Czy rzeczywiście jestem dziś wolna i trzeźwa?
Sierpień już od lat, a dokładnie od roku 1984, jest przeżywany w Kościele jako miesiąc trzeźwości. Czytałam kilka dni temu słowa przewodniczącego Zespołu KEP ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych, bpa Tadeusza Bronakowskiego (całość dostępna jest tutaj) i zatrzymał mnie szczególnie jeden akapit z apelu hierarchy.
„Alkoholizm, nikotynizm, narkomania, hazard, pornografia, uzależnienie od Internetu – to niektóre z długiej listy zniewoleń, jakich doświadczają Polacy, w tym wielu ludzi młodych. Nadal jednak największym, najgroźniejszym problemem jest nadużywanie alkoholu. Z bólem stwierdzamy, że jego spożycie stale rośnie. Badania od lat pokazują, że szkodliwe używanie alkoholu dotyczy prawie 20 proc. Polaków. Ta ogromna liczba nietrzeźwych rodaków niszczy swoje zdrowie fizyczne, psychiczne i duchowe”.
Trzeźwość to nie tylko niespożywanie alkoholu. Trzeźwość to także choćby umiejętne korzystanie z Internetu. To także niezagłuszanie swoich trosk i nieszukanie pocieszenia np. w pornografii. Dotknęły mnie słowa bpa Bronakowskiego, bo płynie z nich ogromna mądrość, a gdyby się tak zatrzymać i przyjrzeć własnemu życiu, może się okazać, że wcale nie chodzę dziś trzeźwy.
Życie w całkowitej trzeźwości jest trudne. Mamy wiele nieuporządkowanych przywiązań, jakby nazwał to św. Ignacy Loyola. Jedni od skrolowania Facebooka i nagrywania TikToków, inni od oglądania seriali, jeszcze inni od picia wina co wieczór na rozluźnienie. Można powiedzieć: ale to nie nałóg, czego się kobieto czepiasz? Nałóg może nie zawsze, ale czy czasem nie ma w naszym życiu takich przestrzeni, którymi się nie chwalimy, bo rodzi się w nas od razu wstyd? Czy pochwalę się swoim najbliższym, swojemu pracodawcy albo spowiednikowi ile czasu spędziłem dziś bezsensownie oglądając seriale, przeglądając rolki na Instagramie, albo czy powiem otwarcie ile i jak często piję alkohol? No właśnie… To, co czasem staramy się ukryć przed światem, jest tym, co wymaga w nas szczególnej troski.
Nie jest sztuką przestać pić i „w zamian” tłuc żonę i dzieci, żeby rozładować wewnętrzne napięcie. Nie jest też sztuką wylogować się z TikToka i wiele godzin spędzać na chodzeniu po galeriach handlowych. Sztuką jest się zatrzymać, nazwać swój brak, ból, problem i zrobić z nim coś konstruktywnego.
Siedziałam ostatnio w parku z przyjaciółką. Obok nas przysiadła się para, każdy wpatrzony w swój telefon. Spacerowali tak, bez słowa, każdy wpatrzony w ekran. Trwało to długo i było strasznie smutnym obrazkiem. Razem, ale całkowicie oddzieleni. Spacerujący, ale bez zauważenia piękna wokół. Fiksacja na ekranie telefonu była zbyt mocna. To tylko jeden obrazek, sami pewnie z własnego domu i sumienia, możemy wyciągnąć to, co nas zagłusza, do czego uciekamy w smutku, problemach, wewnętrznym napięciu. Można zatrzymać się na stwierdzeniu faktu, że – owszem – jest tak, że czasem czegoś nadużywam, ale nic z tym nie robić. Można też jednak inaczej.
Może by tak potraktować poważnie miesiąc trzeźwości i zatrzymać się nad swoim własnym stanem. Nazwać to, co nie do końca jest dla mnie dobre. Zobaczyć jaki brak chcę sobie tym zrekompensować. Porozmawiać o tym z kimś zaufanym. Popatrzeć co mogę robić inaczej, by być człowiekiem, choć odrobinę bardziej wolnym, bardziej trzeźwym. Nie jednak siłą piły, ciach i ręce przyklejone do smartfona są odcięte. Powoli, stopniowo, wprowadzając małe zmiany, bo duże… Cóż, nie oszukujmy się. Szybko zapał się skończy. Gdyby tak zobaczyć, że zamiast smartfonu sięgam po książkę leżącą obok. Gdyby zamiast wina na rozluźnienie, spacer albo bieg. Zamiast sięgania po używki, które nic nie dają poza chwilowym znieczuleniem, szukać małych, drobnych, ale w rzeczy samej – drogocennych – „zamienników” jak choćby modlitwa, spacer, rozmowa, zabawa z dzieckiem… Czy nie bylibyśmy bardziej szczęśliwi? Nie tylko dlatego, że bardziej trzeźwi, ale też dlatego, że zmiana nawyków rodzi szansę na głęboką zmianę serca. Warto spróbować, a sierpień – miesiąc trzeźwości – niech będzie dla nas ku temu okazją.
Skomentuj artykuł