Jakim byłbyś człowiekiem, gdyby śmierć kończyła wszystko?
Wierzę, że życie trwa pomimo śmierci. I że wieczność nie zaczyna się dopiero po naszym odejściu z tego świata. Smak wieczności poznajemy już teraz, za każdym razem, gdy spoglądamy na życie oczyma Boga. Zbliżające się wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych przypomina mi, że wraz ze śmiercią, życie się nie kończy. Ale jeśli nawet śmierć byłaby dla mnie końcem wszystkiego, to mimo wszystko, chciałbym pozostać wierny Bogu do końca.
Wyznawcy starożytnych religii uważali, że tylko dusza żyje wiecznie, a hebrajczycy w ogóle nie oczekiwali, że będą istnieli po śmierci. Wiele fragmentów Starego Testamentu mówi jasno, że człowiek żyje tylko do śmierci i rzadko dłużej niż 80 lat. Psalmista modli się w godzinę trwogi i woła do Boga, który przygląda się, jak nędzny człowiek obraca się w proch. Wszyscy jak trawa schną i przemijają. Psalmista nie ma w związku z tym, żadnych pretensji. Uznaje, że tylko Bóg jest wieczny. Umierając oddaje mu cześć.
Natomiast my chrześcijanie wierzymy nie tylko w nieśmiertelność duszy, ale również w zmartwychwstanie ciała. Tę naszą wiarę w wieczne życie zapowiadały prorocze fragmenty Starego Testamentu: „nie pozostawisz mojej duszy w Szeolu, ani nie dopuścisz, by Twój wierny zaznał grobu” (Ps 16,10). Warto tu przypomnieć, że Szeol był krainą niebytu, pustką bez życia, gdzie trafiały martwe dusze. Nie był ani piekłem ani czyśćcem, jak niektórzy próbują tłumaczyć. Był synonimem niebytu.
Lęk przed niebytem inspirował zawsze artystów i teologów. Dante w „Boskiej komedii” roztacza fantastyczną wizję życia po śmierci, zaludnia piekło, czyściec i niebo. Wiele z tych obrazów przetrwało do dzisiaj i mają one wciąż wpływ na nasze wyobrażenia zaświatów. Dante to wielki prekursor współczesnych powieści typu fantasy lecz kiepski teolog.
Współcześni teolodzy zajmujący się eschatologią snują różne hipotezy. Jedni rozprawiają o duszach oczekujących w jakimś tajemniczym miejscu na nowe ciało, które otrzymają w jakimś nieokreślonym w czasie w dniu zmartwychwstania. Zdaniem innych, zmartwychwstanie jest wydarzeniem ponadczasowym, którego doświadcza umierający człowiek w momencie śmierci. Skąd oni to wiedzą? Jak prości ludzie mają się w tym wszystkim połapać?
Jestem przekonany, że każdy z nas potrzebuje perspektywy śmierci, perspektywy końca życia, swego rodzaju puenty, aby uczynić swoją historię życia fabułę mającą głęboki sens. Dopiero po śmierci możemy ocenić życie człowieka. Nie wcześniej. Mój znajomy podzielił się kiedyś ze mną swoją wizją umierania. Chciałby w godzinie śmierci otrzymać oklaski, a nawet zasłużyć na owacje na stojąco. To utwierdziłoby go w przekonaniu, że warto było żyć, że był pozytywną postacią w wartościowym filmie. Niestety na bis nie mógłby liczyć. Ze sceny życia schodzi się tylko raz.
Przez wiele lat bałem się śmierci. Pamiętam moją dziecięcą modlitwę – mogłem mieć wtedy zaledwie trzy lata – w której błagałem Boga, by w moim wypadku zrobił wyjątek i nie kazał mi umierać. W niektórych kulturach ludzie próbują zamaskować ten lęk, odczarować grozę śmierci. Śmieją się ze śmierci, jedzą torty w kształcie trumny, tańczą z kościotrupami. Takie zwyczaje znane są choćby w katolickim Meksyku. Jednak ciągłe uciekanie od poważnej refleksji o śmierci, pozbawia człowieka ważnej okazji do przemyślenia sensu własnego życia. Wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych jest dla katolika okazją, by zastanowił się nad tym, jak żyje i nadał swojemu życiu ponadczasowe znaczenie.
Odwiedzając cmentarz spowity jesienną mgłą pomyśl, co chciałbyś usłyszeć w mowie pożegnalnej na swoim własnym pogrzebie, jak chciałbyś być pamiętany, co napisałbyś na swoim nagrobku. Niektórzy nigdy się nad tym nie zastanawiali.
We włoskim sanktuarium „Mentorella” jest grota z kośćmi mnichów, którzy dokończyli tam swego żywota. Nad ich doczesnymi szczątkami umieszczona jest tabliczka z napisem: „byłem tym, kim ty jesteś, będziesz tym, kim ja się stałem”, czyli mówiąc wprost – pozostaną po tobie kości, które z czasem obrócą się w proch. Czy naprawdę jedynie kości? Czy nic więcej na tym świecie po sobie nie zostawimy?
Słynne łacińskie wezwanie „memento mori” (pamiętaj o śmierci), można też przetłumaczyć jako „nie zapomnij umrzeć”. I rzeczywiście, w dzisiejszym zabieganiu można tę ważną chwilę naszego życia przeoczyć. Choć Epikur twierdził, że śmierć nas nie dotyczy, bo tam gdzie jesteśmy nie ma śmierci, a tam gdzie jest śmierć nie ma nas, to jednak ma ona decydujący wpływ na nasze doczesne życie.
Perspektywa ostatecznej puenty ziemskiej wędrówki człowieka stoi przed każdym. Bez względu na to, czy ktoś wierzy w zmartwychwstanie ciał, czy nie. Wykorzystajmy dobrze ten jesienny czas zadumy nad tajemnicą życia i śmierci, bo kiedyś czas się dla nas skończy. Nieodwołalnie.


Skomentuj artykuł