Katechiści zamiast katechetów. Ta nowomowa mnie nie przekonuje
Gdy papież ustanowił posługę katechety, polscy katecheci poczuli się szczególnie docenieni, ale ich zadowolenie nie trwało długo. Dość szybko dowiedzieli się, że to nie oni zostaną posłani z posługą katechizowania, lecz "katechiści". Czyli ludzie do tej pory nieznani, a właściwie nieistniejący. Radość katechetów, że będą coś znaczyli rozwiała się, Przestaną istnieć, a ich miejsce zajmą wykreowani przy biurku "katechiści". Czyżby katecheci nie byli godni pełnienia takiej zaszczytnej funkcji?
Za czasów PRL-u Polo Cocta była polską podróbką Coca Coli, a milicjant był polskim, socjalistycznym policjantem. Teraz "katechetę", termin uświęcony długą tradycją, zastąpi "katechista". Czy bycie katechetą to za mało, by zasłużyć na oficjalną posługę w Kościele, że trzeba było wylansować nowe słowo? Czy samo słowo zmieni rzeczywistość? A może da poczucie awansu, gdy nic nieznaczący katecheta stanie się katechistą.
Zacznijmy od początku, gdy lekcje religii w szkole zaczęto nazywać potocznie katechezą, a osobę zatrudnioną jako nauczyciel religii - katechetą. To była ewidentna manipulacja mająca przekonać - nie wiem za bardzo kogo i po co - że do szkół wprowadzono katechizację. Nigdy jej nie wprowadzono, bo katecheza miała odbywać się w parafii pod kierunkiem katechety, który oczywiście mógł również być nauczycielem religii w szkole znajdującej się na terenie parafii. Nie wszyscy jednak nauczyciele religii angażowali się w posługę parafialną. Tym samym, ani w szkole ani poza szkołą nie byli katechetami.
Gdy przed dwudziestu laty ukazał się program nauczania katechezy, czyli tzw. "trzecia godzina religii w parafii", bo dwie były w szkole, księża nie podjęli tego wyzwania. Spytałem przed laty księży dlaczego tak się stało i otrzymałem bardzo konkretną (sic) odpowiedź: A kto będzie nam płacił? Szybko o tym pomyśle katechezy dla wszystkich klas zapomniano. Pozostała nauka religii w szkole, podczas której coraz częściej przemycano także formację sakramentalną.
Wielu naszym pasterzom umknęło, że szkoły nie zatrudniają katechetów, lecz nauczycieli religii. "Niech sobie piszą w dokumentach co chcą - mówił mi jeden ze współbraci zatrudniony w szkole. Mogę być na papierze nauczycielem religii, ale nikt mi nie zabroni w szkole katechizować". A jednak prawo kanoniczne jasno odróżnia nauczyciela religii od katechety. O katechiście nie ma w Kodeksie Prawa Kanonicznego ani słowa. Jeśli chcemy wprowadzać nowe słownictwo, czeka nas ponowne tłumaczenie wszystkich dokumentów kościelnych, które mówiły o roli katechety i roli nauczyciela religii. Tłumacze do roboty! Tylko po co? W obronie czego? Czy nie łatwiej przyznać się do błędu niż zmieniać język wprowadzając obce słowo do słownika? Tak, popełniliśmy błąd nazywając nauczycieli religii katechetami, a lekcje religii katechezą! Odkręćmy to, bo katecheci, ci prawdziwi i zaangażowani, to ludzie posłani do głoszenia zbawienia w Chrystusie, zarówno duchowni jak i świeccy. Narobiliśmy sobie kłopotów. Zbieramy żniwa manipulacji. Również środowiska antykościelne uwierzyły nam, że prowadzimy w szkole katechizację, co wciąż obraca się przeciwko nam.
Jestem zwolennikiem obowiązkowych lekcji religii we wszystkich szkołach podstawowych i średnich; podkreślam: zwolennikiem obecności religii, a nie katechezy.
Papież Leon XIV zwrócił się niedawno do katechetów i katechetek. Siostra tłumacząca niedzielny Anioł Pański starała się dostosować słowa Ojca Świętego do obowiązującego w polskim Kościele słownictwa. Brzmiało to dość nieporadnie: Drodzy katecheci i katechetki, katechiści i katechistki…" Że też zdążyła z tą wyliczanką przed kolejnym zdaniem do przetłumaczenia. Do kogo więc mówił papież? Do katechetów i katechetek, czy do katechistów i katechistek?
Wiemy z historii, że słowa są w stanie zmienić postrzeganie rzeczywistości, ale manipulowanie nimi, nie zawsze kończy się dobrze.


Skomentuj artykuł