Drony nadleciały i dały do myślenia. Koniec utopijnego obrazu kraju wolnego od przemocy

Drony nadleciały i dały do myślenia. Koniec utopijnego obrazu kraju wolnego od przemocy
Zdjęcie ilustracyjne (Fot. depositphotos.com/pl)

Gdy nadchodzi chwila realnego zagrożenia widać, jak wiele idiotyzmów dezorganizowało naszą przestrzeń medialną ostatnich lat, jak wielu celebrytów, głupiutkich aktoreczek i fajansowych dziennikarzy przez lata brało udział w rozmywaniu zdrowych odruchów, tworząc utopijne obrazy kraju wolnego od przemocy. Wszystkie te „naukowczynie” gotowe pouczać nierozumnych, ci nowi intelektualiści, którym przyznano stopnie naukowe za reprodukowanie teorii wymyślonych na rozpasanych uniwersytetach amerykańskich. Ich gadanina również okazuje się mieć trzeciorzędne znaczenie wobec potrzeby jedności, identyfikacji interesu narodowego i oparcia się na tym, co daje ludziom siłę w czasach burzy.

„Wejdą, nie wejdą” – pytała piosenka z okresu stanu wojennego. Nalot dronów uzmysłowił nam chyba, że zagrożenie jest realne. Nie mi spekulować nt. prawdopodobieństwa wojny, ale 19 czy 21 dronów, które wleciały na teren Polski, z których 4 zostały strącone z zaangażowaniem F-16 i F-35, czyli najpoważniejszej broni lotniczej, jaką mamy do dyspozycji, nie napawa optymizmem.

DEON.PL POLECA

 

 

Co ostatecznie się liczy

Można odczuć, jak łatwo i niespodziewanie może dojść do dramatu. To poczucie pozwala dziś na weryfikację wielu decyzji, wypowiedzi czy trendów, które obserwujemy w ostatnich latach w kraju. W takim momencie widać, co naprawdę, ostatecznie się liczy, a co jest tylko pozorem, grą i iluzją tworzoną na doraźne potrzeby. W tym momencie jest to jeszcze lekcja darmowa.

Myślę najpierw o tej sporej grupie ludzi, głównie młodych, zatopionych w smartfonach, przerażonych myślą o ataku ze wschodu. Nikt ich na to nie przygotował. Spokojne życie miało być zagwarantowane. Jego celem – zostanie celebrytą, blogerem, influencerem-milionerem, który żyje w sieci i z sieci. Chyba, że ktoś nas zaatakuje. To samo z aktywistami, walczącymi o prawa, klimat i równość. Kiedy pojawia się realne zagrożenie, tematy te nagle znikają.

Okazuje się, że są ważniejsze sprawy. Bez załatwienia spraw podstawowych, bez szacunku dla zdrowego rozsądku, który nakazuje przygotować się na najgorsze, wszelkie demonstracje i aktywizm w imię rzekomo lepszego świata są jak pisanie palcem po wodzie. W przypadku konfliktu znikają w pierwszym dniu. I rozsypuje się domek z kart, nawet kredytowych. O prawach i obowiązkach należy bowiem mówić na jednym wydechu, a tego nie robiono.

Wygląda na to, że pokolenia pamiętające II Wojnę, ale też 1980 i 1989, przemilczały coś z przeszłości, albo mało kto chciał o tym słuchać. Po co zajmować się historią, skoro tyle ciekawego o swoich szafach mają do powiedzenia gwiazdy? Jednak byśmy mieli komfort zajmowania się byle czym, historia miała nam posłużyć za nauczycielkę. Bo w obliczu wojny, ważne okazuje się przygotowanie, jedność, wspólnota spraw świętych. A te ośmieszano przez lata. I jak skutecznie odwracano uwagę od rzeczy ważnych, którymi należy zajmować się już w młodym wieku.

DEON.PL POLECA


Sprawy fundamentalne są dla wszystkich

Wystarczy zobaczyć seriale dla młodzieży, które realizuje wiele stacji telewizyjnych. Banalne, infantylne problemy i sposoby myślenia, indoktrynacja i infantylizacja młodzieży, którą socjolodzy z powagą określają jako pokolenie X, Y, Z debatując, co jest ważne dla tych młodych ludzi. Sprawy fundamentalne są ważne dla wszystkich w każdym czasie.

