Chrześcijanin współtwórcą prawdziwej radości

Chrześcijanin współtwórcą prawdziwej radości
Fot. Grzegorz Gałązka/galazka.deon.pl
Libreria Editrice Vaticana

Drodzy bracia i siostry!

W ubiegłą środę mówiłem o wielkim zwrocie, jaki nastąpił w życiu św. Pawła po spotkaniu ze zmartwychwstałym Chrystusem. Jezus wszedł w jego życie i go przemienił z prześladowcy w apostoła. Spotkanie to zapoczątkowało jego misję: Paweł nie mógł dalej żyć jak dotychczas. Teraz czuł się apostołem, któremu Pan powierzył zadanie głoszenia Jego Ewangelii. Dzisiaj właśnie chciałbym mówić o tej jego nowej życiowej sytuacji, kiedy został apostołem Chrystusa. Na ogół — zgodnie z Ewangeliami — nazywamy apostołami Dwunastu, określając w ten sposób tych, którzy byli towarzyszami życia i słuchaczami nauk Jezusa. Jednakże Paweł również czuje się prawdziwym apostołem i jest jasne, że Pawłowe rozumienie apostolstwa nie ogranicza się do grupy Dwunastu. Oczywiście, Paweł potrafi dobrze odróżnić swój przypadek od tych, «którzy apostołami stali się pierwej» (Ga 1, 17): uznaje, że ich miejsce w życiu Kościoła jest szczególne. A jednak, jak wszystkim wiadomo, również św. Paweł uważa się za Apostoła sensu stricto. Pewne jest, że w początkowym okresie chrześcijaństwa nikt nie pokonał tylu kilometrów, co on — na lądzie i na morzu — tylko po to, by głosić Ewangelię.

Tak więc jego wizja apostolatu była szersza niż koncepcja związana z obrazem grupy Dwunastu, przekazanym przede wszystkim przez św. Łukasza w Dziejach Apostolskich (por. Dz 1, 2. 26; 6, 2). W Pierwszym Liście do Koryntian Paweł dokonuje bowiem wyraźnego rozróżnienia między «Dwunastoma» i «wszystkimi apostołami», wymienionymi jako dwie odrębne grupy, którym ukazał się Zmartwychwstały (por. 15, 5. 7). Następnie w tym samym tekście pokornie nazywa siebie «najmniejszym ze wszystkich apostołów», przyrównując się wręcz do poronionego płodu i mówi: «Jestem (...) niegodzien zwać się apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży. Lecz za łaską Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się daremna; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja, co prawda, lecz łaska Boża ze mną» (1 Kor 15, 9-10). Metaforyczny obraz poronionego płodu wyraża skrajną pokorę. Wystąpi on również w Liście do Rzymian św. Ignacego Antiocheńskiego: «Jestem ostatnim ze wszystkich, jestem poronionym płodem, będę jednak coś znaczył, jeśli osiągnę Boga» (9, 2). To, co biskup Antiochii powie, myśląc o swoim bliskim już męczeństwie, spodziewając się, że odmieni ono całkowicie jego niegodny stan, św. Paweł mówi w odniesieniu do swojego zaangażowania apostolskiego: to w nim objawia się owocność łaski Bożej, która potrafi przemienić nieudolnego człowieka w wielkiego apostoła. Od prześladowcy do założyciela Kościołów: oto czego dokonał Bóg w człowieku, którego można było uważać za straconego dla Ewangelii!

Czymże jest zatem to, co w pojęciu św. Pawła sprawia, że on sam i inni są apostołami? W jego Listach spotykamy trzy zasadnicze cechy, które czynią z człowieka apostoła. Pierwszą z nich jest «widzieć Jezusa» (por. 1 Kor 9, 1), czyli mieć z Nim spotkanie, które przesądziło o całym życiu. Podobnie w Liście do Galatów (por. 1, 15-16) powie, że został powołany, niemal wybrany przez łaskę Boga, który mu objawił swego Syna, aby głosił Dobrą Nowinę poganom. Ostatecznie o apostolstwie decyduje Pan, a nie osobiste przeświadczenie. Apostołem nie zostaje się samemu, ale Pan nim ustanawia. Dlatego też apostoł musi utrzymywać stałą więź z Panem. Nieprzypadkowo Paweł mówi, że jest «apostołem z powołania» (Rz 1, 1), to znaczy «nie z ludzkiego ustanowienia czy zlecenia, lecz z ustanowienia Jezusa Chrystusa i Boga Ojca» (Ga 1, 1). To jest pierwszą cechą: zobaczyć Pana, być powołanym przez Niego.

Drugą cechą jest «zostać posłanym». Greckie słowo apóstolos oznacza właśnie «posłany, wysłany», czyli ambasador i ten, kto przekazuje posłanie. Powinien więc działać jako pełnomocnik i przedstawiciel tego, który go wysyła. Dlatego właśnie Paweł mówi o sobie, że jest «apostołem Jezusa Chrystusa» (por. 1 Kor 1, 1; 2 Kor 1, 1), czyli Jego delegatem, oddanym całkowicie Jego służbie, i to do tego stopnia, że nazywa siebie również «sługą Chrystusa Jezusa» (Rz 1, 1). Jeszcze raz pierwszoplanowego znaczenia nabiera idea inicjatywy kogoś innego — Boga w Chrystusie Jezusie — przed którym jest się odpowiedzialnym, ale przede wszystkim uwypukla się otrzymanie od Niego misji do spełnienia w Jego imię i przesuwa na drugi plan jakikolwiek osobisty interes.

