"Straszenie piekłem to też jest przemoc i manipulacja". Ważne przesłanie Natalii Niemen
Wywiad, którego udzieliła Natalia Niemen "Wysokim Obcasom", trzeba przeczytać. Artystka w ostry sposób diagnozuje duchowe choroby chrześcijan, które przesłaniają nam niekiedy istotę nauczania Ewangelii.
Zacznę od kwestii oczywistych. Nie zamierzam się wypowiadać na temat wiary Natalii Niemen. Nikt z nas nie ma dostępu do duszy innego, i nikt nie ma prawa oceniać rzeczywistości, która jest jawna jedynie dla Boga. Doświadczenie podpowiada mi także, że trudne osobiste doświadczenia, spotkanie ze wspólnotami chrześcijańskimi (w tym także tymi wewnątrz Kościoła katolickiego), które w centrum stawiają przemoc duchową, zastępują religię wolności systemem nakazów i zakazów, absolutyzują lidera (kimkolwiek by on był) i wymuszają podporządkowanie w miejsce osobistego rozeznania) często prowadzą do sytuacji, w której potrzebny jest "odwyk" od zorganizowanej religijności. Mam przyjaciół i znajomych, którzy po traumatycznych doświadczeniach w zakonach lub wspólnotach o charakterze sekty, aby na nowo określić siebie, zwyczajnie odchodzą od instytucji Kościoła (Kościołów), i to nie dlatego, że utracili wiarę, ale dlatego, że potrzebują ogromnej osobistej wolności, odseparowania się od tego wszystkiego, co określało ich - niekiedy - fałszywą świadomość, by odnaleźć na powrót siebie. I dopiero gdy siebie odnajdą, gdy zrozumieją kim są, czego potrzebują, uwolnią się od narzuconych schematów, zrzucą maski, które na nich niekiedy przemocą nałożono (lub które sami nałożyli, by dopasować się do innych), mogą zacząć układać się z Bogiem. To długi proces, którego nie da się przyspieszyć, i który niekiedy naprawdę wymaga zerwania.
Czy taka jest sytuacja Natalii Niemen? Jeszcze raz powtórzę, że nie wiem. Nie ma to zresztą znaczenia, bo naprawdę ważne jest to, jak ona sama opowiada o postawach części ludzi religijnych. To bolesna, trudna, ale w wielu aspektach prawdziwa diagnoza. Natalia Niemen mówi o tym, że ona sama (ale przecież także wielu z nas) szuka we wspólnotach religijnych nie tyle Boga, ile akceptacji. I dla tej akceptacji jesteśmy gotowi na rezygnację z tego, co dla nas ważne, z naszych aspiracji, a nawet z samych siebie. Inni, o czym też wprost mówi Niemen, szukają dla odmiany załatwienia swoich problemów, miejsca, gdzie ktoś wreszcie podejmie za nich decyzje, i jeszcze zapewni, że są one decyzjami chcianymi przez Boga. "To opieranie się na czymś, co jest na zewnątrz, utrzymywanie się na poziomie dziecka, które nie jest za nic odpowiedzialne. Religia ściąga z ludzi odpowiedzialność za ich reakcje, emocje, to, kim są" - oskarża Niemen religię w ogóle, ale w istocie jest to zarzut nie tyle do samej religii, ile do pewnego jej rodzaju, w którym wolność rozeznania, wolność decydowania, ale także wieczna niepewność własnej drogi, świadomość, że błądzimy i że w tym błądzeniu Bóg jest obok nas, że on nasze błędy wykorzystuje, a nie odrzuca nas nigdy, zastępują systemem jasnych reguł, decyzji "rozeznawanych" (co niekiedy oznacza narzucanych) przez liderów. Ten model przemocowej religijności realne problemy psychiczne sakralizuje (albo demonizuje) i sugeruje, że modlitwa może zastąpić terapię, uczciwe stawanie w prawdzie o sobie czy wreszcie odwagę podjęcia samodzielnej decyzji. Ona może być błędna, ale dopiero, gdy będzie nasza, może być rzeczywiście cenna przed obliczem Boga. Ojciec zaś nie odrzuca dziecka, bo ono samodzielnie, nawet błędnie wybiera, szczególnie, gdy niewiele jest w naszym życiu sytuacji absolutnie oczywistych i pewnych.
