Co mi mówi Boże Narodzenie?

Co mi mówi Boże Narodzenie?
Fot. massonforstock/depositphotos.com

Od kiedy absolutnie zakochałam się w świętach Paschalnych Boże Narodzenie stało się dla mnie tymi “gorszymi” świętami, które poza komercją i klimacikiem niewiele wnoszą. No bo niby Bóg się rodzi. Ale ta liturgia świąteczna taka nieciekawa, wszyscy i tak skupiają się na rodzinie i jedzeniu.

W tym roku jest inaczej. Czuję, że to Narodzenie rzeczywiście daje mi światło na życie - bardzo konkretnie.

Bóg się rodzi

Każdy poród wiąże się z bólem i fizycznym cierpieniem - nie da się tego uniknąć. Pierwsze tygodnie z noworodkiem to wywrócenie świata do góry nogami i mało kto powie, że nie miał przy tym żadnych trudności.

DEON.PL POLECA

Bóg się rodzi. Nie teleportuje się do żłóbka magiczną czy nawet stwórczą siłą. Najpierw rośnie w Maryi przez dziewięć miesięcy, pewnie kopiąc ją z miłością po żebrach i pęcherzu, później krzyczy domagając się jedzenia.

A ja ciągle oczekuję, że Bóg w moim życiu po prostu się stanie, że nasza relacja będzie trwać i się pogłębiać bez wysiłku, bólu, potu i łez. Chociaż wiem, że jak zaniedbam relację z moim dzieckiem przez najbliższe lata, to w dorosłości nic z niej nie będzie, to od Boga oczekuję, żeby nasza relacja była żywa dzięki rekolekcjom na których byłam pięć lat temu - no bo teraz to wiadomo, nie ma czasu.

Nie było miejsca dla Ciebie

Nie sposób o tym nie myśleć w kontekście sytuacji na granicy naszego kraju. Ciąża była dla mnie bardzo trudna, jednak miałam komfort spędzania jej we własnym domu z wszelkimi potrzebnymi dobrami i lekarzem pod telefonem. Nie wyobrażam sobie w dziewiątym miesiącu ciąży przemierzać na osiołku i pieszo wielu kilometrów - często wyjście do sklepu to było dla mnie za dużo. Nie wyobrażam sobie też spędzania tego czasu w lesie, bez dachu nad głową.

Dziś patrząc na Maryję i Józefa szukających dla siebie miejsca, nie widzę już abstrakcyjnej historyjki ze szczęśliwym zakończeniem wśród uśmiechniętych zwierzątek hodowlanych muczących kolędy. Widzę cierpienie, samotność, niezrozumienie i pogardę. Słyszę “Słowo przyszło do ludzi, lecz oni Go nie przyjęli”.

Jezus przyszedł jako najmniejszy, by tym pozornie bez znaczenia przywrócić godność. A my 2 tys. lat później dalej tego nie rozumiemy i przy wigilijnym stole będziemy powtarzać za mieszkańcami Betlejem: “wasz brak domu, jedzenia, wasze umieranie to nie jest nasza sprawa”, a kilka godzin później pobożnie pójdziemy do kościoła z przekonaniem, że przeżywamy Święta i jesteśmy super chrześcijanami.

Klimat też się liczy

Kiedy zaczęłam wierzyć na serio, a przypadło to na nieszczęsny czas nastoletni, bardzo denerwowało mnie, że w Święta moja rodzina koncentruje się na stole, przygotowaniu domu, pieczeniu i gotowaniu. Wydawało mi się, że to umniejsza duchowemu wymiarowi tych dni.

Teraz patrzę na to inaczej. Widzę, że dla rodziców to była służba dla nas i bliskich im ludzi - pracowali, by był to wyjątkowy czas. Spotkania rodzinne też zmieniły dla mnie znaczenie. Przy tym stole tworzymy wspólnotę i nawet jeśli nie podejmujemy przy nim teologicznych tematów, to zbieramy się w imię Jezusa, z okazji Jego urodzin i możemy sobie przekazywać Jego - Miłość.

 

Katarzyna Łoboda – żona, matka, polonistka. Interesuje się kulturą popularną – szczególnie literaturą dla dzieci i młodzieży oraz muzyką. Ostatnio najwięcej czasu zajmuje jej nauka bycia mamą. Prowadzi stronę Janowskablog oraz Instagram.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Andrzej Zwoliński

Święto Bożego Narodzenia bardzo głęboko odcisnęło się w kulturze poszczególnych chrześcijańskich społeczeństw. W dawnej Polsce było nazywane Godami – na które oczekiwano jako na przyjście Oblubieńca. W Wigilię, niemal do północy, wszyscy domownicy przed wyjściem...

Skomentuj artykuł

Co mi mówi Boże Narodzenie?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.