Trzecim warunkiem jest «głoszenie Ewangelii» i będące jego następstwem zakładanie Kościołów. Tytuł «apostoł» nie jest bowiem i nie może być tytułem honorowym. Określa on w sposób konkretny, a nawet dramatyczny całe życie człowieka. W Pierwszym Liście do Koryntian Paweł woła: «Czy nie jestem apostołem? Czyż nie widziałem Jezusa, Pana naszego? Czyż nie jesteście moim dziełem w Panu?» (9, 1). Podobnie w Drugim Liście do Koryntian stwierdza: «Wy jesteście naszym listem, (...) listem Chrystusowym dzięki naszemu posługiwaniu, listem napisanym nie atramentem, lecz Duchem Boga żywego» (3, 2-3).

Nie dziwi nas więc, że Chryzostom stosuje w odniesieniu do Pawła określenie «diamentowa dusza» (Panegiryki, 1, 8), a potem mówi: «Podobnie jak ogień w zetknięciu z różnymi materiałami przybiera na sile (...), tak też słowo Pawła zdobywało dla swojej sprawy wszystkich, do których docierało, a tych, którzy go zwalczali, porwały jego przemówienia i byli trawieni przez ten duchowy ogień» (tamże, 7, 11). Wyjaśnia to, dlaczego Paweł nazywa apostołów «pomocnikami Boga» (1 Kor 3, 9; por. 2 Kor 6, 1), którego łaska działa przez nich. Typową cechą prawdziwego apostoła, dobrze przedstawioną przez św. Pawła, jest swoiste utożsamienie Ewangelii i ewangelizatora: obu przeznaczony jest ten sam los. Nikt tak jak Paweł nie powiedział bowiem, że głoszenie krzyża Chrystusowego jest uważane za «zgorszenie i głupstwo» (por. 1 Kor 1, 23), na co wielu reaguje niezrozumieniem i odrzuceniem. Było tak w tamtych czasach i nie powinno dziwić, że podobnie dzieje się dzisiaj. Los ludzi uważanych za «zgorszenie i głupstwo» spotyka zatem apostoła i Paweł o tym wie: takie jest jego życiowe doświadczenie. Nie bez pewnej ironii pisze do Koryntian: «Wydaje mi się bowiem, że Bóg nas, apostołów, wyznaczył jako ostatnich, jakby na śmierć skazanych. Staliśmy się bowiem widowiskiem dla świata, aniołów i ludzi; my głupi dla Chrystusa, wy mądrzy w Chrystusie, my niemocni, wy mocni; wy doznajecie szacunku, a my wzgardy. Aż do tej chwili łakniemy i cierpimy pragnienie, brak nam odzieży, jesteśmy policzkowani i skazani na tułaczkę, i utrudzeni pracą rąk własnych. Błogosławimy, gdy nam złorzeczą, znosimy, gdy nas prześladują; dobrym słowem odpowiadamy, gdy nas spotwarzają. Staliśmy się jakby śmieciem tego świata i wzbudzamy odrazę we wszystkich aż do tej chwili» (1 Kor 4, 9-13). Jest to Pawłowy autoportret apostolskiego życia: od wszystkich tych cierpień większa jest radość z tego, że jest człowiekiem niosącym błogosławieństwo Boże i łaskę Ewangelii.

Zresztą Paweł dzieli z filozofią stoicką swojej epoki ideę wytrwałej stałości we wszystkich trudnościach, przed jakimi staje; wychodzi jednak poza czysto ludzką perspektywę, odwołując się do miłości Boga i Chrystusa: «Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? Jak to jest napisane: Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień, uważają nas za owce na rzeź przeznaczone. Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował. I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co [jest] wysoko, ani co głęboko, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym» (Rz 8, 35-39). Ta pewność, ta głęboka radość kierują Pawłem pośród tych wszystkich spraw: nic nie może nas odłączyć od miłości Bożej. Ta miłość jest prawdziwym bogactwem ludzkiego życia.

Jak widać, św. Paweł oddał się Ewangelii całym swoim życiem, można by powiedzieć: dwadzieścia cztery godziny na dobę! Pełnił swoją posługę wiernie i z radością, «żeby uratować choć niektórych» (1 Kor 9, 22). Do Kościołów, choć wiedział, że łączy go z nimi więź ojcostwa (por. 1 Kor 4, 15), jeśli nie wręcz macierzyństwa (por. Ga 4, 19), odnosił się w postawie służby, mówiąc w godny podziwu sposób: «Nie żeby okazać nasze władztwo nad wiarą waszą, bo przecież jesteśmy współtwórcami radości waszej» (2 Kor 1, 24). Taka jest misja wszystkich apostołów we wszystkich epokach: być współtwórcami prawdziwej radości.

Do Polaków:

Witam serdecznie obecnych tu Polaków. Bracia i siostry! Waszej modlitwie polecam bliską już moją pielgrzymkę do Francji. Niech świętowanie rocznicy objawień Matki Bożej w Lourdes przypomni raz jeszcze Europie i światu Jej wezwanie do modlitwy, pokuty i nawrócenia. Niech to będzie przedmiotem także waszej refleksji. Z serca błogosławię wam i waszym bliskim.

Benedykt XVI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Chrześcijanin współtwórcą prawdziwej radości
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.