Boleśnie prawdziwy jest także fragment o duchowej i psychicznej przemocy stosowanej przez część duchownych i świeckich liderów. "W Kościołach - różnych - jest masa narcystycznych osób, które, zwłaszcza gdy mają jakieś role przywódcze we wspólnocie, mają parcie, by kontrolować innych. Widzimy zło Kościołów tam, gdzie ono jest najbardziej wyraźne: kiedy księża krzywdzą dzieci albo jakiś duchowny krzyczy na wiernych czy wypowiada się z jawną nienawiścią. Ale równie złe są te przypadki, kiedy ktoś robi genialne wrażenie, jest serdeczny, okazuje empatię, ale jednocześnie umie w bardzo zawoalowanej i niemal nieuchwytnej formie manipulować. Znam przypadek, gdy pastor postraszył żonę innego pastora - przemocowca - która chciała się rozwieść. Powiedział jej: »Jeśli się rozwiedziesz, dziecko może umrzeć«. Straszenie piekłem to też jest przemoc i manipulacja" - opowiada Niemen. I trzeba powiedzieć zupełnie jasno, że takie sytuacje zdarzają się także w Kościele katolickim. Dążenie do kontroli przedstawiane jest jako kierownictwo duchowe, a manipulacja lękiem za duszpasterstwo. Tyle, że niewiele ma to wspólnego z Ewangelią. Jezus nie straszył piekłem grzeszników, nie wysyłał ich do niego, bo do zwyczajnych ludzi miał prosty przekaz: "nikt Ciebie nie potępił i ja ciebie nie potępiam". Ostre słowa kierował do tych, którzy chcieli za innych decydować, oceniać, potępiać. Oni byli określani grobami pobielanymi, z nimi Jezus nieustannie polemizował.
Piekło w przepowiadaniu części chrześcijan też przekształciło się z prawdy o tym, że człowiek może chcieć odrzucić Boga (bo Bóg nigdy nie chce odrzucić człowieka) w bicz na nieprawomyślnych, karę dla tych, którzy nie chcą nas słuchać, gwaranta konieczności istnienia Kościoła (bo On ma nas z niego wyzwalać) czy wreszcie w miejsce gdzie kochający Bóg wysyła tych, którzy nie byli posłuszni Jego funkcjonariuszy. Taka wizja piekła niewiele ma wspólnego z tym, jak postrzega ją Ewangelia, niewiele ma wspólnego z tym, co nauczają o nim współcześni papieże, ale wciąż wielu głosi właśnie ją, a nie Dobrą Nowinę o Bogu, który z miłości do nas oddał swoje życie, nie po to, by skazać nas na potępienie, ale by dać nam wolność. Ten Bóg jest Ojcem (ale przecież także Matką), a to oznacza, że chce by Jego dzieci dojrzewały, stawały się wolnymi, świadomymi ludźmi, którzy decydują o swoim życiu, stając wobec Niego i szukając Jego woli, ale także mając świadomość, że bardzo często możliwe są różne, równie dobre rozwiązania, a niekiedy nie ma w istocie rozwiązania dobrego. A On jest zawsze obok nas, nie odrzuca, towarzyszy. Jest blisko. Piekło, jeśli ktokolwiek w nim jest, może być wybrane tylko przez samego człowieka. Bóg nikogo na nie nie skazuje. Pytanie do wielu z nas (także do mnie samego z przeszłości) brzmi jednak, czy takiego Boga rzeczywiście głosimy?
I właśnie z takimi pytaniami, przynajmniej mnie, pozostawia Natalia Niemen. Jej wywiad jest dla mnie ważnym głosem, wskazaniem problemów z jakimi się zmagamy jako chrześcijanie (ja sam także się zmagam), opowieścią o drodze na jakiej znajduje się artystka.
Skomentuj artykuł