Kiedy przyjdą podpalić dom, te wszystkie wyrafinowane idee okazują swą bezwartościowość. Widać wówczas gdzie naprawdę znajdują się w hierarchii egzystencji. Reality check, jak mawiają Amerykanie. Kto pamięta, jak systematycznie demontowano plan wzmocnienia obrony wschodniej granicy? Pewna starsza pani, należąca do elity wrażliwości, nakręciła stronniczy film, z którym jeździła po świecie. A ilu śmiało się z WOT? Jednak jeśli przyjdzie co do czego, to oprócz wojska skoncentrowanego na swoich zadaniach, jedynie Obrona Terytorialna będzie wiedziała jak reagować, na miarę skromnych możliwości, bo przecież nie dysponuje poważnym sprzętem bojowym. Albo ilu duchownych – autorytetów chrześcijańskiej ortodoksji, pouczało kibiców, że ich zachowania są niechrześcijańskie, a ich transparenty obrażają?

A ilu śmiało się z WOT-u?

No pewnie, tylko grzeczni chłopcy idą do nieba. Ale jeśli przyjdzie co do czego, to właśnie „kibole” nie zawahają się by pójść w kamasze. Moralne autorytety jedynie pouczają przed kamerami formatujących stacji, walcząc z uprzedzeniami, nacjonalizmem i otyłością. Reszta? Już planuje jak spieniężyć nieruchomości i kupić dom w Hiszpanii. Kochają Polskę i będą kochać, tyle że inteligentnie, z perspektywy Costa del Sol.

Gdy nadchodzi chwila realnego zagrożenia widać, jak wiele idiotyzmów dezorganizowało naszą przestrzeń medialną ostatnich lat, jak wielu celebrytów, głupiutkich aktoreczek i fajansowych dziennikarzy przez lata brało udział w rozmywaniu zdrowych odruchów, tworząc utopijne obrazy kraju wolnego od przemocy. Wszystkie te „naukowczynie” gotowe pouczać nierozumnych, ci nowi intelektualiści, którym przyznano stopnie naukowe za reprodukowanie teorii wymyślonych na rozpasanych uniwersytetach amerykańskich. Ich gadanina również okazuje się mieć trzeciorzędne znaczenie wobec potrzeby jedności, identyfikacji interesu narodowego i oparcia się na tym, co daje ludziom siłę w czasach burzy.

Śmiertelnie skłóceni i zdezorientowani patrzymy na skutki tych niefrasobliwych, a czasem pewnie przemyślanych działań. Wszakże fajna Polska, którą chcieli budować, lecz dla której nikt nie chciałby się poświęcić, zostałaby zmieciona dość szybko przez barbarzyńców czczących Stalina.

Jeszcze niedawno jeden bardzo ważny pajac groził wgnieceniem Putina w ziemię. Jednak kiedy zagrożona jest nasza przestrzeń powietrzna, nie słyszymy, że nie pozwolimy na to i każdy, kto nas zaatakuje spotka się z odwetem. Tak postępują kraje silne. My natomiast rozpoczynamy konsultacje, gratulując sobie „zdania egzaminu”. Chłopiec z sąsiedztwa rzuca kamieniami i wybija nam szyby w domu. No, duży chłopiec. Przyjmujemy to ze zrozumieniem i wstawiamy mocniejsze szyby. Nie chodzi naturalnie o to, by łatwo dać się sprowokować i bezmyślnie eskalować konflikt.

Jednak patrząc na prezencję rządu trudno jest sobie wyobrazić te garnitury i te garsonki w roli strategów i nieustraszonych obrońców kraju. Wszak do wczoraj byli zaabsorbowani skracaniem lekcji religii i ustawianiem wiatraków. Niewiele nauczyła nas historia. Może tego, że jak zwykle rację mają ci najbardziej pogardzani, bogoojczyźniani, strażnicy spraw podstawowych, którzy pamiętają.

ks. Andrzej Sarnacki SJ

Dr hab., prof. Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie.
Zajmuje się problematyką kultury i religii, a także duchowością i zarządzaniem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Drony nadleciały i dały do myślenia. Koniec utopijnego obrazu kraju wolnego od przemocy
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.