Nasza postawa pro-life musi być przemyślana

Nasza postawa pro-life musi być przemyślana
Fot. Anna Bizon / Depositphotos

Jeśli nie chcemy oddać walkowerem przestrzeni, która kształtuje podejście do życia w Polsce, to musimy się nauczyć głośno, rzeczowo i precyzyjnie mówić o tym, w co i dlaczego wierzymy. Nasza postawa pro-life musi być przemyślana i wynikająca z rzeczywistego namysłu nad godnością i świętością każdego życia. Tylko jeśli będzie miała realne przełożenie na naszą codzienność i na to, jak podchodzimy do życia i rodzicielstwa, będziemy dla innych wiary-godni.

W środę popielcową dzieciaki wypełniły nasz rodzinny "Słoik Intencji" przydzielonymi karteczkami, na których wypisały, o co szczególnie chciałyby się modlić w Wielkim Poście. Każdego ranka najmłodszy członek rodziny losuje jedną z nich i w danej intencji wszyscy odmawiamy różaniec. Dzisiejszego poranka po raz siódmy "w tym sezonie" pojawiła się prośba "o kolejnego braciszka lub siostrzyczkę". To oznacza, że każde z naszych piśmiennych dzieci przeznaczyło co najmniej dwie ze swoich przydzielonych karteczek na to, by prosić o pojawienie się kolejnego życia w naszej rodzinie.

My po prostu chcemy być bogaci

Muszę przyznać, że te kolejno pojawiające się intencje z jednej strony ogromnie mnie cieszą i wzruszają, ale też - tak po ludzku - zastanawiają. Mieszkamy w bloku na jednym z wrocławskich osiedli. Nasze dzieci (w wieku: 10, 8, 6 i 2 lat) nie mają szans na własne pokoje, więc kanonada "mamomamoboon/ona" i jęków z cyklu "z nim/nią się nie daaaaaaa" - zdaje się nie mieć końca. A mimo wszystko, gdy zaczęliśmy je podpytywać, skąd im się to pragnienie wzięło, niemal jednogłośnie powiedzieli: "bo jesteśmy ciekawi, kogo wam Pan Bóg jeszcze da". Zadrżeliśmy, że może to przejaw jakiejś złośliwości, żeby rodzicom, którym ostatnio regularnie cierpliwości i sił nie starcza, jeszcze "dołożyć roboty", ale im dłużej rozmawialiśmy, tym bardziej wychodziło na jaw, że oni naprawdę, tak po prostu chcą mieć przy sobie kolejnego małego członka rodziny. "Mamo, przecież sama powtarzasz, że dzieci są skarbem. My po prostu chcemy być bogaci" - przekomarza się ze mną najstarszy syn.

Język kształtuje postawę

W całej tej sytuacji jedna rzecz zwraca moją szczególną uwagę. Język jakiego używają nasze dzieci w odniesieniu do szeroko rozumianego rodzicielstwa. Zobaczcie - proszą o "kolejnego maluszka", są "ciekawe nowego życia", a o sobie mówią, że są "maminymi skarbami". Słysząc, jak rozmawiamy z wujostwem o urokach bycia w pierwszym trymestrze, nie dopytują nas, czy "ten zarodek" ma już uszy i nogi, tylko "czy dzidziuś już nas słyszy przez brzuch"? Dla nich ciąża to nie "problem" czy "choroba", tylko "radość" i "błogosławieństwo". A że słyszą też inne określenia, nie mam żadnych wątpliwości.

Pierworodny poprosił nas ostatnio, byśmy mu wyjaśnili , co to znaczy "aborcja". Cóż, może i dziesięcioletnie dzieci nie zastanawiają się jeszcze nad naturą relacji damsko-męskich, ale uszy mają wyjątkowo wyczulone na sprawy dorosłych. Szkoła to takie lustro społeczeństwa i jeśli ktoś ma złudzenia, że kilkuletnie dzieci nie rozmawiają o sprawach, o których dyskutują dorośli i to jeszcze językiem, który podsłuchają w tv, radiu, podcastach czy youtubach, to niech się szybko ich pozbędzie. Borys sam przyznał, że słowo "aborcja" po raz pierwszy usłyszał w szkolnej szatni. Nie rozumiał, co ono dokładnie znaczy. Wyjaśniliśmy mu je więc i odpowiedzieliśmy na mnóstwo pytań, które od razu zrodziły się w jego głowie. Pozostaje nam się cieszyć, że - podobnie jak z seksem i sprawami różnic damsko-męskich   to myśmy go w tę problematykę wprowadzili, a nie "świat".

Ten ma przewagę, kto narzuca agendę

Nie trzeba być ani medioznawcą, ani specjalistą od komunikacji, by zauważyć, że w dzisiejszym świecie ten, kto ma wpływ na to, o czym ludzie dyskutują, kształtuje opinie i poglądy poszczególnych jednostek. Nawet jeśli zjawiska "baniek informacyjnych" czy "dyktatury algorytmu" skutecznie odzierają ludzi ze złudzeń o wolności rzekomo drzemiącej w internecie, to i tak rewolucja komunikacyjna, której jesteśmy świadkami, zmienia nas i nasze społeczeństwa dogłębnie. Nie radzimy sobie zbyt dobrze z tą zmianą i nie potrafimy (jeszcze?) chronić się przed smartfonizacją myślenia. Historia uczy, że ludzkość nie jeden "przewrót kopernikański" już widziała, ale na pewno skala i tempo obecnych zmian są absolutnie wyjątkowe.

