działania w Kościele? Absolutnie nie!
Warto jednak zadać sobie pytanie, jak możemy posługiwać charyzmatami i jak je rozumieć w naszym życiu. Jak przypomina Katechizm Kościoła Katolickiego - charyzmat to łaska szczególna; dar darmo dany przez Boga, ukierunkowany na łaskę uświęcenia i mający na celu dobro Kościoła. Kościół zachęca także do modlitwy za chorych. Jednak dla mnie sama modlitwa i posługa „charyzmatem uzdrawiania” niekoniecznie musi ograniczać się - i nie powinna - do modlitwy za cierpiących w celu ich cudownego uzdrowienia. Posługa charyzmatami mogłaby odnaleźć miejsce w naszych wspólnotach, w pracy, domu i pozostałych miejscach naszej codzienności. Polegać by mogła na trosce o drugiego człowieka, uważnym spojrzeniu, czułym spełnianiu swoich obowiązków, służbie w wolontariatach i akcjach społecznych, w których my chrześcijanie swoją postawą – charyzmatami – moglibyśmy świadczyć o miłości Boga i pozwalać Mu się w tę miłość przemieniać.
Co z wiarą?
Swoimi słowami nie chciałbym negować wartości wiary i modlitwy. Są one bardzo ważne, a cierpiącemu człowiekowi mogą dodać otuchy i wsparcia. Nie neguję również cudownego działania Boga, który troszczy się o wszystkich ludzi i na różne sposoby pragnie nas uzdrawiać. Zauważam jednak, że ten sam Bóg jest stwórcą naszego świata i jest obecny w nas i przez nas. Świat, a zatem prawa i zasady nauki, są Bożymi darami dla nas. Wiedza jaką mają inni, to także Boże charyzmaty, którymi Bóg obdarzył pewnych ludzi zapewniając im możliwość edukacji, bezpiecznych warunków życia, troski najbliższych, którą dziś dzielą się z nami wszystkimi.
Nie chciałbym tu także wrzucać wszystkich ruchów charyzmatycznych do jednego worka z napisem "zagrożenie", gdyż w działaniach ruchu można naprawdę znaleźć wiele pozytywnych wartości i korzyści. Przykładami mogą być tak prozaiczne rzeczy jak duchowa wspólnota, która towarzyszy nam w drodze, czy nawet zwykła przestrzeń modlitwy, która dla nas będzie stanowiła drogę do Boga. Jak wielu jest ludzi, tak też wiele jest dróg, którymi nas Bóg prowadzi. Jednak pewne ruchy, występujące choćby w USA, łączone z "duchowymi przebudzeniami” - według mnie – stanowić mogą pewne zagrożenie, kiedy ich członkowie starają się rozumieć Pismo Święte literalnie i odrzucają podstawowe założenia nauki, negując np. kształt ziemi, teorię ewolucji, czy odkrycia medycyny. Przeakcentowanie cudownego Bożego działania, może zacierać perspektywę codziennej relacji z Nim. Rozemocjonowane modlitwy uwielbienia prowadzić mogą do nadania światu jakichś paraduchowych właściwości, pomijając tym samym naturę, zaś uczestnikom spotkań grożą możliwością przypisania sobie jakichś cudownych, duchowych cech.
Kościół dziś zachęca do przybrania dwóch skrzydeł – wiary i rozumu. Warto z wiarą i troską prosić Boga o zdrowie w chorobach – jak depresja i nerwica, które nie mają przyczyn nadnaturalnych – i pomóc danej osobie w uzyskaniu dostępu do specjalisty, psychoterapii i leczenia farmakologicznego. Dobrze też byłoby, aby nie zabrakło naszej obecności i pomocy w tych trudnych momentach. Pozwólmy zatem „dziać się” Bogu w naszym świecie – Słońcu trwać nieruchomo, a Ziemi dalej się obracać.
Skomentuj artykuł