Religijne skutki pandemii
Pandemia wpływa na niemal wszystkie sfery ludzkiego życia. Także na religię i wiarę. Skutki tego wpływu już odczuwamy w Kościele.
To już trwa dwa lata. Zrozumiały jest odczuwany przez wielu przesyt tematem. Zniecierpliwienie ciągłym brakiem stuprocentowo pewnych informacji na temat samej przyczyny, jak i metod zapobiegania. Huśtawka nastrojów, nadzieja, że to się wreszcie skończy i będziemy mogli wrócić do „normalnego życia”. Choć samo to sformułowanie niesie coraz więcej znaków zapytania. Przybywa tych, którzy uświadamiają sobie, że nie ma powrotu do sytuacji sprzed stycznia 2019 r., gdy pojawiły się pierwsze doniesienia o nowym koronawirusie.
Coraz wyraźniej widać, że pandemia - nawet jeśli tego nie chcemy - bardzo mocno wpływa nie tylko na naszą codzienność, ale także na nasze postawy wobec innych ludzi. Okazuje się czynnikiem weryfikującym podejście do informacji, do międzyludzkiej komunikacji, do sprawujących władzę. Także do wiedzy, do nauki, jako dziedziny pozwalającej zrozumieć otaczający świat i „czynić go sobie poddanym”. A nawet do religii, jako sfery wpływającej na postrzeganie otaczającej rzeczywistości i podejmowane decyzje. Staje się również sprawdzianem dla elementarnych pojęć, takich, jak miłość, wolność, solidarność.
Skłania do krańcowo różnych stanowisk i czasami skrajnie odmiennych oczekiwań wobec innych ludzi, prowadzących do nawet bardzo radykalnych rozstrzygnięć i postanowień. Na przykład takich, jak ogłoszony nieco ponad tydzień temu dekret, który wydał stojący na czele dwóch włoskich diecezji Teano-Calvi i Alife-Caiazzo w regionie Kampania bp Giacomo Cirulli. Znalazło się w tym dokumencie brzmiące wręcz drastycznie zdanie: „Zabraniam rozdawania Eucharystii przez nieszczepionych kapłanów, diakonów, zakonników i świeckich”.
Włoski biskup przytoczył w swym dekrecie słowa papieża Franciszka, który w sierpniu ubiegłego roku powiedział nie tylko, że zaszczepienie się szczepionkami zaaprobowanymi przez kompetentne władze jest aktem miłości. Stwierdził również, że aktem miłości do siebie samych, do rodziny i przyjaciół, miłości do wszystkich narodów, jest także przyczynienie się do tego, by większość osób się zaszczepiła.
W uzupełniającym biskupi dekret wyjaśnieniu można przeczytać, że zakaz rozdzielania Komunii świętej przez niezaszczepionych szafarzy potwierdza linię szacunku i ochrony życia, która w tym historycznym momencie stawia pod znakiem zapytania wybory każdego człowieka. Co więcej, jest to kolejny użyteczny środek przeciwdziałania rozprzestrzenianiu się wirusa wśród ludności i ochrony najsłabszych, nawet tych, „którzy mogą nie korzystać z zalet szczepień i niestety – o czym świadczy rosnąca liczba przypadków w szpitalach w całych Włoszech – cierpią z powodu szkód spowodowanych chorobą”.
Zaledwie kilka dni później pojawiła się informacja, że w Watykanie zaostrzono środki antypandemiczne, w tym bardzo mocno zaakcentowano konieczność szczepień. Nielicznym (podobno) niezaszczepionym pracownikom watykańskich instytucji dano czas do końca stycznia br. na przyjęcie preparatu. Po tym terminie nie będą mogli przyjść do pracy. Ich obecność zostanie uznana za nieusprawiedliwioną i nie otrzymają wynagrodzenia. Wyznaczono też szereg kar pieniężnych za nieprzestrzeganie innych obostrzeń związanych z epidemią. Jak podają media, tylko ze wzmocnionym tzw. Green Pass dla zaszczepionych i wyleczonych można wejść do Muzeów Watykańskich i rezydencji w Castel Gandolfo.
W tę linię reagowania na COVID-19 wpisuje się również opublikowana na początku stycznia br. w dzienniku „Avvenire” wypowiedź ks. Roberto Colombo, genetyka i członka Papieskiej Akademii Życia, który stwierdził, że prawidłowe noszenie maseczek podczas Mszy świętych „jest małą ofiarą, którą możemy złożyć na ołtarz jako ofiarę miłą Bogu dla dobra wszystkich Jego dzieci”.
Równocześnie w przytoczonymi wyżej wydarzeniami, z odwoływaniem się do wiary i Kościoła podejmowane są zupełnie inne w swej wymowie inicjatywy. Np. takie, jak zapowiadana na najbliższe dni w Austrii i we Francji krucjata różańcowa w intencji „zażegnania niebezpieczeństwa zaostrzenia reżimu sanitarnego”. Według medialnych doniesień organizatorzy tych publicznych modlitw głoszą, że wobec próby nadużycia władzy przez rządy jedyną skuteczną pomocą może być Królowa Różańca Świętego, która jest dla wiernych jak „w szyku obóz silny”. Modlitwa ma być za kraje, w których się odbywa, za Kościół, a także „za naszą wolność”.
Nie ma nic dziwnego w odwoływaniu się podczas sytuacji kryzysowych do religii, do wiary, do sfery sacrum. Jednak polaryzacja motywowanych religijnie postaw, działań i decyzji nie pozostaje bez dalekosiężnych efektów. Diakon Marcin Gajda napisał w mediach społecznościowych „Nie mam wątpliwości, że w Kościele Katolickim zaczynamy wyznawać różne religie”. Dodał, że to już nie jest kwestia różnych rytów, duchowości czy obrządków. „To kwestia zupełnie różnych obrazów Boga, świata, zbawienia itd. Przypisujemy odmienne znaczenia tym samym słowom i znakom” - wyjaśnił. Wiele wskazuje na to, że pandemia jest jednym z katalizatorów przyspieszających wspomniane zjawisko. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę. Gdy wreszcie zapanujemy nad koronawirusem, potrzebny będzie intensywny wewnątrzkościelny dialog „międzyreligijny”.
Skomentuj artykuł