Mam szczerą nadzieję, że nie dożyję czasów, w których wzorem Francji rzekome "prawo do aborcji" zostanie wpisane do polskiej konstytucji. Jednocześnie nie mam złudzeń, że takie ryzyko istnieje. I daleka jestem od twierdzenia, że powodem sukcesywnie postępującej liberalizacji podejścia do tego tematu jest tylko i wyłącznie narzucanie języka, w którym nie mówimy o "nienarodzonym dziecku" tylko o "płodzie" czy "embrionie", a o poczęciu istoty ludzkiej rozmawiamy jak o jakiejś usłudze, z której można zrezygnować, jeśli akurat klient takie ma życzenie. Nie. Splot czynników polityczno-społeczno-kulturowych jest tu bardzo szeroki i można by mu spokojnie poświęcić nie jeden artykuł (ba! są tacy, którzy zajmują się tą zmianą naukowo). Co jednak może zrobić przeciętny katolik? Co powinniśmy robić jako Kościół w tej kwestii?

Misja: e-wangelizacja

Czytając badania dotyczące stosunku Polaków do aborcji, jakie od 1992 r. regularnie przeprowadza CBOS, warto zauważyć, że od lat podział na zwolenników i przeciwników dopuszczania przerywania ciąży utrzymuje się na dość zbliżonym poziomie. Obecne trendy pokazujące zmianę w kierunku liberalizacji podejścia do tej kwestii "zawdzięczamy" przede wszystkim młodym pokoleniom, które w dużej mierze do kościoła już nie zaglądają. Zaglądają za to nałogowo do internetu. Tam z kolei raczej nie poświęcają swojej uwagi przeczytaniu jakichś dłuższych rozmów bioetyków czy autorytetów z dziedziny prawa. Raczej karmią się tym, co podsunie im algorytm, co zazwyczaj jest krótkie i niewymagające dogłębnego namysłu.

Myślę więc, że Kościół nadal powinien robić swoją robotę - mówić na kazaniach, w listach episkopatu i na lekcjach religii o tym, że życie jest święte. Grunt, by i praktykujący wierni, i księża mieli świadomość, że te treści są po to, by ugruntować przekonania w przekonanych (co - uwaga - też jest potrzebne!). Być może warto byłoby popracować nad jakością komunikatów, które padają z ambony, np. wzbogacić je o argumenty nie wymagające znajomości cytowania z pamięci encyklik Jana Pawła II, które babcie i dziadkowie będą mogli wykorzystać w rozmowie z wnukami, ale to raczej nie jest coś, co generalnie wpłynie na młodych. Nie zaszkodziłoby za to, gdyby tej rzeszy kapitalnych księży i sióstr zakonnych niestrudzenie ewangelizujących internet i młodych, dać mocne, odgórne instytucjonalne wsparcie i fundusze (a jakże!), by to, co już kapitalnie robią oddolnie, nabrało jeszcze większego zasięgu.

Moc świadectwa

Kryzys autorytetów, który obserwujemy w całym świecie, sprawia, że dziś najcenniejszą walutą obok czasu staje się zaufanie. To oznacza, że prędzej zaufamy komuś kogo znamy niż politykom, dziennikarzom czy cytowanym w mediach ekspertom. I tu widzę szansę na realne wpływanie na innych dla nas, przeciętnych katolików. Najwięcej dobra zrobimy, jeśli nauczymy się o życiu i jego wartości rozmawiać najpierw ze swoimi bliskimi. Na rodzinnym poligonie szybko przekonamy się, gdzie mówię (myślę?) sloganem, a gdzie dane przekonania są autentycznie moje, są dla mnie rzeczywistą wartością. A za tym, co uznaję za wartość, łatwiej jest stanąć w obronie. I wiem, jak bardzo niekomfortowe jest zabranie głosu w kwestiach, które uważa się za absolutnie delikatne, osobiste i trudne. Jeśli jednak nie chcemy oddać walkowerem przestrzeni, która kształtuje podejście do życia w Polsce, to musimy się nauczyć głośno, rzeczowo i precyzyjnie mówić o tym, w co i dlaczego wierzymy. Nasza postawa pro-life musi być przemyślana i wynikająca z rzeczywistego namysłu nad godnością i świętością każdego życia. Tylko jeśli będzie miała realne przełożenie na naszą codzienność i na to, jak podchodzimy do życia i rodzicielstwa, będziemy dla innych wiary-godni. Od początku chrześcijaństwa to świadectwo życia było przecież tym, co ludzi faktycznie przyciągało do Jezusa.

Żona, mama, córka, z zawodu animatorka społeczności lokalnych, z zamiłowania doktorka nauk społecznych, w wolnych chwilach pisze bloga "Dobra Wnuczka" i prowadzi konto na Instagramie. Razem z mężem od lat zaangażowana w Ruch Spotkań Małżeńskich i wrocławską Wspólnotę Jednego Ducha. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Wit Chlondowski OFM

Każdego dnia przeżywamy wiele napięć i stresów. Czujemy się przeciążeni i osamotnieni. Bywa, że nie rozumiemy tego, co dzieje się w nas samych. Zmienność uczuć, codzienne doświadczenia, nieuporządkowana historia życia… To wszystko wpływa nie tylko...

Skomentuj artykuł

Nasza postawa pro-life musi być przemyślana
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.